W Scampii jedyną drogą życia jest życie członków kamorry. Cóż z tego, że mój gospodarz i wspólnik na osiedlu Vele (dosłownie „Żagle” – od ogromnych bloków przypominających wielki statek) za mnie ręczy: to nie wystarczy, bym mógł mieszkać pod bokiem mafijnych płotek. Muszę zdać egzamin. 7 stycznia br., na pierwszym ustnym egzaminie, w komisji zasiada dwóch mężczyzn: blondyn i brunet. Brunet przeszukuje mnie na schodach do piwnicy. Torba wydaje mu się w porządku, dowód osobisty – choć niezaprzeczalnie fałszywy – też nie wzbudza wątpliwości. W Neapolu można kupić wszystko, nawet dokumenty. Potem biorą mnie na spytki. Zaczyna blondyn: Czego chcesz?
Po pierwsze: nie wkurzać!
– Żona wyrzuciła mnie z domu, jej ojciec zwolnił mnie z fabryki butów i wylądowałem na ulicy. Potrzebuję miejsca do spania. Zapada milczenie. Potem blondyn dodaje: Masz jakąś przeszłość? (w domyśle: czy byłem notowany?). – Nie, na miłość boską! (głupia odpowiedź, ale wymsknęło mi się). – Lubisz jeździć samochodem? – Uwielbiam.
Blondyn częstuje mnie zapalonym papierosem. – Dobra, możesz zostać, ale lepiej nas nie wkurzaj, zrozumiałeś?
Aby uzyskać dostęp do blokowiska w Scampii, trzeba poznać kodeks narzucony przez ’o Sistema – przestępczy układ. Mój gospodarz służy mi za przewodnika. Potrzebuje pieniędzy, jego gościnność ma swoją cenę. Nie ma mowy, żeby jeździć tu motocyklem w kasku, bo to rekwizyt płatnych zabójców. Kask jest tolerowany – dla uniknięcia mandatów – tylko na głównych arteriach dzielnicy, w ogólnodostępnej strefie, gdzie przemytnicy papierosów oferują „wszystkie kanapki za 2,50 euro”, oczywiście nadziewane tytoniem.
Pełna wersja artykułu dostępna w 49 numerze "Forum".