Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Zmurszałe borowiki

W USA znów głośno o wpadkach Secret Service

Agent Secret Service ochrania prezydenta Baracka Obamę podczas wizyty w Indiach. Agent Secret Service ochrania prezydenta Baracka Obamę podczas wizyty w Indiach. Jim Young/Reuters / Forum
Już po zeszłorocznej serii wpadek amerykańskiego biura ochrony rządu kongresmeni zastanawiali się, czy Białego Domu nie lepiej broniłyby kaktusy. Problem powrócił za sprawą ostatnich, alkoholowych wyskoków agentów Secret Service.
Zabójstwo prezydenta Abrahama Lincolna, Waszyngton, 1865 r. Wtedy jeszcze Secret Service nie istniała.Corbis Zabójstwo prezydenta Abrahama Lincolna, Waszyngton, 1865 r. Wtedy jeszcze Secret Service nie istniała.

Frank Horrigan, ochroniarz weteran, nie zawodzi – własnym ciałem zasłania prezydenta przed kulą zamachowca. W rozgrywce z psychopatycznym i genialnie przebiegłym mordercą jest nieugięty i superprofesjonalny. Frank to bohater znakomitego thrillera „Na linii ognia” z 1993 r., z Clintem Eastwoodem w roli głównej. W amerykańskich filmach agenci Secret Service, służby ochrony rządu, to prawdziwi zawodowcy, zawsze czujni twardziele, herosi naszych czasów. Tymczasem rzeczywistość ostatnio rozczarowuje.

We wrześniu uzbrojony w nóż były żołnierz, nieniepokojony przez nikogo, pokonał parkan okalający Biały Dom, przebiegł około 50 m do drzwi frontowych, wszedł do środka, buszował bezkarnie po korytarzach i dopiero tam został zauważony i obezwładniony przez agenta ochrony. Baracka Obamy nie było wtedy w rezydencji. Wkrótce jednak ujawniono, że kilka dni wcześniej w Atlancie w windzie razem z prezydentem znalazł się inny nikomu nieznany osobnik – jak się okazało, uzbrojony w broń palną i z trzema wyrokami za rozbój.

Można by rzec: nic nowego. Trzy lata temu, kiedy niezrównoważony psychicznie mężczyzna ostrzelał Biały Dom, pobliskie centrum dowodzenia Secret Service w ogóle się nie zorientowało, że obecna w rezydencji córka Obamy mogła być zagrożona. Agentom zdawało się, że słyszą odgłosy wymiany ognia dwóch gangów.

Najnowsze incydenty przypominają też o skandalu z 2012 r., gdy agenci amerykańskiego BOR, wysłani do Kolumbii z okazji wizyty prezydenta, na dzień przed jego przyjazdem zabawiali się w hotelu z prostytutkami.

Niektórzy ochroniarze pierwszej pary i innych dygnitarzy upijają się po godzinach, a czasem potrafią ujawnić osobom postronnym rozkład zajęć prezydenta. W pierwszym roku rządów Obamy Secret Service musiała przepraszać po tym, jak na uroczystą kolację w Białym Domu dostało się przez nikogo niezaproszone małżeństwo o egzotycznym nazwisku Salahi.

Polityka 42.2014 (2980) z dnia 14.10.2014; Świat; s. 48
Oryginalny tytuł tekstu: "Zmurszałe borowiki"
Reklama