Od czwartku, 28 grudnia, w Iranie trwają protesty uliczne – największe od dekady. Trudno już dziś zidentyfikować ich pierwotną przyczynę. Było ich zresztą na pewno kilka, choć najczęściej przywoływana jest ta gospodarcza. Bo mimo że w ostatnich latach sytuacja ekonomiczna Irańczyków nie zmieniła się znacząco, to nie sprostała oczekiwaniom. A te były ogromne w związku z zawarciem w 2015 roku tzw. umowy nuklearnej z mocarstwami. Zniesienie części sankcji gospodarczych miało ściągnąć do Iranu zagranicznych inwestorów. I do pewnego stopnia tak się stało. Ale korzyści w większości popłynęły do wąskiej grupy odbiorców.
Irański aparat bezpieczeństwa i wojsko mają bardzo rozbudowane interesy ekonomiczne. W takich dziedzinach jak telekomunikacja czy przemysł naftowy grają rolę niemal monopolistyczną. I praktycznie wszystkie korzyści z otwarcia po umowie z 2015 roku trafiają do tej grupy. Dzięki temu np. Strażnicy Rewolucji, paramilitarna organizacja, powołana w celu zawartym w nazwie, strzeże dziś głównie swoich interesów, tworząc coś w rodzaju państwa w państwie. A także rozwijając swoje wpływy za granicą.
To właśnie drugi z kolei powód ostatnich protestów: część z nich przebiegała pod hasłami „Zostawcie w spokoju Syrię, pomóżcie nam”. Wielu demonstrantów ma za złe, że państwo łoży coraz większe pieniądze na budowanie swoich wpływów w regionie, a nie starcza mu na pomoc socjalną dla własnych obywateli.
Irańczycy kontra reżim
W trakcie protestów pojawiły się też niespotykane wcześniej hasła w rodzaju „Śmierć dyktatorowi”, odnoszące się do Najwyższego Przywódcy Iranu Alego Chamenei’ego. W tym również wzywające wprost do kolejnej rewolucji i obalenia rządów ajatollahów. Wróciły więc pytania o wytrzymałość teokratycznego systemu, zbudowanego po rewolucji 1979 roku. Szanse na jego upadek są jednak niewielkie. Reżim ajatollahów niewiele ma wspólnego z elastycznymi w swoich ostatnich latach reżimami komunistycznemu z naszej części świata. Perspektywa ewolucji systemu w stronę bardziej demokratyczną wydaje się dziś niemożliwa co najmniej z dwóch powodów.
Po pierwsze, w grę wchodzą zbyt duże interesy ekonomiczne elity rządzącej. Cała struktura tej władzy oparta jest na redystrybucji dochodów z kontrolowanej przez państwo gospodarki do wąskiej grupy beneficjentów. Zmiana systemu mogłaby oznaczać odcięcie ich od tych korzyści. Drugi powód sztywności systemu jest jeszcze ważniejszy. W upadających reżimach komunistycznych już wcześniej doszło do kompromitacji ideologii za nimi stojącej – w komunizm nie wierzyli nawet najwyżsi funkcjonariusze systemu. W Iranie jest inaczej, rewolucyjny szyizm, zakładający w dużym skrócie, że władze w państwie powinni sprawować najwyżsi duchowni, wciąż trzyma się mocno. Poza tym jako ideologia wywodząca się wprost z religii jest w zasadzie niezdolna do ewolucji.
W obu przypadkach, zarówno ekonomicznym, jak i ideologicznym, potrzebna byłaby kolejna rewolucja, czyli siłowe odsunięcie od władzy ajatollahów. A na to się w Iranie nie zanosi. Demonstranci są słabo zorganizowani, nie mają wspólnej idei, poza odsunięciem od władzy obecnie rządzących. Nie mają w końcu żadnego znaczącego lidera. Po drugiej stronie stoi natomiast uzbrojony po zęby reżim, którego członkowie są w pełni świadomi, co czeka ich, jeśli stracą władzę.
Biorąc jednak to wszystko pod uwagę, warto pamiętać, że islamskiej rewolucji 1979 roku też się nikt nie spodziewał.