Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Krzyż pański z tą szkołą! Katecheci odchodzą. Uczą jeszcze ci, którym kuria każe

Krzyż w sali lekcyjnej Krzyż w sali lekcyjnej Piotr Skórnicki / Agencja Wyborcza.pl
Nauczanie religii odbierane jest przez katechetów jak istny krzyż pański i droga przez mękę. Księży prawie nie ma w publicznych szkołach. Przestali spełniać się w posłudze. Bo praca niewdzięczna, a dzieci zrobiły się trudne.

Kiedy rodzice dopominają się o lekcje etyki, często słyszą, że nie ma tego przedmiotu, bo brakuje nauczycieli etyki. I to jest prawda. Osoby z wykształceniem filozoficznym (etyka jest dyscypliną filozofii) nie palą się do pracy w szkole. Moralności nie ma kto uczyć. Szkoły oferują za mało godzin etyki (w jednym moim liceum tylko cztery w tygodniu, w drugim dwie), żeby opłacało się przychodzić do takiej pracy. Żeby etyk uzbierał godziny na etat, musiałby zatrudnić się w kilku placówkach, może nawet dziesięciu. To często nie jest fizycznie możliwe, a na pewno jest absurdalne.

Znikła presja na katechezę

Podobny problem dotknął katechetów. Skończyły się czasy, kiedy szkoły oferowały mnóstwo lekcji religii: po dwie dla każdej klasy. W moim liceum dawniej pracowało czterech, pięciu księży, gdyż na religię chodzili wszyscy lub prawie wszyscy uczniowie. Życie religijne w szkole kwitło, a księża brali udział we wszystkich wydarzeniach. Było ich wszędzie pełno.

Wychowawcy potrafili na pierwszej lekcji ze swoją klasą powiedzieć, że nie wyobrażają sobie, aby ktoś zrezygnował z katechezy. Presję wywierali też rodzice. Obecnie tej presji nie ma, zmieniło się też nastawienie młodzieży do Kościoła, w rezultacie na religię chodzi po kilka osób z klasy, czasem nikt. Księży w szkole w ogóle nie widać. Zastąpili ich świeccy katecheci, ale ich też prawie nie ma.

Z ok. 40 godzin lekcji religii, jakie dawniej prowadzono w mojej szkole, zostało dziesięć, czyli zaledwie pół etatu. Ale nawet ta niewielka liczba jest wyrazem uprzejmości dyrekcji. Gdyby brać pod uwagę faktyczne zainteresowanie uczniów, należałoby stworzyć jedną grupę dla klas pierwszych (tu zainteresowanie jest największe, choć też małe) i jeszcze jedną grupę dla wszystkich klas starszych (w maturalnych prawie nikt nie chodzi na religię). W szkole powinny być maksymalnie cztery godziny religii. I tyle zapewne w kolejnych latach będzie. Lub jeszcze mniej.

Dzieci zrobiły się trudne

Niebawem rodzice mogą więc usłyszeć, że szkoła nie oferuje lekcji religii, bo żaden katecheta nie był zainteresowany przychodzeniem do pracy na cztery godziny w tygodniu i symbolicznym wynagrodzeniem za swój wysiłek (500–600 zł). Taka pensja może nawet nie pokryć kosztów dojazdu. Na razie chętni się znajdują, ale sami otwarcie mówią, że przyjęli ofertę, bo kuria im kazała. Gdyby zatrudnianie katechetów odbywało się na takich samych warunkach jak przyjmowanie do pracy nauczycieli innych przedmiotów, już teraz nikt by się nie zgłaszał. Ponieważ zarządza tym kuria, jeszcze mamy w liceum katechetę.

Z niewolnika nie ma jednak pracownika. Jako pierwsi wycofują się z nauczania religii księża. Prawie nie ma ich w publicznych szkołach podstawowych. Duchowni przestali spełniać się w posłudze katechetycznej. To praca niewdzięczna, gdyż dzieci zrobiły się trudne. W pracy nauczyciela wytrzyma tylko fachowiec. To już nie są posłuszne i wdzięczne dziatki, o których mówi Pismo Święte, lecz najczęściej rozbrykana, nieposłuszna, czasem nawet rozwydrzona dziatwa, z którą duchowni, mający poważne braki w wykształceniu pedagogicznym, nie potrafią sobie poradzić. Nauczyciele innych przedmiotów dobrze wiedzą, że nie poradziliby sobie bez nieustannego szkolenia się z nowoczesnych metod pedagogicznych. Księży na tych szkoleniach widuje się bardzo rzadko. Pamiętam sprawozdanie dyrekcji, z którego wynikało, że na 16 szkoleń rady pedagogicznej w roku ksiądz był nieobecny 16 razy. Nic dziwnego, że w końcu odszedł z tej pracy.

Tu i ówdzie jeszcze spotyka się księdza w szkole, najczęściej w najlepszych liceach, gdzie młodzież jest spokojniejsza, jednak do większości placówek kuria wysyła katechetów świeckich, bo duchowni za żadne skarby nie chcą. Zresztą szkoła nie oferuje skarbów, lecz prawdziwie nędzne zarobki. Katecheci zaczynają więc domagać się czegoś w zamian. Choćby lepszego planu lekcji, aby mogli – podobnie jak większość nauczycieli – zatrudnić się w jeszcze innych szkołach. Z tym jest jednak poważny problem, bo nie ma w szkole akceptacji dla spełniania potrzeb nauczycieli religii. Szkoła spełnia już potrzeby wielu nauczycieli, przede wszystkim informatyków, matematyków, fizyków, chemików, biologów oraz nauczycieli języków obcych, czyli wszystkich specjalistów, których brakuje na rynku. Efektem jest całkowite odrzucenie potrzeb uczniów. Plany lekcji układane są „pod nauczycieli”. Gdyby jeszcze trzeba było uwzględniać potrzeby katechetów, rodzice i uczniowie już by tego nie znieśli.

Katecheta musi zapracować na szacunek

To niejedyny powód, który działa zniechęcająco na katechetów. Zmieniało się też nastawienie nauczycieli do kolegów czy koleżanek uczących religii. Dawniej księża, siostry zakonne, a nieraz i katecheci świeccy byli postrzegani jako autorytet moralny i ważne wsparcie w trudzie wychowywania uczniów. Sam też chętnie współpracowałem z duchownymi podczas konfliktów z wychowankami, zapraszałem księży na wycieczkę, gdyż byli szanowani przez uczniów. Już jest inaczej. Katecheta musi zapracować na szacunek, a gdy prawie nie ma go w szkole, szanse są na to znikome. Młodzież często traktuje nauczycieli religii jak powietrze, bo też prawie ich nie zna.

Był czas, kiedy zespół katechetów w moim liceum liczbą ustępował tylko polonistom i anglistom, a dorównywał matematykom. Obecnie zespół nauczycieli religii (dwie osoby ze skrawkami etatu) stanowi nędzną namiastkę tego, co było kiedyś. A zapowiada się, że będzie jeszcze gorzej, bo zainteresowanie uczniów lekcjami religii stale maleje. Na pewno katecheci nie mają już żadnego wpływu na ducha szkoły. Nie tylko go nie tworzą, oni go nawet nie znają. Nic dziwnego, skoro tak niewiele czasu spędzają w placówce. Są obcymi ludźmi w szkole, często wręcz zbędnymi.

Jest jednak inny problem, na który zwracają uwagę księża, którzy dawniej u nas pracowali, a potem powierzono im inne obowiązki w Kościele. Mówią, że naprawdę nie ma skąd brać nauczycieli religii, gdyż spada liczba chętnych do studiowania teologii. Jeśli zaś trafiają się jacyś chętni, to uczelnia nie może przeprowadzić selekcji kandydatów, gdyż jest ich za mało. Przyjmuje się każdego, nie sprawdzając, czy ma predyspozycje do pracy pedagogicznej. Kuria wysyła więc do szkół ludzi, którzy de facto nie nadają się do pracy z dziećmi. Nie są też zmotywowani do nabycia kwalifikacji pedagogicznych, bo niska płaca i fatalne traktowanie katechetów w szkołach zniechęcają do takiej inwestycji w siebie. Nauczanie religii odbierane jest jak istny krzyż pański i droga przez mękę. Trzeba mieć bardzo dojrzałą osobowość nauczycielską, aby wytrzymać w tak trudnych warunkach. Większość katechetów nie wytrzymuje i albo ucieka ze szkoły, albo wypala się i chałturzy. Jak mówią czasem uczniowie: „ksiądz/katecheta przegina pałę z olewaniem roboty”.

Ostatni gasi światło

Gdyby religia była przedmiotem maturalnym, na okrągło byśmy słyszeli, że rodzice domagają się zmiany katechety na lepszego. Ponieważ jednak nie jest przedmiotem egzaminacyjnym, jakość pracy katechetów nie ma znaczenia. Byłoby to jeszcze bardziej obojętne dla uczniów i rodziców, gdyby ocena nie wchodziła do średniej i nie decydowała o otrzymaniu świadectwa z wyróżnieniem, czyli biało-czerwonym paskiem. Gdyby ocena z religii w ogóle nie trafiała na świadectwo, obecność katechetów w szkole straciłaby jakikolwiek sens. Wielu z nich zresztą dobrze wie, że nie wykonuje tu żadnej posługi duchowej, bo też nie ma na nią zapotrzebowania. I to jeszcze bardziej zniechęca do pracy.

Nauczanie religii w szkole traci jakikolwiek sens. Niebawem ostatni katecheta zgasi w sali katechetycznej światło i nie będzie już nikogo, komu byłoby tej sytuacji żal. A może nawet wszyscy, także sami nauczyciele religii się ucieszą. Rynek ma wiele do zaoferowania byłym katechetom. Wcale nie muszą pracować w szkole.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Nie tylko Collegium Humanum. Afera trwa. Producentów dyplomów MBA było więcej

Od kilkunastu tygodni śląski wydział Prokuratury Krajowej prowadzi wielowątkowe śledztwo, a o skali handlu dyplomami mówi jeden z najnowszych zarzutów, jakie usłyszał zatrzymany ponad miesiąc temu rektor Collegium Humanum Paweł Cz.

Anna Dąbrowska
11.05.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną