Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

800 zamiast 500 plus. PiS postawił na swoim. Podwyżka dopiero po wyborach

Posiedzenie Sejmu, lipiec 2023 r. Posiedzenie Sejmu, lipiec 2023 r. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Po utracie realnej wartości 500 plus do kieszeni rodziców trafi teraz... o 50 zł więcej. PiS wie, że boomu demograficznego po takiej podwyżce nie będzie. Przeciwnie: teraz podkreśla, że program nie będzie aż taki drogi, bo małych dzieci jest coraz mniej.

Za ustawą podnoszącą 500 plus w piątkowym głosowaniu opowiedziała się także opozycja. W sumie 406 posłów było „za”, przeciw 45, nikt się nie wstrzymał (w klubie Koalicji Obywatelskiej zbuntowała się tylko jedna posłanka – Klaudia Jachira, bo jej zdaniem 500 plus nie ma wiele wspólnego z państwem opiekuńczym). Wcześniej Sejm odrzucił wniosek złożony przez Konfederację o odrzucenie projektu ustawy w całości. Konfederacja kontestuje bowiem „socjalistyczne rozdawnictwo”, które zarzuca i PiS, i Platformie.

Wyższa kwota ma obowiązywać od 1 stycznia 2024 roku.

800 plus. Od stycznia czy od sierpnia

Podwyższenie 500 plus do kwoty 800 zł stało się tematem kampanii wyborczej po tym, jak prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział długo oczekiwaną przez rodziców zmianę podczas konwencji partyjnej w maju. „Od nowego roku program 500 plus to będzie ciągle nazwa, jak sądzę, pamiętana, ale suma będzie już inna. To będzie 800 plus” – mówił Kaczyński. Program Rodzina 500 plus funkcjonuje od kwietnia 2016 r. Co miesiąc, po dwukrotnym rozszerzeniu programu, korzysta z niego blisko 7 mln dzieci w Polsce.

W maju Sejmie PO złożyła swój własny projekt ustawy ws. waloryzacji 500 plus, który zakładał podwyżkę już od czerwca tego roku. „Waloryzacja tego świadczenia naszym zdaniem powinna być wprowadzona teraz, jeśli nie jest zwykłą, kampanijną zagrywką Kaczyńskiego” – mówił Donald Tusk. Projekt Platformy został jednak w tym tygodniu w Sejmie potraktowany po macoszemu – w ogóle się nim nie zajęto. Politycy PiS nazwali go nawet „plagiatem”.

Posłowie opozycji próbowali więc innych sposobów. W czasie posiedzenia komisji polityki społecznej Marzena Okła-Drewnowicz z klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej zgłosiła poprawkę, by świadczenie obowiązywało już od 1 czerwca. Zaznaczyła, że klub złożył poprawkę do nowelizacji ustawy budżetowej. „Mówimy sprawdzam. Właśnie chodzi o to, żeby te pieniądze były tu i teraz – jeśli wam zależy na polskich rodzinach – a nie dopiero wtedy, jak ludzie zagłosują przy urnach wyborczych” – mówiła. Z kolei Lewica złożyła poprawkę, by podniesione świadczenie (800 plus) obowiązywało od 1 września tego roku. Ludowcom z kolei zależało, by wzrost świadczenia o 300 zł dotyczył rodzin, w których chociaż jedna osoba pracuje. Po przegranych głosowaniach w sprawie poprawek w piątek Magdalena Biejat, posłanka Lewicy, napisała na Twitterze, że decyzja o wprowadzeniu 800 plus dopiero od stycznia oznacza, że kolejna waloryzacja programu – według prognoz NBP z wysoką inflacją będziemy walczyć jeszcze przez dwa lata – została „uzależniona od widzimisię polityków i kalendarza wyborczego. Tyle są warte ich zapewnienia, że dobro dzieci jest ważniejsze niż doraźne korzyści polityczne”.

PiS wie, że boomu demograficznego nie będzie

Podwyżka ma kosztować budżet dodatkowe 24 mld zł, na co rząd – projekt wyszedł z KPRM-u – znalazł „interesują” odpowiedź. Otóż w ocenie skutków regulacji znalazł się zapis o tym, że „w kolejnych latach jest zakładany spadek wydatków w związku ze zmniejszającą się populacją dzieci w wieku 0–17 lat, wynikającą ze zmniejszającej się liczby urodzeń”. PiS wie, że boomu demograficznego po podwyżce nie będzie. Przeciwnie: teraz podkreśla, że program nie będzie aż taki drogi, bo małych dzieci jest coraz mniej. Uzasadnieniem dla wprowadzenia w 2016 r. programu 500 plus była właśnie konieczność zwiększenia liczby urodzeń. Projekt miał mieć charakter pronatalistyczny, zwiększający dzietność. Z kolei w nowej, uchwalonej błyskawicznie ustawie, czytamy, że w przyszłym roku w Polsce 800 plus będzie pobierać niemal 6,7 mln dzieci, w 2025 r. – 6,6 mln, w 2027 – 6,3 mln, a w 2029 r. – lekko ponad 6 mln.

Ta podwyżka nie tylko rekompensuje utratę wartości realnej tego świadczenia, ale dodaje jeszcze ok. 60 zł ponad to, co byłoby konieczne. Liczenie na to, że te dodatkowe 60 zł będzie miało jakiś wpływ na decyzje rodziców, to naiwność. Zresztą rząd uchwalił już Strategię Demograficzną 2040 z wieloma innymi instrumentamikomentuje prof. Ryszard Szarfenberg z Uniwersytetu Warszawskiego, ekspert od programów społecznych, ubóstwa i walki z nim.

Badanie CBOS dot. planów prokreacyjnych Polek pokazuje, że dziś reakcja kobiet według wieku jest dość charakterystyczna: młodsze w grupie 25–39 lat myślą o dzieciach w dłuższej perspektywie, starsze – najbliższych trzech–czterech lat. Jednak kobiety w wieku 30–34 lat częściej niż w badaniu sprzed pięciu lat wskazują, że planują wkrótce zajść w ciążę. Wzrósł także odsetek kobiet w wieku 35–39 lat deklarujących plany prokreacyjne. Ale barierą realizacji deklarowanych zamierzeń jest poczucie zagrożenia, w tym choćby rosnące koszty życia czy drożejące kredyty i mieszkania. By wymienić jedynie te związane z sytuacją gospodarczą w kraju (o strachu ciążowym pisaliśmy w „Polityce” w czerwcu).

500 plus likwiduje ubóstwo. Jedno „ale”

Dlatego dziś dominująca rządowa narracja o 500 plus dotyczy likwidowania ubóstwa. Mówiła o tym w ostatnią środę w czasie komisji polityki społecznej i rodziny szefowa MPSiR Marlena Maląg. Cudu jak za dotknięciem magicznej różdżki jednak nie było. – Zmniejszanie ubóstwa wynikało z kilku sprzyjających czynników, a nie tylko z realizacji świadczenia 500 plus. Sytuacja gospodarcza poprawiała się od 2014 r., malało bezrobocie, inflacja była niska lub była nawet dezinflacjamówi prof. Szarfenberg. Lekko niepokoić mogą statystyki ogłoszone w lipcu przez Główny Urząd Statystyczny: liczba skrajnie ubogich dzieci wzrosła o 7 proc., a deprywacja ekonomiczna (brak możliwości zaspokojenia potrzeb uznanych za podstawowe) o 23 proc. To oznacza, że w sumie ok. 90 tys. dzieci w Polsce żyje w gorszych warunkach niż rok wcześniej.

Od 2016 r. nie zwaloryzowano zasiłków rodzinnych i progów dochodowych uprawniających do ich otrzymania. Pozostają one bez zmian od siedmiu lat, a od tego czasu skumulowana inflacja wyniosła 47 proc. Najniższe z tych świadczeń na jedno dziecko wynosi zaledwie 90 zł. A to właśnie ze świadczeń rodzinnych korzystają najbiedniejsze rodziny.

Zresztą podniesienie wysokości 500 plus też było kwestionowane przez PiS przez lata. W 2021 r. rząd nie zwaloryzował swojego sztandarowego programu, mimo że powodów ku temu było kilka, w tym także inflacja, która zaczynała rosnąć w połowie roku. Jednocześnie w 2019 r. przed wyborami parlamentarnymi, rozszerzono 500 plus na wszystkie dzieci, likwidując kryterium dochodowe. – Te biedniejsze i tak korzystały z programu, bo spełniały kryterium dochodowe. Korzyści z tego miały więc głównie rodziny zamożniejsze. Twierdziłem wówczas, że to niesprawiedliwe, aby rodziny uboższe nie skorzystały z reformy. Proponowałem, aby zwiększyć dostęp do zasiłków rodzinnych oraz zasadniczo podnieść ich poziom. Rząd tego nie zrobił przypomina prof. Szarfenberg.

Z kolei jeszcze w 2022 r. ministra Maląg tłumaczyła się, że nie będzie waloryzacji 500 plus, bo polskie rodzinny otrzymały rodzinny kapitał opiekuńczy na pokrycie kosztów opieki dzieci w żłobkach czy przedszkolach (maksymalnie 400 zł). Tylko że program objął zaledwie 9 proc. dzieci.

W tym roku stanęło z kolei na argumencie, że wprowadzenie 800 plus od stycznia 2024 r. ma sens, bo spowolni spadek inflacji. Ten sam, a nawet lepszy efekt można byłoby uzyskać np. wprowadzając automatyczną waloryzację dla biedniejszych rodzin i zamrażając wysokość świadczenia dla bogatszych. I wtedy działać zgodnie z tym, co zaleca Unia Europejska: kierować świadczenia tam, gdzie są one najpilniej potrzebne. Ale gdy dla PiS polityka społeczna ma służyć głównie utrzymaniu władzy, trudno o merytoryczną dyskusję.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną