Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Biorą birety

Kardynałowie Watykanu - kto nowym papieżem po Benedykcie XVI

Kto będzie następcą Benedykta XVI? Nowy skład kolegium kardynalskiego wskazuje, że nowy papież będzie Europejczykiem, być może Włochem. Kto będzie następcą Benedykta XVI? Nowy skład kolegium kardynalskiego wskazuje, że nowy papież będzie Europejczykiem, być może Włochem. David Lees / Corbis
Kardynałów z prawem wyboru papieża powołanych przez Benedykta XVI jest już więcej niż tych, których mianował Jan Paweł II. Rosną szanse, że nowy papież będzie białym Europejczykiem, może Włochem.
Kard. Oscar MaradiagaKimimasa Mayama/Reuters/Forum Kard. Oscar Maradiaga
Kard. Peter TurksonMax Rossi/ Reuters/Forum Kard. Peter Turkson
Kard. Angelo ScolaPAOLO COCCO/AFP/EAST NEWS Kard. Angelo Scola
Kard. Marc OuelletPATRICK HERTZOG/AFP/EAST NEWS Kard. Marc Ouellet
Kard. Christoph SchönbornLeonhard Foeger/Reuters/Forum Kard. Christoph Schönborn
Kard. Pedro SchererAlessandro Bianchi/Reuters/Forum Kard. Pedro Scherer
Kard. Leonardo SandriValerio De Rose/MAXPPP/Forum Kard. Leonardo Sandri

Na papieskim dworze poruszenie. Na początku stycznia papież ogłosił publicznie nazwiska 22 nowych kardynałów. Odbiorą symboliczne kardynalskie birety w Rzymie na konsystorzu zwołanym na 18 i 19 lutego. Aż siedmiu to Włosi. Kontyngent włoski będzie teraz stanowił jedną czwartą kolegium kardynalskiego. To potęga zupełnie nieproporcjonalna do ludności kraju (60 mln), ale nie o proporcje tu chodzi. Kościół nie jest demokracją według zasady jeden katolik, jeden głos. Gdyby tak miało być, proporcje w kolegium kardynalskim byłyby całkiem inne niż obecnie. Nie o to tu chodzi. Watykaniści momentalnie zwrócili uwagę, że papież Benedykt przestawia zwrotnicę. Kurs na Europę i na Włochy.

Analiza watykańskich zmian personalnych przypomina nieco mozół badaczy, którzy za czasów ZSRR starali się rozgryźć ruchy kadrowe na Kremlu. I nierzadko prowadzi do podobnych pomyłek. Ale akurat w przypadku kardynałów nie jest to tylko wróżenie z fusów. Tu mamy do czynienia z konkretami. I to o podstawowym znaczeniu, bo to kardynałowie mają w ręku fundamentalny instrument kreowania polityki kościelnej. Władzę wyboru papieża. To oni de facto wytyczają kierunek Kościoła na Bóg wie jak długo.

Kościelna logika

Abp Thomas Dolan z Nowego Jorku dowiedział się, że został właśnie kardynałem niedługo przed 62 rocznicą urodzin. W Kościele tylko jeden honor jest większy niż tytuł kardynalski: urząd papieski. Uradowany metropolita nowojorski zadzwonił od razu do matki. Usłyszał od niej: No, najwyższy czas. Ale nie chcąc wyjść na pyszałka, Dolan przed mediami uderzył w ton patriotyzmu lokalnego: „To jakby Ojciec Święty nałożył kapelusz kardynalski na nowojorski wieżowiec Empire State Building, Statuę Wolności czy Yankee Stadium”. Zaszczyt tak naprawdę spada na diecezję i na cały Kościół w USA.

Dolan, z wykształcenia historyk Kościoła, został kardynałem w tempie ekspresowym. To zdarza się w Kościele rzadko. Zaledwie 11 lat minęło, odkąd został biskupem, czyli od początku jego kościelnej kariery. To znak, że gwiazda obyczajowo konserwatywnego metropolity (i zarazem szefa konferencji episkopatu USA) świeci w Watykanie równie jasno jak w Nowym Jorku. Dolan jest przeciwko hasłom katolickich progresistów. Ale przepraszał publicznie za pedofilię w Kościele i nie odmawia politykom prawa do komunii, jeśli są katolikami, a nie zgadzają się we wszystkim z naukami Kościoła.

Mało tego. Dla Dolana papież zrobił wyjątek od tradycji, że nie „kreuje się” nowego kardynała w diecezji, która ma już innego purpurata, który nie przekroczył jeszcze 80 roku życia, a taka właśnie jest sytuacja w diecezji nowojorskiej.

Na podobnej zasadzie kardynałem w Pradze mianowany został w styczniu abp Dominik Duka – postać barwna, duchowny Kościoła podziemnego w socjalistycznej Czechosłowacji, współtowarzysz Vaclava Havla w komunistycznym więzieniu w latach 80.

W Kościele kardynałem może zostać mianowany nawet prosty ksiądz czy zakonnik. Ale zwykle zostaje nim biskup dobrze oceniany przez centralną administrację kościelną. Nominacje kardynalskie mają swą kościelną logikę. Doczekują się ich zwyczajowo szefowie watykańskich „ministerstw”: w styczniu z tego rozdzielnika birety powędrowały do siedmiu takich dostojników. To wzmocnienie grupy „watykańczyków”. Bo Benedykt ma zaufanie przede wszystkim do rzymskich kurialistów.

Czerwony kapelusz

Ważny w tej grupie jest Włoch abp Fernando Filoni, prefekt Kongregacji do spraw Ewangelizacji Narodów. Urodzony w 1946 r., więc młody jak na kardynała, służył w papieskiej dyplomacji, między innymi w Bagdadzie, gdzie był w momencie wybuchu wojny z Saddamem Husajnem, potem blisko współpracował z Benedyktem XVI w Rzymie. Uchodzi za jednego z najbardziej wpływowych w otoczeniu papieskim. Kongregacja, którą kieruje, to jedna z najstarszych watykańskich „dykasterii”. Chrześcijaństwo jest religią misyjną, więc ten urząd odgrywa kluczową rolę w Kościele powszechnym i stąd jego zwierzchnika nazywa się „czerwonym papieżem”. Dostojnik na takim stanowisku nie może nie być księciem Kościoła.

Wśród nowych kardynałów jest jednak aż trzech duchownych, którzy nie mają za sobą kariery w aparacie kościelnym. To belgijski historyk religii Julien Ries, biblista augustianin z Malty Prospero Grech i teolog niemiecki, jezuita, Karl Josef Becker. Z trzech wybitnych kościelnych profesorów dwaj, Grech i Becker, to współpracownicy Kongregacji Nauki Wiary, której szefem, nim został papieżem, był Joseph Ratzinger. Wszyscy powyżej 80 roku życia, czyli kardynałowie honorowi, bez prawa wyboru nowego papieża. Benedykt XVI, też profesor, uhonorował ich dorobek naukowy.

Te nominacje są pośrednio sygnałem od papieża, że Kościół musi mieć silne zaplecze intelektualne, aby skutecznie działać we współczesnym świecie. Z tej trójki jezuita Becker poprosił, by zwolniono go (papież w Kościele może wszystko) z obowiązkowego wyświęcenia na biskupa przed przyjęciem kardynalatu. Tłumaczył, że w jego pojęciu etos jezuicki jest etosem służby, a nie zaszczytów.

Jednak z przyjęciem czerwonego (kolor męczeństwa) kapelusza kardynalskiego nie mieli większego problemu inni jezuici. Jest ich w kolegium obecnie siedmiu, w tym dwóch z prawem głosowania. Mogą także doradzać papieżowi w najważniejszych sprawach Kościoła, czyli wpływać na papieską linię działania. Ciekawe, że jezuita z sekcji niemieckiej Radia Watykańskiego Eberhard von Gemminger kilka lat temu w wywiadzie dla włoskiego dziennika rozmarzył się, iż może za kilkanaście lat Kościół dojrzeje do kolegium kardynalskiego złożonego w połowie z kobiet. Czemu nie? Przecież przed wiekami kardynałem mógł zostać każdy ochrzczony mężczyzna, niekoniecznie ksiądz. Tradycja, że papieża wybierają spośród siebie kardynałowie, jest młodsza niż Kościół: datuje się na wiek XIV. A papieżowi (ewentualnie papieżycy) kobiety służyłyby zapewne nie gorszą (może nawet lepszą, bardziej empatyczną) radą niż mężczyźni.

Być wybieralnym

Tak czy inaczej, wręczenie biretów prowokuje watykanistów do spekulacji, kto mógłby zostać następcą obecnego papieża. Bo każdy zastrzyk świeżej krwi w postaci nowych nominacji zmienia układ sił w kolegium kardynalskim. Że jednak mamy tu do czynienia z ludźmi niemłodymi, spekulacje są utrudnione. Bo faktyczna liczba głosujących jest niemożliwa do ustalenia, gdyż niektórzy dzisiejsi kardynałowie elektorzy albo nie doczekają następnego konklawe, albo po 80 roku życia będą musieli przejść na emeryturę, czyli utracą prawo do wyboru papieża (a tym samym i do wyboru na papieża, gdyby taka była wola elektorów).

 

 

Na początek lutego 2012 r., tuż przed konsystorzem, stan jest taki, że wszystkich kardynałów jest 191. Gdy do kolegium dołączy 22 nowych, liczba kardynałów przekroczy dwie setki. Ale elektorów będzie znacznie mniej: 125 (przed konsystorzem było 107). To i tak za wielu, by się bliżej poznać i wyrobić sobie samodzielne zdanie o tym, który z nich może mieć „zdolność papieską” (papabile). Szczególnie że purpuraci nie mają zbyt wielu okazji do wspólnych spotkań. Dlatego, wedle dekretu papieży Pawła VI i Jana Pawła II, liczba elektorów nie powinna przekraczać 120 (ale jeśli przekracza, to jest tolerowana).

Kiedy przychodzi konklawe, tworzą się nieformalne sojusze. Raz na zasadzie korporacyjnej – np. biurokraci watykańscy wspierają biurokratów watykańskich, raz regionalnej – Latynosi Latynosów albo Europejczyków, a Afrykanie i Azjaci Latynosów itd., raz na zasadzie pokoleniowej. Dotychczas kardynałowie elektorzy mianowani przez Jana Pawła II jeszcze przewyższali tych mianowanych przez papieża Ratzingera. Teraz, gdy dojdzie 18 nowych (w tym silna grupa Włochów kurialistów), ta epoka się skończy. Mianowani przez Benedykta nie mają sentymentalnych powodów, by dochowywać wierności papieżowi Wojtyle. Weszli do kolegium nie z jego nadania. No i nie wszyscy z wszystkimi się tak samo lubią, jak to ludzie.

Sojusze na konklawe są płynne, tak samo jak podczas głosowań świeckich, w parlamencie czy jakiejkolwiek instytucji. Kiedy pojawia się wyraźny lider, wcześniejsze bloki wyborcze się rozsypują. Dzisiaj w kolegium Europa ma 55 elektorów, Ameryka Łacińska 21, Północna (USA i Kanada) 12, Afryka 11, Azja 7 i Oceania 1. Jeśli porównać to z liczbą katolików na kontynentach, widać, że Europa wciąż ma najliczniejszą reprezentację, choć aż połowa z 1,2 mld wszystkich katolików żyje w obu Amerykach, a w mocno zlaicyzowanej Europie już tylko ok. 25 proc.

Następny papież

I właśnie dlatego kościelna polityka Benedykta XVI koncentruje się na Europie. Papież chce w niej wzmocnić katolicyzm (i w ogóle wartości chrześcijańskie) i temu służy tzw. reewangelizacja Starego Świata, kolebki chrześcijaństwa łacińskiego. Od 2010 r. z silnym poparciem papieża zaczęła działać osobna Rada Nowej Ewangelizacji ze zdolnym abp. Rino Fisichellą na czele. Nic więc dziwnego, że birety idą w większej liczbie do Europejczyków, Włochów i watykańskich prałatów niż do pozostałych biskupów.

Jak wzmocnienie elektorów europejskich i watykańskich przełożyłoby się na wybór przyszłego papieża? Znany brytyjski umiarkowanie lewicowy tygodnik katolicki „The Tablet” podał na koniec 2011 r. swoją listę papabili. Uprzedzając zarzuty, że za wcześnie na takie spekulacje, Robert Mickens pisze, że owszem, Benedykt XVI jest w niezłej formie, w kwietniu skończy 85 lat (tylko czterech innych papieży od XIII w. przekroczyło ten wiek), ale widać, że traci siły witalne, a kardynałów zła wiadomość nie powinna zaskoczyć. Po to dostają birety, by wybrać jak najlepszego papieża.

Jan Paweł II zreformował zasady wyboru tak, aby nie przeciągać za bardzo głosowań. Postanowił, że wystarczy wyraźna większość, a nie aż dwie trzecie plus jeden. Dzięki temu tak szybko wybrano jego następcę Benedykta XVI. Ale sam Benedykt w 2007 r. zreformował reformę JPII i teraz znów papież musi być wybrany głosami większości absolutnej. To oznacza, że głosowaniom będą towarzyszyć przetargi wymuszające wzajemne ustępstwa. Ale nadal, żeby zostać papieżem, trzeba będzie zdobyć głosy elektorów z kurii rzymskiej. No i mówić po włosku.

„The Tablet” ogłasza aż osiem nazwisk prawdopodobnych kandydatów na przyszłego papieża, krążących na włoskiej giełdzie kościelnej. Są to Włoch Angelo Scola (ur. 1941 r.), Brazylijczyk Odilo Pedro Scherer (1949 r.), Peter Turkson z Ghany (1948 r.), Oscar Andres Rodriguez Maradiaga z Hondurasu (1942 r.), Austriak Christoph Schönborn (1945 r.), Argentyńczyk z silnymi włoskimi korzeniami Leonardo Sandri (1943 r.), Kanadyjczyk frankofon Marc Ouellet (1944 r.), Włoch Gianfranco Ravasi (1942 r.). Wszyscy niemłodzi, ale zwykle z dużym doświadczeniem instytucjonalnym i mocną pozycją.

Dziś na czoło wysuwa się kard. Scola, znany m.in. z zainteresowań dialogiem z muzułmanami i kulturą. Niedawno został mianowany arcybiskupem Mediolanu, co w Watykanie odebrano jako wskazówkę, kogo Benedykt widziałby jako następcę. Możliwym do przyjęcia, i dla Europejczyków, i dla Latynosów, byłby kard. Scherer. To dziś najsilniejszy potencjalny kandydat z Ameryki Łacińskiej. Kard. Maradiaga, nazywany latynoskim Janem Pawłem II (charyzmatyczny poliglota, z wykształcenia muzyk po konserwatorium), był uważany za papabile już przed konklawe w 2005 r. W 2009 r. uwikłał się politycznie, popierając wojskowy pucz w Hondurasie, co mu jest pamiętane.

Z kolei dominikaninowi intelektualiście kard. Schönbornowi liberalni katolicy austriaccy pamiętają, że jest blisko z obecnym papieżem, dla nich – reakcjonistą. Ale jego szanse są minimalne, bo elektorzy nie wybiorą kolejnego papieża niemieckojęzycznego. Kard. Sandri mógłby być „miotłą”, która posprząta w Watykanie bałagan instytucjonalny. Kard. Ouellet radzi sobie z wyzwaniami społeczeństwa laickiego z pozycji konserwatysty pokroju Ratzingera. Ciekawy jest kard. Ravasi, popularyzator wiedzy o Biblii, typ intelektualisty i promotor kultury.

Z rzymskich plotek i rozważań watykanologicznych wynika, że do puli papabili wchodzi też szef nowej ewangelizacji Europy abp. Fisichella (1951 r., czemu jeszcze nie dostał biretu?) i arcybiskup Florencji Giuseppe Betori (1947 r.), uchodzący za przedstawiciela wewnętrznej watykańskiej „liberalnej opozycji” względem linii papieża Benedykta (więc z biretu na razie nici). Najpoważniejszymi kandydatami wydają się Scola, Ravasi i Scherer. Ale na konklawe po długich pontyfikatach nie wybierano klonów zmarłych właśnie papieży, lecz raczej ich przeciwieństwa. W tym sensie wiele zależy od tego, jak długi będzie pontyfikat Benedykta XVI.

Polityka 07.2012 (2846) z dnia 15.02.2012; Świat; s. 48
Oryginalny tytuł tekstu: "Biorą birety"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną