Maturę oblała, ale zdała. Czy wyniki egzaminów są jeszcze wiarygodne? Absurdy się mnożą
Najgłośniej w ostatnich dniach było o sprawie maturzystki z Lublina, której historię nagłośnił w mediach społecznościowych Paweł Lęcki, znany polonista, publicysta i bloger. Z prośbą o konsultację, czy jest sens pisać odwołanie, zwróciła się do niego matka dziewczyny. – Zabrakło jej 2 pkt, by zdać. Zwróciłem uwagę, że w części testowej pracy są dwie odpowiedzi, które można by uznać, a zakwalifikowano je jako błąd. Nie przyszło mi do głowy dyskutowanie na temat wypracowania, mimo że było bardzo dobre. Nie przeszło jednak tzw. bramki maturalnej. Niezależnie od tego, jak bardzo uważam kryteria oceniania nowej matury za złe, uznaniowe, nieprecyzyjne i nieuczciwe, to są w tej chwili takie dla wszystkich.
Jak tłumaczy polonista, uczeń zdający maturę na poziomie podstawowym musi odwołać się do przynajmniej jednej lektury obowiązkowej ze spisu załączonego do arkusza egzaminacyjnego. Autorka tamtej pracy odwołała się do „Trenów” Jana Kochanowskiego, zgodnie z tym ogólnym wymogiem. W poleceniu do zadania zaznaczono jednak, że powinna odwołać się do utworu epickiego lub dramatycznego. I dlatego dostała za wypracowanie 0 pkt.
Dalej było tak: Okręgowa Komisja Egzaminacyjna, do której zwróciła się maturzystka, nie uwzględniła odwołania do pytań testowych. Matka dziewczyny postanowiła jednak interweniować „wyżej”, odwołując się do Kolegium Arbitrażu Egzaminacyjnego powołanego przy Ministerstwie Edukacji i Nauki. I zakwestionować nie tylko sposób oceny testu, lecz także wypracowania. Co to jest Kolegium Arbitrażu Egzaminacyjnego? Grupa ekspertów z tytułami naukowymi lub doświadczonych egzaminatorów, których sposób powołania reguluje ustawa i osobne rozporządzenie; jeśli chodzi o język polski, na liście wywieszonej na stronie MEiN widnieją nazwiska 20 osób.