Artykuł w wersji audio
Wideo: młoda Palestynka niespotykanej urody policzkuje, a potem kopie izraelskiego żołnierza. Nagranie bije rekordy oglądalności, również w Izraelu. W odwecie, w środku nocy, żołnierze wyciągają ją z łóżka i aresztują – piszą media na całym świecie. Niektóre dodają, że dziewczyna jest arabską Joanną d’Arc. Podkreślają przy tym jej kręcone blond włosy i niebieskie oczy. Jeszcze inne, że jej rodzina przewodzi w regularnych starciach w ich wiosce między Izraelczykami a Palestyńczykami, i wykorzystuje do manipulowania opinią publiczną własne dzieci.
Ahed Tamimi jest 16-letnią dziewczyną z palestyńskiej wsi Nabi Saleh, położonej na Zachodnim Brzegu, terytorium okupowanym przez Izrael od 1967 r. Ahed jest z drugiego pokolenia Palestyńczyków, którzy nie zaznali życia bez okupacji. „Najpierw od okupacji musisz uwolnić własny umysł” – mawiają mieszkańcy Nabi Saleh. Dror Dayan, twórca filmu o tej wsi, w rozmowie z POLITYKĄ tłumaczy, że izraelscy aktywiści, którzy przyjeżdżają tu od lat, długo myśleli, że to postulat adresowany do nich. – Żeby zdekolonizowali swoją perspektywę, zanim solidarnie z Palestyńczykami wyjdą naprzeciw izraelskim żołnierzom.
Od 2010 r. w każdy piątek z centrum wsi wyrusza demonstracja mieszkańców Nabi Saleh; kierują się w stronę źródła, z którego czerpali wodę do podlewania sadów. Źródło wraz z okolicznymi ziemiami zawłaszczyli Izraelczycy z pobliskiego osiedla Halamisz. Do marszów dołączają izraelscy i międzynarodowi sojusznicy. Zanim dojdą do ujścia wody, zatrzymuje ich izraelska armia – gazem łzawiącym, kulami obleczonymi gumą, czasem ostrą amunicją. Część demonstrantów odpowiada kamieniami. Podobnie dzieje się w innych miejscowościach zagrożonych utratą ziemi na rzecz nielegalnych w świetle prawa międzynarodowego izraelskich osiedli lub pod budowę muru separacyjnego.
Nie są to, jak piszą czasem i polskie media, „starcia między Palestyńczykami a Żydami”, tylko demonstracje w palestyńskich wsiach, tłumione przez izraelskich żołnierzy. Żydzi, jeśli już się upierać przy takim ujęciu tematu, są po obydwu stronach. Czy Palestyńczycy rzucają kamieniami czy nie, izraelska armia brutalnie rozbija te marsze w kolejnych wsiach. Nabi Saleh w szczególny sposób dotknęły represje za demonstracje. Nie jest rzadkością wyciąganie dzieci w środku nocy z łóżka, by potem na wielogodzinnych przesłuchaniach, bez obecności rodziców czy prawnika, wymuszać na nich identyfikowanie osób, które rzucają kamieniami.
„Chociaż to jest pierwsze aresztowanie Ahed, nie są jej obce wasze więzienia. Moja córka spędziła całe swoje życie w przytłaczającym cieniu izraelskich więzień – od moich wielomiesięcznych aresztowań w ciągu jej dzieciństwa, przez powtarzające się aresztowania jej matki, brata i przyjaciół, aż po zawoalowane, a jednocześnie oczywiste groźby wynikające z ciągłej obecności waszych żołnierzy w naszym życiu. Więc jej aresztowanie to była tylko kwestia czasu” – pisze w liście otwartym do Izraelczyków, opublikowanym w dzienniku „Haaretz”, ojciec Ahed, Bassem Tamimi, najbardziej znany działacz z Nabi Saleh.
Ahed, jak wiele innych dzieci ze wsi, chodziła na piątkowe demonstracje z rodzicami. Pierwszy raz przykuła uwagę mediów w 2012 r., gdy gołą piąstką jako 11-latka wygrażała żołnierzowi, który chwilę wcześniej aresztował jej starszego brata. Ahed w konfrontacji z uzbrojonymi wojskowymi pojawiała się na zdjęciach wielokrotnie. Izraelską opinię publiczną od początku zaskoczył jej wygląd. Na zdjęciu sprzed pięciu lat, na którym żołnierz wykręca jej rękę, Ahed płacze. Izraelskie media komentują: dlaczego nas to szokuje? Czy nie przyzwyczailiśmy się już do widoku naszych żołnierzy brutalnie traktujących palestyńskie dzieci? I odpowiadają same sobie: tak, ale te dzieci nie miały blond włosów.
Jest 15 grudnia 2017 r., piątek, tradycyjny dzień marszu. W Nabi Saleh izraelscy żołnierze ranią 15-letniego Mohammeda Tamimiego. Pocisk obleczony gumą przebija się przez jego czaszkę, nie wiadomo, czy chłopiec przeżyje. Izraelska armia zostaje obrzucona kamieniami przez mieszkańców wsi. Żołnierze patrolują ulice. Dwóch wchodzi na podwórko Tamimich. Ahed i jej 20-letnia kuzynka Nur próbują ich stamtąd przegnać. Są wzburzone wieściami o postrzeleniu kuzyna. Matka Ahed nagrywa. Dziewczyny krzyczą na żołnierzy, potem Ahed kopie jednego z nich, uderza w twarz. Między żołnierzy a Ahed wkracza jej matka. Oni nie odpowiadają, ustępują, wychodzą z podwórka na drogę.
W poniedziałek filmik z zajścia emituje izraelska telewizja. Pierwsze reakcje: Izrael czuje się upokorzony przez nastolatkę. Dopiero wtedy, w poniedziałek w nocy, żołnierze przychodzą po Ahed. Według Palestyńczyków dziewczyna nie jest tak naprawdę karana za spoliczkowanie żołnierza, za „napaść”. Upokorzyła izraelskie poczucie męskości. W izraelskich komentarzach pojawiają się słowa o „kastracji” i „impotencji” armii. I wygląda na to, że właśnie za zszarganie wizerunku Izraela Ahed może trafić do więzienia.
– Chodzi o zemstę – twierdzi Amira Hass, izraelska dziennikarka, która od ćwierć wieku pisze o Palestyńczykach i okupacji dla dziennika „Haaretz”. – Pod presją izraelskiej opinii publicznej, „zszokowanej” powściągliwością, jaką okazali żołnierze, Ahed trafiła do aresztu. Mściwość jest jedną z głównych cech charakteryzujących izraelskie reakcje na nieugiętość nieletnich Palestyńczyków: areszt do końca procesu, duże kary finansowe, nieznośne warunki w więzieniu – wylicza.
Izraelskie media, które nie sprzyjają Ahed, piszą, że w końcu odpowie za kolejne napaści na żołnierzy. Przedstawiają ją jako konfrontacyjną, agresywną, wściekłą – bez powodu. Tylko nieliczne artykuły wspominają, że tego samego dnia, może godzinę wcześniej, żołnierze postrzelili jej kuzyna. I gdy Ahed policzkowała żołnierza, nie było wiadomo, czy chłopiec przeżyje. – To właśnie Ahed stopniowo usunęła okupację ze swojej głowy. Protesty jak na razie nie doprowadziły do wyzwolenia jej wioski, ale pomogły Ahed uwolnić jej własny umysł od okupacji – komentuje Dror Dayan.
Historia Ahed Tamimi nie jest wyjątkowa. Według statystyk w ostatnich latach do izraelskich aresztów trafia ok. 300 palestyńskich dzieci i nieletnich rocznie. Tak jak ona, wszystkie są sądzone w izraelskim sądzie wojskowym, w którym prawie każdy oskarżony zostaje uznany winnym i skazany (99,74 proc. według danych ujawnionych przez dziennik „Haaretz” w 2011 r.).
Pytanie więc, dlaczego akurat na sprawę Ahed spośród setek innych media zwróciły uwagę? – To była wyjątkowa sytuacja, ponieważ historia protestów w wiosce jest wyjątkowa – przekonuje Hass. – Ahed była wychowana w taki sposób, żeby stać się symbolem. Bez jej świadomej decyzji oczywiście. Jej rodzice zbudowali własną markę oporu bez użycia broni. I przez lata byli dla niej modelami, a jednocześnie przykuwali uwagę międzynarodowych mediów.
Druga kwestia to jej wygląd, niepasujący do zachodniego stereotypu Arabki. Nie ma na głowie hidżabu, za to bujne blond włosy. Zachodnie media, skupiając się na jej wyglądzie, uprzedmiotowiły Ahed. „Jej dzikie loki zagarnięte gumką do włosów”, „w jaskrawym różowym T-shircie”, „w czerwonych spodenkach, stała, krzycząc wściekle” – to garść cytatów z „Washington Post”. Niektórzy izraelscy komentatorzy twierdzili, że rodzina przebiera dzieci w amerykańskie ubrania na pokaz, co jest absurdalne.To skupienie się na wyglądzie Ahed nie tylko urąga jej odwadze, ale też odziera tę historię z kontekstu. A przekonanie o wyjątkowości dziewczyny utwierdza tylko Zachód w stereotypie Arabki w hidżabie, Arabki o ciemnej skórze, włosach, oczach. I pokazuje, że zachodni świat nie umie wciąż sympatyzować z Palestyńczykami. Chyba że wyglądają jak Ahed.
W pewnym stopniu z tym zarzutem zgadza się Ben-Dror Yemini, konserwatywny izraelski publicysta. Na portalu Ynetnews pisze, że zachwyt zachodniej opinii publicznej Ahed Tamimi „bierze się z faktu, że (...) wygląda jak córka białych sąsiadów”. Ale Yemini widzi w Ahed przede wszystkim gwiazdę palestyńskiej propagandy, odgrywającą główne role w kolejnych wyreżyserowanych prowokacjach.
Palestyńczycy z protestujących wiosek chcą wykorzystać media do przedstawienia swoich racji – tu Yemini ma rację. Rzecz w tym, że takich scen nie ma sensu reżyserować: izraelscy żołnierze w palestyńskich wsiach, domach, na podwórkach, i dziewczyny, które próbują ich powstrzymać, to częsty widok. Tak samo jak brutalne tłumienie demonstracji, zawsze dokumentowane przez licznie obecnych fotografów. Rodzina Tamimich postawiła na to bardziej niż inni – przez ich dom przewinęły się dziesiątki dziennikarzy, fotografów, działaczy z całego świata, dyplomatów. Są znani, i w jakimś sensie to ich chroni. Gdyby Ahed była palestyńskim chłopcem z rodziny, o której żaden zagraniczny dziennikarz nigdy nie słyszał, zostałaby pobita i aresztowana na miejscu.
Nie tylko zagraniczne media, ale również Palestyńczycy zauważyli odwagę Ahed. Jest dla nas ikoną – mówią młodzi ludzie w Ramallah. Ale – jak przypomina Hass – w samej Palestynie te wiejskie protesty nie stały się przyczynkiem do masowej oddolnej akcji stawiania oporu. – Do czasu ostatniego incydentu z Ahed ludzie byli bardziej zaznajomieni z imionami młodych mężczyzn, którzy zabili Izraelczyków, niż z rodzicami Ahed, Bassemem i Nariman. Nie naśladują jej inne nastolatki, nie ma fali policzkowania żołnierzy – dodaje Hass.
Wielu Palestyńczyków i sympatyków ich sprawy liczyło, że odwaga Ahed nie pójdzie na marne i zachęci media, by popatrzyły na szerszy kontekst. Że Ahed przełamie anonimowość nieletnich Palestyńczyków w izraelskich aresztach. Ale pisząc o Ahed, większość dziennikarzy skupiła się na jej sensacyjnym wyglądzie, tracąc kontekst. Ahed „napadła” więc żołnierza, ale on nie był już opisany jako intruz w jej ogrodzie, w jej wsi. W tej historii zabrakło postrzelonego kuzyna, nielegalnych osiedli, często nawet okupacji. Pozostał tradycyjny kontekst: Palestyńczycy są wściekli bez powodu.