Projekt zaprezentowała komisarz odpowiedzialna za politykę równości Helena Dalli. Jego adresatem nie były rządy państw członkowskich UE ani jej obywatele, tylko personel obsługujący jej gremium wykonawcze: Komisję Europejską. Projekt nie wzywał do zakazywania świąt religijnych, związanej z nimi symboliki i tradycji ani do ograniczania swobody ich obchodzenia. Zawierał natomiast sugestie, by pracownicy i członkowie KE używali języka bardziej inkluzywnego, czyli liczącego się ze zróżnicowaniem kulturowym we wspólnocie unijnej, w której żyją ludzie o różnych tożsamościach narodowych, religijnych, seksualnych, religijni i niereligijni.
Czytaj też: Abp Jędraszewski. Człowiek Kościoła, ulubieniec władzy
Unia „kasuje Boże Narodzenie”
Wśród sugestii zawartych w dokumencie mamy zalecenie, by np. nie mówić o „kolonizacji” Marsa, tylko o misjach badawczych wysyłanych na Czerwoną Planetę, unikać terminów takich jak „chairman” (lepiej powiedzieć „chairperson”), pytać osoby ze społeczności LGBT+, czy życzą sobie, by określać je publicznie jako geje czy lesbijki, czy raczej mówić o „trans people”, „gay person”.
Słowem, chodziło o to, by mowa brukselska była wrażliwa na różne wrażliwości obywateli, gdy się z nimi urzędowo kontaktuje. Wśród sugestii znalazło się zalecenie, by składać „seasonal greetings” zamiast życzeń z okazji świąt Bożego Narodzenia. W końcu nie wszyscy obywatele Unii są chrześcijanami, miliony wyznają inne religie i obchodzą swoje święta w innych terminach.
Część prawicy europejskiej projekt oburzył. Dopatrzyła się w nim przejawów „cancel culture”, rugowania chrześcijaństwa i związanych z nim tradycji. Komisarz Dalli wycofała projekt, zapowiedziała dalsze prace. To raczej punkt dla niej, bo nie trwała w uporze i zareagowała na krytykę (co z kolei nie spodobało się części lewicy, która uznała ruch Dalli za niepotrzebne ustępstwo wobec skrajnej prawicy).
Czytaj też: Ultrakatolicka krucjata abp. Jędraszewskiego
Wymysły Jego Ekscelencji
Abp Jędraszewski w kazaniu podczas pasterki w Ludźmierzu zaznaczył, że dokument został wycofany, ale kontynuował swoje rozważania w duchu prawicowej wojny kulturowej ze współczesnością. Bo przecież nie wiadomo, co oni tam w tej Brukseli jeszcze wymyślą. Kościelnego dygnitarza współczesność – czyli wielokulturowość Europy – interesuje tylko wtedy, gdy można nią straszyć owieczki poprawnością polityczną „eurokratów” i teoriami spiskowymi o rzekomych planach „lewactwa” dążącego do urawniłowki kulturowej i zniszczenia prawdy o chrześcijańskich korzeniach Europy.
Według metropolity krakowskiego Unia uzurpuje sobie nie tylko władzę polityczną, ale i „kulturową”. Cokolwiek to miałoby znaczyć, ma się nijak do rzeczywistości i służy tylko sianiu zamętu w głowach wiernych. Komisja Europejska jest legalną częścią systemu UE, powoływaną według zasad traktatowych i zatwierdzaną przez demokratycznie wybrany Parlament Europejski. Na tym polega jej władza polityczna, „władza kulturowa” to wymysł Jego Ekscelencji.
Kodyfikowanie zasad jej codziennej pracy to jej prawo, z którego Komisja korzysta lepiej lub gorzej, niczego sobie nie uzurpując. A gdy popełni błąd, jest zdolna się do niego przyznać, co rzadko się zdarza naszym obecnym władzom kościelnym i państwowym. A więc Jędraszewski kolejny raz trafił kulą w płot zamiast w sedno.
Czytaj też: Kościół i „ekologizm”, czyli co miał na myśli abp Jędraszewski
Jakby Boga nie było
Sedno jest bowiem takie, że Europa odchodzi od chrześcijaństwa głównie z powodu kryzysu w Kościele rzymskokatolickim. Nie tylko pedofilskiego, także systemowego, który jest coraz bardziej widoczny nawet dla rzesz katolików. To jest kryzys autorytetu i wiarygodności wynikający z pęknięcia między głoszonym przekazem a praktyką życia episkopatu i kleru.
Abp Jędraszewski ubolewał w Ludźmierzu, że świat żyje dziś coraz bardziej tak, jakby Boga nie było. Może by ubogacił wiernych refleksją, czemu tylu duchownych żyje dziś tak, jakby Boga nie było.
Czytaj też: Abp Jędraszewski nie rozumie, że słowa nie są bezkarne