Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Tragedia Lizawiety. Znowu mamy powody do zbiorowego wstydu. Dlaczego jesteśmy tacy?

Tu w Warszawie została brutalnie zaatakowana 25-letnia Lizawieta z Białorusi. Tu w Warszawie została brutalnie zaatakowana 25-letnia Lizawieta z Białorusi. Jakub Halcewicz / Polityka
Przez pół godziny zbir torturował i gwałcił młodą kobietę. Kilka osób przeszło obojętnie, podobno ktoś coś krzyknął. Policji na czas nie wezwano, zbrodnia się dokonała. Dlaczego jesteśmy tacy? Nie, tu wcale nie chodzi o „znieczulicę”.

Liza z Białorusi szukała w Polsce szczęścia, bo w domu jej się nie wiodło. I to szczęście znalazła. Pracowała, poznała chłopaka z Ukrainy, z którym się związała. Żyli w spokoju i radości. Niestety, to się skończyło. Padła ofiarą zbrodni, która zdarza się rzadko, a w środku Warszawy prawie nigdy: napaść, gwałt, pobicie ze skutkiem śmiertelnym.

Długie minuty niewyobrażalnego koszmaru zakończyły młode życie. Absolutnie bez sensu. Zatrzaśnięci w mieszkaniach ludzie nie słyszeli, woleli nie słyszeć. Przechodzący obok też udawali, że nie widzą, nie rozumieją, że ktoś kogoś maltretuje. Albo coś tam tylko krzyknęli i się oddalali. Strach. Taka zwykła, ludzka rzecz. A potem takie nieszczęście. Mówimy sobie: „tak być nie może”. Mówimy sobie: „nigdy więcej”. A potem znowu coś takiego się zdarza.

Czytaj też: Tamtej nocy wszyscy odwrócili wzrok

Mamy powody do zbiorowego wstydu

Ledwie trzy miesiące temu sumieniem Polaków wstrząsnęła historia nastolatki z Andrychowa, która przeleżawszy kilka godzin na ulicy w centrum miasteczka, zmarła, gdyż pomoc przyszła za późno. Okazało się, że doznała wylewu i nie mogła sama wezwać karetki, a tymczasem kilka bądź kilkanaście osób minęło ją obojętnie. Również policja, proszona o to przez ojca, poszukiwała dziewczyny dość opieszale.

Teraz znowu mamy powody do zbiorowego wstydu. Wydarzyła się tragedia – w centrum Warszawy, w bramie porządnej kamienicy, w okolicy zamieszkałej zapewne przez porządnych ludzi, przez pół godziny zaburzony zbir torturował i gwałcił młodą kobietę. Kilka osób przeszło obojętnie, podobno ktoś coś krzyknął. W każdym razie policji na czas nie wezwano. Zbrodnia się dokonała. Dlaczego jesteśmy tacy?

Nie wiemy. Tyle wiemy: 25-letnia Białorusinka spod Dzierżyńska (Kojdanowa), od trzech lat mieszkająca w Warszawie, została pobita niemalże na śmierć oraz zgwałcona nad ranem w niedzielę 25 lutego. Znalazł ją pracownik ochrony. Po kilku dniach zmarła w szpitalu. Sprawca, jej rówieśnik z Mokotowa, nie znał swojej ofiary. Napadł ją pod wpływem impulsu. Zobaczył ją, gdy idzie ulicą, atrakcyjna, nietrzeźwa, i zaatakował znienacka. Włożył kominiarkę, wyjął nóż, sterroryzował. Prawdopodobnie jest zaburzony, bo w jego mieszkaniu znaleziono materiały świadczące o szczególnym zainteresowaniu seryjnymi mordercami. Złapano go. Pewnie dostanie wyrok za zabójstwo i gwałt. Jego życie jest już nieodwołalnie złamane. Zapewne jeszcze nie dotarło do niego, co tak naprawdę zrobił. Sprawcy często nie mogą pojąć, że to coś, co pchało ich przez lata ku złemu, ostatecznie uczyniło z nich zbrodniarzy.

Takimi sprawami zajmuje się kryminalistyka, psychologia, socjologia. Nie należy wchodzić w buty specjalistów. Zwłaszcza w tak bolesnych okolicznościach. Poprzestanę więc na uwagach podyktowanych przez zdrowy rozsądek, sumienie i życiowe doświadczenie.

Pewnie wiele rzeczy musi się ze sobą sprząc po stronie sprawcy, ofiary i otoczenia społecznego, żeby doszło to tak wielkiej tragedii. Tak czy inaczej faktem jest, że od czasu do czasu do absurdalnie zbrodniczych czynów dochodzi wszędzie, nawet w dobrych dzielnicach bezpiecznych miast. Owszem, samotnie wędrująca nocą przez miasto dziewczyna, w dodatku imigrantka, statystycznie rzecz biorąc, narażona jest na atak wielokrotnie bardziej niż starszy mężczyzna w ciągu dnia. Dlatego prawie wszędzie na świecie mężczyźni odprowadzają kobiety do domów albo korzysta się z taksówek. Świat jest nie całkiem bezpieczny. Nigdzie. Nawet Warszawa, która należy przecież do stosunkowo bezpiecznych stolic.

Czytaj też: Gwałty. Niezgłoszone, umorzone, zawieszone

Winowajcą jest gwałciciel

Niby każdy to wie. Jednakże gdy ktoś emigruje do lepszego świata, zwykle ma poczucie, że jest tam bardzo bezpiecznie. To część złudzenia, idealizacji, której potrzebujemy, żeby się zaadaptować. Być może Liza miała więcej zaufania do Polski, do Warszawy i jej mieszkańców niż my, Polacy i mieszkańcy Warszawy. Ale to tylko przypuszczenie. Może po prostu Liza była trochę lekkomyślna i trochę nietrzeźwa po zabawie w klubie. To już zresztą bez znaczenia. Stała się ofiarą. Ofiarą, a nie współsprawczynią swojego nieszczęścia, jak to często w takich sytuacjach niektórzy internetowi komentatorzy zarzucają zgwałconym kobietom. To nie fair. Owszem, trzeba być ostrożnym, ale brak ostrożności nie jest winą. Jest po prostu brakiem ostrożności. Winowajcą jest gwałciciel.

Coś innego ma znaczenie. Zawsze to samo: że ludzie są tak bardzo lękliwi. Nie, wcale nie „znieczuleni”. Lękliwi, bojaźliwi. Nie jesteśmy nieczuli na to, że kogoś w naszej obecności biją, okradają czy gwałcą. Po prostu bardzo się boimy, że agresorzy nas pobiją albo wręcz zabiją, jeśli podejmiemy interwencję. Boimy się nawet zadzwonić po policję, bo a nuż będziemy skonfrontowani z bandytą, a on później przyjdzie się zemścić. Strach paraliżuje nasze sumienia i poczucie obowiązku. I czym mniej mieliśmy w życiu do czynienia z przemocą, tym mniejsza jest nasza odporność na stres, jaki wywołuje kontakt z człowiekiem niebezpiecznym. Zapewne gdyby nie banalny ludzki strach, Lizę dałoby się uratować z opresji, a przynajmniej ocalić jej życie.

Dlaczego nikt nie mówi nam w szkole, w domu, w kościele, że czasami człowiek ma obowiązek być odważnym? Że nie zawsze możemy być bezpieczni i że czasem musimy narazić się na niebezpieczeństwo. I bynajmniej nie chodzi o to, żeby wymagać od ludzi heroizmu. Człowiek słaby i zalękniony również może wiele zdziałać. Może wołać: „Policja! Policja!”, i jednocześnie uciekać. Może się ukryć i z ukrycia zadzwonić na policję. Może naprawdę ryzykować bardzo niewiele, a jednocześnie uratować komuś życie. Znam to. Człowiek interweniuje, choć nogi uginają mu się w kolanach. Ale jednocześnie wierzy, że się uda, bo przecież dobro musi zwyciężyć. I na ogół zwycięża! W ciężkiej opresji człowieka naprawdę stać na wiele. Tylko trzeba zrobić ten pierwszy ruch. Zdecydować się na jeden krok do przodu, na pierwsze wypowiedziane słowo. Czasami zwykłe „Co ty robisz!” może zdziałać cuda.

Czytaj też: Historia Magdy. Wyparcie pozwala żyć, ale przemoc wraca

Władze powinny zareagować

Niestety, oprócz strachu tym, co powstrzymuje ludzi przed interwencją w dziejące się w ich obecności zło, jest wstyd na myśl o ewentualnym blamażu. Może to tylko żarty? Może nic takiego strasznego się nie dzieje? Może to tylko pijana młodzież trochę dokazuje? Takie myśli przychodzą nam do głowy tym intensywniej, im bardziej się lękamy i potrzebujemy dla własnej bierności usprawiedliwienia.

Na myśl o tym, że Liza być może wołała na klatce schodowej kamienicy na Żurawiej „Ratunku!” w swoim języku, czyli po rosyjsku, robi mi się zimno. Jak brzmi w uszach Polaka w 2024 r. rozdzierające wołanie o pomoc w języku rosyjskim? Jak może podziałać na jego zdolność zmobilizowania się do jedynej moralnie słusznej i obowiązkowej reakcji, jaką jest udzielnie/wezwanie pomocy? Nie mogę odpędzić od siebie myśli (choć przecież to tylko spekulacje), że to, iż biedna Liza była Białorusinką i wołała pomocy po rosyjsku (tak to sobie wyobrażam – nie wiem, jak było naprawdę), jej rozpaczliwą sytuację jeszcze pogorszyło.

Nie należy w spekulacjach posuwać się za daleko. Ot, wystarczy jeden, dwa kroki. Z tragedii nie wolno wszak robić sobie okazji do zabawy, jaką zawsze są luźne dywagacje. Jednakże ta sprawa ma pewien wymiar polityczny. Nie chcę nikomu radzić, bo akurat ci, którzy teraz nami rządzą, to ludzie mądrzy i kompetentni, ale wydaje mi się, że władze powinny w obliczu tego zajścia wykonać jakiś gest w stronę społeczności białoruskiej. Jej sytuacja jest obecnie dość trudna i niejednoznaczna, zważywszy na postawę Łukaszenki i państwa białoruskiego względem rosyjskiej agresji w Ukrainie. Może społeczność ta potrzebuje więcej naszej uwagi? I może śmierć Lizy przypomni nam, że Białorusini to nasz bratni naród, o który powinniśmy się troszczyć i martwić jego zmartwieniami?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną