Świat

Rozgrywka więźniami

Rosja planuje wykorzystać ukraińskich więźniów?

Kreml przygotowuje grunt pod dużą prowokację. Kreml przygotowuje grunt pod dużą prowokację. SarahTz / Flickr CC by 2.0
Nie można wykluczyć, że Kreml przygotowuje grunt pod dużą prowokację, która będzie polegała na przeprowadzeniu zamachów w Rosji i oskarżeniu o nie „dywersantów” z Ukrainy.

Artykuł ukazał się w „Nowej Europy Wschodniej

Zgodnie z szacunkami Crimean Human Rights Group od lutego 2014 roku do stycznia 2018 roku co najmniej 66 obywateli Ukrainy przebywało w rosyjskich aresztach lub więzieniach. Zatrzymania miały miejsce przede wszystkim na Krymie, Donbasie, w samej Rosji, a ostatnio także na Białorusi. Wśród więźniów są dziennikarze, działacze kultury, aktywiści, wojskowi, rolnicy, studenci, górnicy, nauczyciele, osoby różnych narodowości. Część z nich ma na sumieniu drobne wykroczenia, co służy Kremlowi za wymówkę.

Ukraińcom postawiono różne zarzuty. W przypadku wszystkich zostały złamane podstawowe standardy praworządności i praw człowieka. Przypomina to czasy sowieckie: fabrykowano dowody, oskarżenia opierano na zeznaniach wątpliwych świadków, sięgano po tortury psychiczne i fizyczne (łącznie z wykorzystywaniem środków farmakologicznych), uprowadzano, demonstracyjnie utrudniano pracę adwokatom. Przebieg większości spraw dokładnie relacjonują rosyjskie media. Większość z nich zasługuje, aby poświęcić im osobne reportaże. Każda jest ludzką tragedią.

Można założyć, że więzienie ukraińskich obywateli to przemyślana polityka Moskwy, a gra zatrzymanymi jest dla niej jednym z frontów wojny hybrydowej. Kreml używa ich jako instrumentu do osiągania celów na arenie wewnętrznej i zewnętrznej.

„Ukraińskie zagrożenie”

Rosja ewidentnie chce we własnej przestrzeni informacyjnej wywołać atmosferę strachu i wykreować „zagrożenie płynące z Ukrainy”; pokazać, że „ukraińscy dywersanci, szpiedzy i terroryści są wszędzie”.

Jak dotąd było kilka fal aresztów „ukraińskich szpiegów”. Najgłośniejsze było zatrzymanie Ołeksandra Suszczenki i Jurija Sołoszenki (emeryta uwolnionego podczas jednej z wymian). Pierwszy jest paryskim korespondentem państwowej agencji informacyjnej Ukrinform, do Moskwy przyjechał w celach prywatnych (w Rosji mieszka jego rodzina). We Francji badał wpływy Kremla w tym kraju i szerzej, w Europie. Według rosyjskich organów działał na rzecz wywiadu wojskowego Ukrainy. Według adwokatów sprawy te są niezwykle trudne do obrony: obrońcy mają bowiem ograniczany dostęp do informacji dotyczących zarzutów i „dowodów”. Ponadto przebieg postępowania nie jest jawny dla mediów.

Poza „szpiegami” Rosjanie wyłapują też „dywersantów” – tych ostatnich „wykryto” znacznie więcej, 16 na samym Krymie. Wśród nich jest Ołeksij Syzonowycz, 61-letni emeryt z Donbasu, którego siłą wywieziono do Rosji. Za „przygotowywanie zamachów na terytorium Federacji Rosyjskiej” w trwającej zaledwie trzy dni rozprawie sądowej został skazany na 12 lat więzienia. Sąd oparł się na zeznaniach dziewięciu osób, które nie pojawiły się w sądzie, a adwokaci uważają, że część z nich istnieje tylko na papierze. Według wersji prokuratury podczas zatrzymania Syzonowycz próbował uciec wpław przez rzekę, co zdaniem obrońcy jest absurdem, gdyż emeryt nie potrafi pływać.

Za „dywersantów” na Krymie zostali uznani także Jewhen Panow, Andrij Zachtijoraz, długoletni eksperci od spraw militarnych renomowanego centrum analitycznego NOMOS w Sewastopolu Dmytro Sztyblikow i Ołeksij Besarabow. Panow jest byłym uczestnikiem operacji antyterrorystycznej na Donbasie. Na Krym trafił w nieznanych okolicznościach. Zachtij miał z kolei na koncie drobne wykroczenia, które prawdopodobnie posłużyły za pretekst do wysunięcia poważniejszych zarzutów. Cała czwórka miała rzekomo przygotowywać na półwyspie ataki na obiekty infrastruktury krytycznej. Na materiale wideo z mieszkania Sztyblikowa, który opublikowały rosyjskie media, śledczy prezentują „arsenał” – broń służącą do gry w paintball.

Osobną grupę stanowią więźniowie przetrzymywani w związku z tzw. sprawą czeczeńską. Chodzi o członków Prawego Sektora Mykołę Karpiuka oraz Stanisława Kłycha, którym rosyjskie organy ścigania zarzucają udział w zbrodniach wojennych w Czeczenii w latach 90. XX wieku. Śledczy twierdzą, że obaj rozstrzelali co najmniej 30 obywateli Rosji. Jednak według danych Memoriału 18 z nich zabito w innych miejscach, niż wskazywała prokuratura, a kolejnych 11 nie zginęło przez rozstrzelanie. Karpiuka i Kłycha skazano na odpowiednio 20 i pół roku oraz 20 lat więzienia. Według ukraińskiego konsula w Rosji obaj mają na ciele ślady tortur. W trakcie śledztwa mieli także zeznać, że w Czeczenii walczył były premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk.

W styczniu 2018 roku pod zarzutem nielegalnego posiadania broni i przygotowania zamachu FSB zatrzymała cztery osoby związane z prywatnymi firmami ochroniarskimi. Według niepotwierdzonych informacji (rozprawa jest tajna) będący wśród nich Siergiej Sokołow zeznał przed sądem, że plany dotyczące zamachów przygotowywała Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU). Z kolei jeszcze w sierpniu 2017 roku ta ostatnia poinformowała o udaremnieniu prowokacji polegającej na wykorzystaniu przez Rosjan byłych ukraińskich żołnierzy ATO. Zaproponowano im dobrze płatną pracę remontowo-budowalną w Rosji, ale SBU podejrzewa, że po wjechaniu na rosyjskie terytorium mieli zostać oskarżeni o próbę przeprowadzenia zamachu lub o jego dokonanie. Naborem kandydatów do owej pracy na Ukrainie zajmowała się konkubina Sokołowa, którą później zatrzymała SBU. W sprawie jest na razie więcej domysłów niż faktów, ale w kontekście opisywanych trendów doniesienia niepokoją. Nie można wykluczyć, że w ten sposób Kreml przygotowuje grunt pod dużą prowokację, która będzie polegała na przeprowadzeniu zamachów w Rosji i oskarżeniu o nie „dywersantów” z Ukrainy.

Skuteczność po rosyjsku

Rosjanie brutalnie i demonstracyjnie obchodzą się z Ukraińcami, którzy publicznie podważali legalność przyłączenia Krymu. Chcą w ten sposób pokazać, że ich organy są skuteczne, a jakikolwiek opór jest pozbawiony sensu. Ten kierunek jest szczególnie widoczny na Półwyspie Krymskim. Chodzi tu przede wszystkim o przypadki reżysera Ołeha Sencowa, lewicującego aktywisty Ołeksandra Kołczenki, nauczyciela historii Ołeksija Czyrnija i fotografa Hennadija Afanasiewa (uwolnionego podczas jednej z wymian). Wszyscy publicznie wystąpili przeciwko aneksji. Jeszcze wiosną 2014 roku zostali oskarżeni m.in. o „utworzenie grupy terrorystycznej” i „przygotowywanie oraz próbę przestępstwa”. Trzej pierwsi zostali skazani na, odpowiednio, 20, 10 i 7 lat więzienia. Wyroki odbywają w azjatyckiej części Rosji. Wszystkim przymusowo nadano rosyjskie obywatelstwo.

Moskwa na tym nie poprzestaje. Demonstruje gotowość do rozliczenia osób odpowiedzialnych za rewolucję godności w Kijowie, co jest bezprecedensowe, bo oznacza, że rosyjski sąd zajmuje się czynami rzekomo popełnionymi przez obywateli Ukrainy na ukraińskim terytorium. Kreml wysyła w ten sposób sygnał środowiskom prorosyjskim na Ukrainie, że nie zapomniał o nich, a Ukrainę uważa za strefę swoich wpływów.

W te działania wpisują się co najmniej dwie sprawy: Ołeksandra Kostenki i Andrija Kołomijca. Pierwszy został przez rosyjski sąd skazany na prawie cztery lata pozbawienia wolności za rzucenie kamieniem w funkcjonariusza Berkutu na kijowskim Majdanie. Podobne zarzuty postawiono Kołomijcowi (na razie nie został skazany), ale jego przypadek jest szczególny, bo wcześniej interesowały się nim także ukraińskie organy ścigania.

Siłą rzeczy najbardziej prześladowani są Tatarzy krymscy – stanowią ok. 60 proc. spośród wszystkich zatrzymanych na półwyspie. Oprócz „zwykłych” Tatarów władze represjonują liderów Medżlisu. Najgłośniejsza była sprawa Ulmi Umerowa, który po aneksji zrezygnował ze stanowiska przewodniczącego administracji państwowej rejonu bachczysarajskiego. W oficjalnym piśmie oświadczył, że nie uznaje „nowych władz”. W maju 2016 roku został zatrzymany i skazany na trzy lata pozbawienia wolności, a w trakcie śledztwa wysłano go na ekspertyzę psychiatryczną. W wyniku interwencji prezydenta Turcji został uwolniony w październiku ubiegłego roku (wraz z innym działaczem krymskotatarskim Achtemem Czyjhozem).

Rosyjskie organy niektórym Tatarom zarzucają także działalność ekstremistyczną i terrorystyczną. Mowa o organizacjach Hizb ut-Tahrir i Tablighi Jamaat, choć obie stawiają sobie za cel „ekspansję islamu w pokojowy sposób”. Ciekawe, że szef FSB na Krymie Wiktor Pałagin podczas pięcioletniej służby w Baszkirii zasłynął już represjonowaniem „ekstremistów islamskich”.

Misterny plan

Osobny temat stanowi wykorzystywanie tzw. wymian więźniów. Rosjanie zwalniają żołnierzy ukraińskich schwytanych na Donbasie lub innych obywateli Ukrainy, a Ukraińcy – rosyjskich żołnierzy i najemników walczących na Donbasie, a także Rosjan aresztowanych na Ukrainie za udział w operacjach destabilizacyjnych (walki uliczne w Odessie, próby zajmowania budynków administracji w Charkowie i innych miastach wschodniej Ukrainy). Kreml uwalnia w ten sposób „swoich” ludzi, czym zachęca środowiska prorosyjskie do aktywności, pokazując, że russkije swoich nie brosajut.

Znacznie bardziej interesujące są jednak ukryte cele Kremla, które wpisują się w długofalową politykę wobec Ukrainy. Dotychczas przeprowadzone wymiany były istotne politycznie. Najwięcej wiadomo o sprawie Nadiji Sawczenko. Dziś, z perspektywy czasu, większość obserwatorów zwraca uwagę na sztuczny charakter kampanii medialnej, która dotyczyła Sawczenko, a którą nakręcał sam Kreml. Rozgłos pomógł pilotce w dotarciu na salony ukraińskiej polityki. Dalekosiężne plany Moskwy obejmują wykorzystanie Sawczenko do destabilizacji sceny politycznej nad Dnieprem. Z uwagi na jej osobowość i nawyki moskiewski projekt miał niewielkie szanse na powodzenie.

Proces wymiany więźniów jest też elementem rosyjskich prób zmuszenia Kijowa do prowadzenia bezpośrednich rozmów z tzw. Doniecką Republiką Ludową i Ługańską Republiką Ludową. Rosjanie przeciągają również i niespodziewanie zrywają negocjacje bez poważnych przyczyn. Chcą w ten sposób zademonstrować, że ukraińskie władze są nieskuteczne i nie zależy im na uwolnieniu więźniów, a przez to wywołać niezadowolenie opinii publicznej na Ukrainie.

Wreszcie większości wymian towarzyszył szum medialny: media rosyjskie oraz media uważane na Ukrainie za prorosyjskie starały się ukazać określone środowiska jako najbardziej konstruktywne i skuteczne. Dotyczy to zwłaszcza Wiktora Medwedczuka i Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. A przecież już sam udział Medwedczuka (prawdopodobnie narzucony Kijowowi przez Moskwę) w mińskim procesie pokojowym jest dla Ukrainy z politycznego punktu widzenia ryzykowny. Kreml realizuje w ten sposób scenariusz stopniowej deeskalacji konfliktu, który ma się zakończyć narzuceniem Ukrainie rosyjskich warunków. Donbas formalnie miałby wrócić pod kontrolę Kijowa, ale z zachowaniem szerokiej autonomii, co dla państwa ukraińskiego byłoby trucizną o powolnym działaniu.

Cyniczny handel

Moskwa wyraźnie liczy, że duża liczba „produkowanych” spraw karnych, które wytoczono obywatelom Ukrainy, skłoni wspólnotę międzynarodową do przyjęcia rosyjskiej percepcji wydarzeń. Chodzi o pokazanie, że Ukraińcy prowadzą szeroko zakrojoną działalność dywersyjną i destabilizacyjną na terytorium Federacji Rosyjskiej, na okupowanej części Donbasu i Krymie. Uwalniając więźniów stopniowo i „niewielkimi partiami”, Moskwa chce doprowadzić do sytuacji, w której prosi się ją o wykonanie kolejnych gestów dobrej woli – za te zaś oczywiście wymaga ustępstw drugiej strony. Temat więźniów Kreml może wykorzystywać nie tylko w relacjach z Kijowem, ale także Zachodem – choćby w staraniach o zniesienie sankcji. Gesty „dobrej woli” często służą do demonstracji humanizmu i gotowości do dialogu.

Od zeszłego roku widać także podejmowane przez Kreml wysiłki na rzecz wciągnięcia w rozgrywkę z Ukrainą swojego najbliższego sojusznika, Białorusi. Latem rosyjskie służby uprowadziły z białoruskiego Homla Pawła Hryba, 19-letniego obywatela Ukrainy, który planował spotkać się tam z poznaną na portalu społecznościowym VK (W Kontaktie) Rosjanką. Zanim doszło jednak do spotkania, Hryb został zatrzymany i wywieziony do Krasnodaru, gdzie usłyszał zarzuty o działalność terrorystyczną, a obecnie czeka na wyrok sądu. Była to demonstracja siły i wszechmocy FSB na terytorium Białorusi – białoruskie KGB albo przeoczyło akcję, albo przymknęło na nią oko.

Innym przykładem było jesienne aresztowanie przez białoruskie KGB korespondenta Ukraińskiego Radia na Białorusi Pawła Szarojki – postawiono mu zarzut szpiegostwa na rzecz Ukrainy. Na tle toczącej się od dłuższego czasu dyskusji o samodzielności białoruskich służb wysoce prawdopodobne jest, że aresztu Szarojki domagali się Rosjanie. Między Kijowem i Mińskiem wybuchł skandal. Nikt nie wysunął oficjalnych oskarżeń, ale niski poziom zaufania między krajami obniżył się jeszcze bardziej. Moskwie tymczasem powoli udaje się wciągać Białoruś do swych hybrydowych działań wobec Ukrainy.

Wyjść z letargu

Kijów nie zawsze reaguje na rosyjskie wyzwania adekwatnie. Oczywiście, w związku z siłowymi metodami stosowanymi przez Moskwę i asymetrycznością w relacjach z nią pole manewru Ukrainy jest zawężone. W reakcjach Kijowa trudno doszukać się jednak konsekwencji. Na przykład na skutek zwykłej niedbałości i niedotrzymania procedur prawnych Syzonowycz został pozbawiony możliwości złożenia apelacji przed Europejskim Trybunałem ds. Praw Człowieka. Dopiero w tym roku ma pojawić się ośrodek koordynujący ukraińskie wysiłki. W komentarzu dla „Nowej Europy Wschodniej” Olha Skrypnyk z Crimean Human Rights Group zwraca uwagę, że ukraińskie prawo wciąż nie precyzuje, jaki status prawny mają „jeńcy cywilni”. Ponadto ukraińskie placówki dyplomatyczne w Rosji nie mają prawa opłacać „jeńcom” adwokatów. Gotowe projekty rozporządzenia rządu i ustawy, które mogłyby pomóc wypełnić te luki, już od ponad roku nie są rozpatrywane. Według Skrypnyk główną przyczyną jest brak woli politycznej na najwyższym szczeblu władzy. Niewykorzystany jest też potencjał współpracy z organizacjami i inicjatywami pozarządowymi, które pozostają bardzo aktywne nie tylko w przestrzeni informacyjnej, ale też realnie wspierają więźniów.

Zaskakuje również, że władze ukraińskie są tak pasywne w sferze informacyjnej na arenie międzynarodowej. Zachód ma możliwości oddziaływania na politykę Rosji w zakresie przestrzegania praw człowieka. Wśród nich jest oczywiście zaostrzenie sankcji za łamanie podstawowych standardów w tym zakresie. Częścią tych wysiłków powinno być aktywne podejmowane tego tematu w przestrzeni informacyjnej krajów zachodnich.

Wreszcie brakuje komunikacji z europarlamentarzystami, którzy mają możliwość brania bezpośredniego udziału w procesach sądowych. Okazją do wywierania nacisków jest też mundial, gdyż Kreml w czasie jego trwania zechce poprawić swój wizerunek. Przypadek Umerowa i Czyjhoza, których uwolniono na skutek osobistej reakcji Recepa Tayyipa Erdoğana, pokazuje, że społeczność międzynarodowa ma w tej historii do odegrania swoją rolę.

Paweł Kost jest członkiem Rady Ekspertów Centrum Badań nad Armią, Konwersją i Rozbrojeniem w Kijowie. Stały współpracownik „Nowej Europy Wschodniej” i Defence24.pl.

Artykuł ukazał się w „Nowej Europy Wschodniej

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama