Donald Trump, obsadzony przez doradców i propagandzistów w roli obrońcy cywilizacji zachodniej, będzie przekonujący dla części opinii publicznej w Ameryce i Europie, ale w świecie muzułmańskim, a także w Chinach, Indiach, Rosji – wprost przeciwnie. Jednak w odróżnieniu od wcześniejszych wystąpień Trumpa, dotyczących polityki międzynarodowej, warszawskie zasługuje na odnotowanie jako udany krok w dobrym kierunku.
Mowy tego rodzaju nie schodzą zwykle na poziom szczegółów, mają wyrażać generalny kierunek myślenia przywódcy i jego zaplecza. Ten kierunek Trump nazwał obroną wartości zachodnich, przede wszystkim wolności – narodów i jednostek. Prezydent zręcznie wykorzystał w tym celu wątek polski. Chyba żaden z amerykańskich prezydentów odwiedzających III RP nie uczynił z przykładu polskich zmagań o wolność zachęty dla Zachodu tu i teraz.
Polskie akcenty w przemówieniu Trumpa
Wrażenie, nie tylko w Polsce, musiał robić fragment opisujący walkę powstańców i cywilów podczas powstania warszawskiego o utrzymanie przesmyku w Alejach Jerozolimskich. Trump zrobił z tego metaforę o wymowie aktualnej: Zachód potrzebuje determinacji, odwagi, siły ducha w konfrontacji z wyzwaniami ze strony jego licznych wrogów.
Akcentów polskich było w przemówieniu wiele, włącznie z pozdrowieniem Lecha Wałęsy, czym Trump zapewne nieco zepsuł show władzy pisowskiej. Za tę hojność należy Trumpowi podziękować. To była spora porcja wiedzy o Polsce, zgodna z naszymi wyobrażeniami o samych sobie.
Warto zaznaczyć, że prezydent wymienił słowo Holokaust i wspomniał o getcie warszawskim (szkoda, że nie o Muzeum Historii Żydów Polskich), a jego córka złożyła kwiaty pod pomnikiem Powstania w Getcie. Może obecne władze wezmą to pod uwagę w swej polityce historycznej i edukacyjnej.
Zgromadzone na placu tłumy entuzjastycznie reagowały na apostrofy Trumpa do wolności i Boga, lecz milczały (rozległy się nawet gwizdy), gdy prezydent wspomniał o Wałęsie. Był to przykry moment, pokazujący, że spotkanie było ustawione po myśli obecnej władzy jako dowód, że ma w Trumpie sprzymierzeńca. I ten cel osiągnęła.
Cel osiągnęli też piarowcy Trumpa: nie tylko Amerykanie, ale cały świat zobaczył inną, lepszą twarz prezydenta i wiwaty na jego cześć w ważnym kraju Unii Europejskiej. Konkrety? Trzy: krytyka polityki rosyjskiej w Syrii i na Ukrainie; wymienienie „muszkieterskiego” artykułu 5. traktatu o NATO; zapowiedź sprzedaży Polsce pocisków Patriot. No i umiarkowana pochwała wspólnoty euroatlantyckiej, czyli rezygnacja z dotychczasowego tonu wyższości wobec Europy.
Czego zabrakło w przemówieniu Trumpa
Jednak „Unia Europejska” przez gardło Trumpowi nie przeszła i tu może on mieć kłopot z recepcją swej mowy w Paryżu, Berlinie i Brukseli. Zachód niejedno ma imię, tak samo różne są interpretacje wartości zachodnich i metody wcielania ich w życie. Choćby w kwestii walki z terroryzmem, kryzysem migracyjnym i ekstremizmem.
Deklaracja, że za prezydentury Trumpa Stany będą na te wszystkie wyzwania zamknięte, brzmi dobrze, lecz w Europie słowo „zamknięte” w odniesieniu do państwa i jego polityki zabrzmi ambiwalentnie, bo powojenna Europa, w szczególności Unia Europejska, postawiła na otwartość.
Zachód jest cywilizacją wolności – praw i swobód obywatelskich, praworządności i pluralizmu – lecz jej wizja przedstawiona przez Trumpa w Warszawie bliska będzie przede wszystkim prawicy. Sęk w tym, że „bronić” tej cywilizacji nie da się bez innych sił politycznych, społecznych i kulturowych, które tę cywilizację tworzą. Miejmy nadzieję, że ekipa Trumpa to wie i że wiedzą to również polscy gospodarze jego wizyty.