Kandydat Republikanów wyraźnie starał się hamować swoją skłonność do oddawania ciosu za cios, jak chłopcy na podwórku, bo prawdopodobnie uznał, że wtedy na pewno nie wyglądałby prezydencko. Nie atakował więc Hillary tam, gdzie mógłby to uczynić bez szkody dla siebie, przypominając jej na przykład arogancką wypowiedź o swoich „pożałowania godnych wyborcach”.
Atakowała ona, wytykając mu wszystkie kłamstwa, przeinaczenia faktów i bezpodstawne oskarżenia. Precyzyjnie, na zimno. Majstersztykiem był passus o tym, dlaczego Trump nie ujawnia swoich zeznań podatkowych – Hillary wyliczyła tu całą litanię hipotez (ma mniejszy majątek, niż podaje? Jakie ma długi? A może nic nie zapłacił federalnemu fiskusowi?). Trump nie potrafił wytłumaczyć, czemu pozwano go do sądu o dyskryminację rasową, i dlaczego twierdzi, że był przeciw inwazji Iraku, skoro są dowody, że ją popierał.
Bezradny Donald, jak karcony chłopiec, przerywał tylko Hillary, zaprzeczając jej zarzutom, ale nie miał argumentów na swoją obronę. Kiedy moderator debaty pytał, co kandydat proponuje, odpowiadał niespójnie, nie wychodząc poza znane ogólniki ze swojej kampanii. Gromkie diagnozy w rodzaju „mamy największy bałagan, jakiego jeszcze nie było”, nie znajdowały wyjaśnienia, co konkretnie ma na myśli.
Hillary dla odmiany mówiła logicznie, jasno i zrozumiale. Oszczędzający Trumpa komentatorzy amerykańscy mówią o „lepszym przygotowaniu” byłej senator i sekretarz stanu. Ale trudno sobie wyobrazić, aby przed pozostałymi dwoma debatami nowojorski miliarder nadrobił w ciągu paru tygodni swoje braki. Debata na Uniwersytecie Hofstra bezlitośnie ukazała przepaść wiedzy i sztuki prowadzenia sporów dzielącą go od swojej rywalki. Trump zademonstrował tylko temperament i sympatyczną skądinąd pasję zaangażowania w sprawy publiczne.
Jak wpłynie pierwsza telewizyjna konfrontacja obojga kandydatów na wynik wyborów, to już inna sprawa. Ostatnio niemal zrównali się w sondażach. Przed nami jeszcze dwie debaty. W następnej pytania będą zadawali widzowie z sali, co może sprzyjać Trumpowi, bo ważna będzie umiejętność nawiązywania więzi z ludźmi, co nie jest mocną stroną Hillary. Ostatnia debata będzie jednak w całości poświęcona sprawom międzynarodowym – a tu już kandydat GOP nie zabłysnął na Uniwersytecie Hofstra.
Debaty nie zawsze decydują o wyborach. Chociaż w 2000 r. Al Gore wygrał pojedynek na argumenty z George’em W. Bushem, nie został prezydentem. Ale po pierwszej debacie na giełdzie zakłady obstawiające zwycięstwo Clinton w listopadzie znowu poszły w górę.