Świat

Najważniejsze spotkania szczytu G20 w Buenos Aires

Donald Trump i Władimir Putin na szczycie G20 w Helsinkach Donald Trump i Władimir Putin na szczycie G20 w Helsinkach Valery Sharifulin / Forum
Szczyt G20 miał zacieśniać międzynarodową współpracę, ale od kiedy w najważniejszym kraju w tym gronie rządzi Donald Trump, sytuacja się zmieniła.

W piątek i sobotę uwagę mediów przykuwać będzie doroczne spotkanie przywódców 20 krajów – największych gospodarek świata – w Buenos Aires, ale nie z powodów, dla których jeszcze niedawno się tymi spotkaniami interesowano. Szczyt G20, podobnie jak spotkanie „klubu” G7, czyli siedmiu najważniejszych państw wysoko rozwiniętych, miał zacieśniać międzynarodową współpracę przez zawieranie wielostronnych porozumień, łagodząc w ten sposób konflikty i umacniając globalny ład, przyczyniając się do stabilizacji i pokoju. Od kiedy w najważniejszym kraju w tym gronie rządzi Donald Trump, sytuacja się zmieniła. Prezydent USA nie wierzy w sens multilateralnej współpracy i nie znosi wydarzeń w takim formacie. W czerwcu tego roku na szczycie G7 w La Malbaie w Kanadzie atakował innych jego uczestników, odmówił podpisania wspólnego oświadczenia i wyjechał przed końcem spotkania.

Kto z Trumpem, kto przeciw niemu

W Buenos Aires nie musi dojść do aż tak drastycznego finału jak w La Malbaie, gdzie Trump miał przeciw sobie wrogo do niego nastawionych niemal wszystkich biorących w nim udział przywódców. Na zbliżającym się szczycie G20, oprócz dominujących wciąż na świecie „globalistów” jak Emanuel Macron, Justin Trudeau czy Angela Merkel, prezydent znajdzie się na jednym forum z bliższymi mu ideowo liderami Włoch, Brazylii, gospodarza Argentyny, nie mówiąc już o autokratach, takich jak Władimir Putin. Ale nikt nie oczekuje jakichś końcowych komunikatów zawierających istotne stwierdzenia o wspólnocie celów na rozmaitych frontach. Szczyt będzie po prostu okazją do dwustronnych spotkań i rozmów przywódcy supermocarstwa z jego partnerami globalnej gry.

Trump nie spotka się z Putinem

Nie dojdzie jednak w końcu do najbardziej oczekiwanego spotkania Trumpa z Putinem. Po ataku Rosji na ukraińskie okręty Trump napomknął, że może ze spotkania zrezygnować. Agresję ostro potępiła na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ ambasador USA Nikki Haley, a specjalny wysłannik prezydenta na Ukrainę Kurt Volker wezwał Europę do wprowadzenia nowych sankcji na Rosję. W czwartek wszakże Kreml oświadczył, że obaj panowie się spotkają i będą rozmawiać co najmniej dwie godziny. Biały Dom tego nie potwierdził, ale i nie zdementował, a doradca Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton powiedział nawet, że „jeśli do spotkania dojdzie”, jego tematem będzie kontrola zbrojeń i „problemy regionalne”.

Trump przychylny Putinowi przez wzgląd na prywatne interesy

Tymczasem tego samego dnia wieczorem Trump zatweetował, że z Putinem się nie spotka, bo Rosjanie nie oddają Ukrainie okrętów i nie zwalniają marynarzy. Prezydent zadecydował o tym zaraz po tym, jak jego były adwokat Michael Cohen przyznał się, że wprowadził w błąd Kongres, nie ujawniając dotychczas, że jeszcze w czasie kampanii wyborczej Trumpa w 2016 r. prowadzono rozmowy z Rosjanami na temat planowanej budowy przez jego korporację hotelu w Moskwie. Czyżby przypadkowa czasowa zbieżność? Najnowsze rewelacje ze śledztwa prokuratora specjalnego Roberta Muellera sugerują, że przyczyną podejrzanej życzliwości okazywanej przez Trumpa Putinowi i złagodzenia antyrosyjskich wątków w platformie wyborczej Partii Republikańskiej na konwencji w Cleveland w lipcu 2016 r. mogły być – choć oczywiście nie musiały – także osobiste, biznesowe interesy ówczesnego kandydata GOP.

W każdym razie w sytuacji trwającego wciąż dochodzenia Roberta Muellera w sprawie rosyjskich kontaktów trumpistów prezydent i jego współpracownicy zdają sobie sprawę, że jakiekolwiek gesty wobec Moskwy – a takim byłoby nawet kolejne, po Helsinkach, spotkanie z Putinem – mogą być zinterpretowane jako potwierdzenie, że Rosjanie trzymają go czymś w szachu. Bo trudno uznać, by Trump szczerze oburzał się agresją Rosji na Ukrainie. Z jego wcześniejszych wypowiedzi wynika, iż konflikt Rosja–Ukraina postrzega w kategoriach symetrycznych, wykazując zrozumienie dla ambicji Putina, aby odtworzyć imperium. Jak powiedział były ambasador USA w Moskwie Alexander Vershbow „problemem jest niezdolność Trumpa, by dostrzec, że rażące pogwałcenie suwerenności Ukrainy przez Putina stanowi także zagrożenie dla interesów USA”, gdyż „Trump nie przywiązuje żadnej wagi do systemu (międzynarodowego) opartego na regułach, który Putin stara się podważyć”.

Szczyt w Buenos Aires raczej bez rozstrzygnięć

Po odwołaniu tête-à-tête z Putinem najważniejsze na szczycie w Buenos Aires będzie spotkanie Trumpa z chińskim prezydentem Xi Jinpingiem. Wojna celna Wuja Sama z chińskim smokiem coraz bardziej niepokoi światowe rynki finansowe. Waszyngton sygnalizuje, że Trump gotów byłby na rozejm polegający na zawieszeniu albo odłożeniu na czas nieokreślony planowanej podwyżki taryf z 10 do 25 proc. na import chińskich towarów wartości 250 mld dol. W zamian oczywiście za ustępstwa Pekinu. Ale zawieszenie broni, nawet jeśli do niego dojdzie, nie będzie jeszcze oznaczać pokoju.

Czytaj także: Buenos Aires buduje fortecę przed szczytem G20

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Radosław Sikorski dla „Polityki”: Świat nie idzie w dobrą stronę. Ale Putin tej wojny nie wygrywa

PiS wyobraża sobie, że przez solidarność ideologiczną z USA Polska może być takim Izraelem nad Wisłą. Że cała Europa będzie uwikłana w wojnę handlową ze Stanami Zjednoczonymi, a Polska jako jedyna traktowana wyjątkowo przez Waszyngton. To jest ryzykowne założenie – mówi w rozmowie z „Polityką” szef polskiego MSZ Radosław Sikorski.

Marek Ostrowski, Łukasz Wójcik
18.04.2025
Reklama