Ostatni piątek października to jeden z najtrudniejszych dni dla dyrektorów. Muszą się bowiem zmierzyć zarówno ze zwolennikami wspierania osób LGBT+ w środowisku szkolnym, jak i przeciwnikami tego typu działań. Uczniom chodzi o wyrażenie swoich poglądów, a dyrekcji o przestrzeganie prawa i zapewnienie wszystkim bezpieczeństwa. Żeby nikomu nic się nie stało i nikt nie czuł się zniewolony i upokorzony. Trudne zadanie. Czy w ogóle wykonalne?
Tęczowy Piątek. Zrobiło się nerwowo
Rok temu do mojej szkoły przybył absolwent, który chciał zdyscyplinować dyrekcję, aby nigdy więcej nie pozwalała na obchodzenie Tęczowego Piątku. Młody człowiek zamierzał wprowadzić w czyn słowa Przemysława Czarnka, który „tolerancję” nazywa „brakiem odpowiedzialności”. A zatem – uważa minister – tylko nieodpowiedzialni dyrektorzy tolerują na terenie swojej szkoły wyrażanie solidarności z młodzieżą LGBT+. Absolwent chciał wymusić na dyrektorze bycie odpowiedzialnym i zakazanie Tęczowego Piątku raz na zawsze. Czarnek na pewno by się ucieszył i młodego człowieka ozłocił.
Trudno powiedzieć, czy szef złożył naszemu byłemu uczniowi jakąś obietnicę, czy opowiedział się po którejś ze stron. Absolwent nie zdradził szczegółów rozmowy, powiedział tylko: „pożyjemy, zobaczymy”. Wiele osób z niecierpliwością oczekiwało na ostatni piątek października 2022 r. Czy w naszej szkole będzie tego dnia „tęczowo”, czy „szaro”? Czy dyrektor dał się przekonać, a może raczej zastraszyć?
Kilka dni przed godziną zero zrobiło się nawet bardzo nerwowo, gdyż jedni uczniowie zapowiadali, wyjątkowo otwarcie i wręcz brawurowo, że Tęczowy Piątek się odbędzie. Nawet zapraszali jedni drugich na różnego rodzaju zdarzenia. Mnie też zaproszono. Drudzy natomiast zapewniali, że niczego takiego nie będzie. „Nie ma mowy” – mówili. Sugerowali też, aby owych zaproszeń nie brać poważnie. Do szkoły wpadali też z wizytą absolwenci, żeby wybadać nastroje. Dzień zapowiadał się więc jeszcze trudniejszy niż w latach poprzednich.
Komu tęcza nie odpowiada
Moje liceum znajduje się w centrum Łodzi. To wprawdzie nie są Stare Bałuty, ale i tutaj bywa niebezpiecznie. W poprzednich latach zdarzało się, że w ostatni piątek października droga do szkoły była obstawiona przez grupy, które chciały wpłynąć na zachowanie uczniów i nauczycieli. Niektórzy z nas w obawie o bezpieczeństwo rzeczywiście kryli tęczowe elementy ubioru, np. czapkę bądź szalik, a inni demonstracyjnie je wyciągali.
Pamiętam, że dyrekcja raz nawet poprosiła o pomoc policję. Być może obawy były przesadzone, ale mnie też ciarki chodziły wtedy po plecach. Z duszą na ramieniu zmierzałem do pracy, gdyż widziałem, że jestem obserwowany przez ludzi, którym tęczowe barwy nie odpowiadają. Czułem się, jakby świat cofnął się do czasów niedemokratycznych. Naprawdę mogę zostać zaczepiony z tego powodu, że moja kurtka jest zbyt kolorowa albo spodnie za mało szare?
W tym roku droga do szkoły była pusta jak nigdy. Nie przysłano nikogo? Żadnej ultraprawicowej straży? Może to przypadek, a może obstawiono inne miejsca, natomiast moje liceum uznano za odpowiednio nastraszone? Nad wejściem do budynku powiewała flaga ZNP, natomiast barw tęczy nie było. Jak tylko znalazłem się w środku, przekazano mi wiadomość, że dyrektora nie ma. Nie dociekałem, czy nie ma go tylko w tej chwili, czy cały dzień. Otworzyłem szeroko oczy, bo jak nie ma szefa, pracownikom jest trochę lżej, ale też ciężej, gdyż trzeba bardziej uważać na uczniów. W takim dniu jak ostatni piątek października trzeba uważać szczególnie mocno.
Wszyscy chyba pomyśleli tak samo, gdyż miało się wrażenie, że na korytarzach jest dwa razy więcej nauczycieli. Podczas przerw dyżurowano chyba podwójnie. Ja też, mimo że tego dnia nie mam dyżuru, spacerowałem w czasie przerw po szkole, patrząc, czy jest bezpiecznie. Od razu zauważyłem, że coś jest nie tak. W poprzednich latach tęczowe barwy dominowały, a teraz, owszem, trafiały się, ale szału nie było. Czyżby jednak zeszłoroczna wizyta absolwenta zrobiła swoje i Tęczowy Piątek u nas się skończył? Zastraszono nas? No nic, pomyślałem, jest wcześnie rano, może zabawa zacznie się później.
Tęcza w szkole się zgubiła
Rzeczywiście później szkoła zaczęła tętnić życiem, zrobiło się świątecznie, jednak to nie był Tęczowy Piątek, lecz jakieś inne święto. Na korytarzach rozstawiono ciasta i zaczęto nimi handlować. Zapytałem, z jakiej to okazji, i odpowiedziano mi, ale nie tak, jak się spodziewałem. To nie była akcja wspierająca młodzież LGBT+, lecz coś, co raczej rozmywało wyrazy solidarności z tą młodzieżą. Pod Tęczowy Piątek podpięto inne wydarzenia, które miały za zadanie przykryć aktywność LGBT+. Tęcza zniknęła.
Kiedy w poprzednich latach w szkole był tylko Tęczowy Piątek, nawet pojedynczy znak tęczy rzucał się w oczy i robił wrażenie. Obecnie, gdy szkołę zalał handel ciastami, tęcza gubiła się w tłumie. Mnie też się udzieliło. Zapomniałem o walce z homofobią i stanąłem w grupie czekających na ciastko. W kolejce rozmawialiśmy o tym, które wypieki są najlepsze: te z kremem czy z polewą? Dwie dziewczyny machały tęczowymi flagami, ale nikt się tym nie interesował. Zresztą jakie to były barwy, dotarło do mnie dopiero, gdy udało mi się upolować karpatkę. Wstyd powiedzieć, ale karpatka okazała się ważniejsza od gestów dziewczyn z flagami. Cukier mocno uderzał do głowy.
Po dniu pełnym obżerania się przypomniałem sobie, że kilka dni temu rozmawiałem z katechetą o papieskich kremówkach. Niby to tylko ciasto – mówił – ale nie należy lekceważyć jego mocy. Potrafi zdziałać cuda. No i chyba coś takiego stało się dzisiaj w mojej szkole. Załatwiono Tęczowy Piątek papieskimi słodyczami. Przykryto tęczę kremówkami. Dawno nie zjadłem tyle słodyczy co dzisiaj. Dwa olbrzymie talerze z ciastkami przyniesiono nawet do pokoju nauczycielskiego z napisem „Dziękujemy”. Zjedliśmy, nie zastanawiając się, od kogo i za co są te podziękowania. Może nie powinniśmy przyjmować prezentu?
Uczniowie działający na rzecz wspierania osób LGBT+ dali się w tym roku zaskoczyć. Ciastka wygrały z tęczą. Niby był w szkole Tęczowy Piątek, ale tak mizerny i słaby, że przykro było patrzeć. Gdyby go zakazano, jak chce Czarnek, pewnie rósłby w siłę. Zakazane święto działa na nastolatków jak magnes. Kiedy jednak niczego nie zakazano, a jedynie wprowadzono alternatywne wydarzenie, do tego wyjątkowo atrakcyjne, uczniowie i nauczyciele połknęli haczyk.
Pamiętam jak przez mgłę, że ktoś szukał wśród ciast takich z tęczą, ale nie znalazł ani jednego. Kupił więc kremówkę i zapomniał, po co tu tak naprawdę przyszedł. Mgła wciągnęła też jego, tęcza wyparowała. No cóż, chyba o to chodziło. Nie pozostaje mi nic innego, jak pomysłodawcom handlu ciastami pogratulować. Mistrzowski cios w Tęczowy Piątek: czuję się pokonany, ale nieupokorzony.