Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Wojna piątej generacji?

Po co Rosja wysyła do Syrii swoje nowoczesne samoloty?

Rosja wysłała do Syrii kilka swoich najnowszych samolotów bojowych Su-57. Rosja wysłała do Syrii kilka swoich najnowszych samolotów bojowych Su-57. Anna Zvereva / Flickr CC by SA
Rosja wysłała do Syrii kilka swoich najnowszych samolotów bojowych Su-57. Na froncie najgorętszego obecnie konfliktu zastępczego supermocarstw znajdą się po obu stronach myśliwce piątej generacji.

Pierwsza para Su-57 miała trafić do bazy Hmejmim w północno-zachodniej Syrii w połowie zeszłego tygodnia. Druga para miała dołączyć przed weekendem. Jeśli te informacje – nadal niepotwierdzone oficjalnie, lecz poparte chyba wystarczającą liczbą doniesień „z miejsca” – są prawdziwe, oznacza to, że Moskwa postanowiła wysłać na syryjską wojnę swoje najnowsze myśliwce wielozadaniowe, określane jako maszyny piątej generacji.

Su-57, znany wcześniej jako projekt T-50 lub PAK-FA (przyszłościowy system lotniczy lotnictwa taktycznego), to znajdujący się w fazie przedprodukcyjnej nowy samolot taktyczny, mający uzupełnić lub zastąpić podstawowe typy rosyjskich myśliwców Mig-29 i Su-27.

Ważniejsze jednak, że ma być pierwszym w arsenale sił powietrznych Federacji Rosyjskiej samolotem piątej generacji, czyli posiadającym kilka cech uznawanych łącznie za przełomowe dla konstrukcji samolotu bojowego, dającej przewagę nad istniejącymi samolotami generacji poprzednich. Chodzi głównie o cechę obniżonego odbicia radiolokacyjnego, zwaną też trudną wykrywalnością lub stealth, ponadto o zdolność utrzymywania ponaddźwiękowej prędkości lotu bez użycia dopalaczy, ponadprzeciętną manewrowość uzyskiwaną m.in. poprzez sterowanie wektorem ciągu silnika oraz zestaw nowej generacji sensorów radarowych i optoelektronicznych, gwarantujący przewagę informacyjną nad przeciwnikami.

Rosyjskie maszyny, amerykańskie maszyny

Na Zachodzie, w praktyce wyłącznie w USA, przykładami tej generacji maszyn są F-22 Raptor, myśliwiec przewagi powietrznej piątej generacji, oraz w ograniczonym zakresie F-35 Lightning II, wspólna konstrukcja dla trzech rodzajów wojsk (Joint Strike Fighter). Raptor powstał u schyłku zimnej wojny, produkowany jest od lat 90., wszedł do służby w 2005 roku. F-35 – pozornie mniej zaawansowany technologicznie, ale bardziej skomplikowany konstrukcyjnie – osiągał te progi zaawansowania mniej więcej dekadę później.

Raptor nie jest już produkowany, z powodu kosztów i obcinania budżetów wojskowych wykonano mniej niż 200 egzemplarzy. F-35 znajduje się w fazie produkcyjnej, lecz jeszcze nie w jej pełnym rozmachu. W 2020 roku ma być produkowanych 160 sztuk tych samolotów rocznie, a myśliwiec ma duże szanse stać się podstawowym samolotem bojowym NATO w trzeciej dekadzie XXI wieku.

Rosjanie gonią technologicznie uciekający Zachód z mozołem. Pod koniec zimnej wojny mieli liczną flotę stosunkowo nowoczesnych samolotów taktycznych, co w połączeniu z brakiem funduszy blokowało postęp. Swoje projekty samolotów przyszłości prezentowały zakłady MiG i fabryka Suchoja, jedne były jednak „udziwnione” (z odwrotnym skosem skrzydeł), a inne nie szły za modą na stealth i były raczej odpowiednikami dwusilnikowych maszyn wielozadaniowych czwartej generacji.

Na przełomie wieków Rosjanie rozpisali konkurs na PAK-FA, w którym wygrał Suchoj. W poszukiwaniu funduszy Rosja weszła w partnerstwo z Indiami w celu produkcji indyjskiego myśliwca nowej generacji. Pierwszy lot maszyna znana wtedy jako T-50 wykonała w 2010 roku. Do dziś zakłady w Komsomolsku nad Amurem wyprodukowały dziesięć maszyn serii prototypowej, z których część przechodzi testy wojskowe. Zamówienia na seryjne samoloty dla lotnictwa nadal bowiem nie ma. Pierwsza eskadra 12 myśliwców oznaczonych jako Su-57 ma być zamówiona w tym roku.

Po co Rosji pokaz Su-57 w Syrii?

Dlaczego więc Rosja wysyła testowe maszyny na wojnę? Po części to operacja natury marketingowo-propagandowej. Sama wiadomość o zauważeniu Su-57 w Syrii wywołała ogromne zainteresowanie. Eksperci lotniczy prześcigają się w interpretacjach i kreśleniu scenariuszy bojowego użycia tych maszyn. Są tysiące wpisów w mediach społecznościowych, setki newsów, dziesiątki artykułów w mniej i bardziej fachowych publikacjach. Rosji o to chodzi. Cały świat ma się dowiedzieć, że Rosja wreszcie dogoniła Zachód w lotniczej rywalizacji.

W tym sensie również ten artykuł po części spełnia cel Kremla, o czym Czytelników wypada uprzedzić. Rosja ma bowiem z Su-57 kłopoty. Pod koniec zeszłego roku lotniczy świat obiegła wiadomość, że Hindusi są tak niezadowoleni z osiągów nowego supersamolotu, że mogą go... nie zamówić. Indyjscy generałowie mieli porównać Su-57 z F-35 i jeśli wierzyć doniesieniom DefenseNews, wyszło im, że rosyjski produkt nie spełnia ich oczekiwań. Hindusi badali szczegółowo odbicie radiolokacyjne i detale konstrukcji silników, m.in. modułowość, ułatwiającą obsługę. Co gorsza, niedawno poprosili USA o niejawne informacje na temat ich myśliwca piątej generacji. Hinduska inwestycja wisi na włosku, więc Rosjanie mogli zdecydować się na „pokaz w powietrzu”.

Wątpliwe, by takim zabiegiem przekonali Hindusów, chyba do dojdzie do trudno wyobrażalnego zwycięskiego starcia w powietrzu z Amerykanami. Ale mogą zyskać innych klientów w świecie arabskim i Azji.

Po drugie, Rosjanie chcą sami się uczyć. Ponieważ Su-57 nadal znajduje się w fazie rozwojowej, przed produkcją seryjną, doświadczenia z jego przebazowania i użycia operacyjnego będą mogły dostarczyć cennych danych. Nawet jeśli samolot nigdy nie wejdzie w strefę realnych działań bojowych, taka misja to prawdziwy poligon doświadczalny, zwłaszcza jeśli chodzi o obsługę tak zaawansowanej maszyny na lotnisku poza bazą. Oczywiście, gdy pojawi się możliwość włączenia systemu radarowego i systemu wymiany danych w trybie „bojowym”, eskapada będzie tym cenniejsza.

Raczej nie ma jednak mowy o wykonywaniu misji bojowych bez cudzysłowu. Su-57 jest zbyt cenny dla Rosji. Nie chodzi nawet o możliwość jego zestrzelenia, lecz o ryzyko pozyskania jego charakterystyk, zarówno fizycznych (odbicie radarowe, sygnatura dźwiękowa silników), jak i elektronicznych (radaru, systemu łączności radiowej) przez amerykańskie i sojusznicze samoloty rozpoznawcze. Wysłana razem z czterema Su-57 „obstawa” powietrzna w składzie czterech myśliwców Su-35, czterech szturmowców Su-25 i rosyjskiego odpowiednika AWACS–a A–50U sugeruje, że najnowszej generacji samoloty nie będą musiały używać uzbrojenia. Choć część rosyjskich źródeł pisze, że skierowano je właśnie po to, by dokonać „sprawdzenia w warunkach bojowych”.

Su-57 ma przykryć niedawną porażkę Rosji w Syrii?

Nie można więc wykluczyć, że Rosjanie pójdą na całość. Masakra oddziału rosyjskich najemników w wyniku amerykańskiego nalotu na początku lutego była ogromnym ciosem w rosyjską dumę. Co prawda Kreml raz to zaprzeczał, raz milczał, ranni w rosyjskich szpitalach byli faktem. MSZ musiał w końcu wydać komunikat, że owszem, były straty, że obywatele rosyjscy zginęli w Syrii. A wszyscy w Rosji wiedzą, że polegli pod gradem amerykańskich bomb. Dla Putina w końcowej fazie kampanii wyborczej to mógłby być dramat, gdyby w Rosji były demokracja i pełna wolność mediów. W sytuacji, jaka jest, rzecz jasna nie ma mowy, by Putin przegrał „wybory” 18 marca, ale pierwsza tej skali de facto przegrana bitwa z USA musi Rosję boleć.

Czytaj także: Wybory prezydenckie w Rosji, czyli Putin i reszta

Wylot Su-57 ma więc tak samo „przykryć” propagandowo tamtą porażkę co – być może – dać okazję do odwetu. Za chwilę można oczekiwać na rosyjskich portalach propagandowych tekstów o przewadze techniki rosyjskiej nad amerykańską. Może supermyśliwiec podejdzie niewykryty pod powietrzny tankowiec, okręt lub przeleci nad wspieranymi przez USA oddziałami kurdyjskimi, co będzie udokumentowane zdjęciami. W wojnie informacyjnej każda taka akcja ma znaczenie. Ale wejście Su-57 do realnej walki nadal jest mało prawdopodobne.

Wątpliwe też, by Amerykanie szukali starcia „oko w oko”. Na pewno jednak będą wszelkimi sposobami zbierać informacje na temat nowych maszyn, ich sposobu użycia, obsługi wymaganej na miejscu. Satelity szpiegowskie będą non stop fotografować syryjską bazę Hmejmim, dostępną przestrzeń powietrzną częściej patrolować będą maszyny rozpoznawcze. Pierwsze zdjęcia z kosmosu są już zresztą w publicznym obiegu. Nowe samoloty wyróżniają się, są wyraźnie większe od sąsiadujących i specyficznie, kontrastowo pomalowane. Oczywiście Su-57 nie unikną też wypatrzenia w powietrzu. Samoloty stealth, jeśli nie wykonują akurat misji wymagającej obniżonej wykrywalności, emitują za pomocą pokładowej elektroniki sygnał zwiększający ich wykrywalność, innymi słowy: oszukują radar przeciwnika, że są większe niż w rzeczywistości.

Nie ma potrzeby, by Rosjanie popisywali się wszystkim, co potrafią. Sam fakt nagłośnienia ich misji wskazuje, że nie taki jest cel. Więc w sumie Amerykanie nie mają powodu, by się za bardzo przejmować.

Amerykańska odpowiedź na Su-57

Co nie znaczy, że nie przejmują się wcale. Pojawienie się trzeciego – po dwóch chińskich modelach – samolotu piątej generacji na świecie będzie stanowić problem, gdy wszystkie wejdą w odpowiedniej liczbie do użytku. Rosjanie na razie są na samym końcu tego wyścigu i raczej nie przegonią Chińczyków. Poza zasygnalizowaniem umowy na pierwszą eskadrę Moskwa nie zdradziła jeszcze planu zakupów Su-57. Kiedykolwiek one nastąpią, USA będą już wtedy zaawansowane w pracach nad samolotem generacji szóstej. Właśnie przyspieszono nad nim prace, wpompowując w program dodatkowe niespełna trzy miliardy dolarów do wydania w ciągu pięciu lat. I to jest prawdziwa odpowiedź na Su-57.

Wojny samolotów piątej generacji na razie więc nie będzie. Będzie za to kolejne podniesienie poziomu konfrontacji na najgorętszym obecnie froncie „wojny zastępczej”. Tak samo jak w czasie zimnej wojny wielkie mocarstwa biją się ze sobą na nie swojej ziemi i najczęściej nie bezpośrednio, używając własnych wojsk. Tak jak to było w XX wieku, wojny takie są nadal doskonałym poligonem testowym nowej broni. Nie wysyła się jej na front z miłości do sojuszników, ale by sprawdzić w warunkach możliwie zbliżonych do realnego starcia. Na froncie syryjskim zresztą sytuacja jest tak skomplikowana, że trudno powiedzieć, iż Su-57 są demonstracją wymierzoną wyłącznie przeciwko USA. Sygnał ostrzegawczy otrzymał Izrael, znajdujący się na progu otwartej wojny z sojusznikami Rosji, Syrią i Iranem, a nawet lawirująca między Zachodem a Putinem Turcja. Pamiętajmy, że to ten ostatni kraj zestrzelił dwa lata temu rosyjski myśliwiec poprzedniej generacji. Tak więc nowy myśliwiec Rosji to figura na wielowymiarowej szachownicy.

Podobnie jednak jak ze wznowieniem długodystansowych lotów zmodernizowanych strategicznych bombowców Tu-95 i Tu-160, jak z użyciem pocisków samosterujących o zasięgu 1500 km i więcej, jak z wysłaniem na Morze Śródziemne okrętów podwodnych zdolnych je wystrzeliwać, jak z doposażaniem wojsk lądowych w systemy rakietowe Iskander – Rosjanie w konsekwentny sposób realizują kolejny etap unowocześniania swojej armii.

Jeśli dla Zachodu płynie z tego jakiś wniosek, to w zasadzie taki, że wystarczy dłużej nie zwlekać i zacząć robić to samo. Potencjał ekonomiczny, technologiczny i doświadczenie Zachodu w zbrojeniach są w sumie większe niż Rosji. A jednak dystans między uzbrojeniem rosyjskim a ekwiwalentnymi lub przeciwstawnymi systemami na Zachodzie systematycznie się zmniejsza. W niektórych obszarach Rosjanie uzyskali regionalną przewagę. W lotnictwie tak nie jest i raczej nie będzie. Jednak na dzisiejszym polu walki lotnictwo to tylko element połączonego teatru działań, w którym liczy się suma potencjałów wielu czynników. Jeśli przy wielu pozostałych mocnych komponentach Rosja właśnie polepsza kolejny – powinno to skłonić do ponownego przeliczenia potencjałów i stosownych inwestycji.

Niekoniecznie zresztą trzeba inwestować w tym samym segmencie uzbrojenia. Na tym polega założenie amerykańskiej Trzeciej Strategii Offsetowej, mającej zniwelować postępy technologiczne przeciwników. Mowa w niej o nieoczywistych pomysłach na unieszkodliwienie broni Chin czy Rosji, głównie polegających na działaniach niekinetycznych, cyberatakach, obezwładnianiu sieci dowodzenia. Te sposoby mogą przybierać zaskakująco prostą postać. Nie tak dawno kilka rosyjskich samolotów w tejże bazie Hmejmin, do której wysłano najcenniejsze obecnie maszyny Rosji, zostało uszkodzonych w ataku chmary plastikowych dronów z prymitywnymi urządzeniami wybuchowymi. Drony pozostały niewykryte, bo leciały tuż nad ziemią i prawie nie zawierały metalowych części. To był stealth dla ubogich, ale jakże skuteczny. Jeszcze nie wiadomo, co Rosjanie zrobią, by ochronić się przed powtórzeniem takiego ataku na Su-57.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama