Świat

May przegrała historyczne głosowanie. Co dalej z brexitem?

Theresa May przemawia w parlamencie w sprawie umowy brexitowej z UE. Theresa May przemawia w parlamencie w sprawie umowy brexitowej z UE. Prime Minister's Office / mat. pr.
Ani rząd brytyjski, ani Unia nie są przygotowane do twardego brexitu, tak by skutki gospodarcze nie były katastrofalne dla obu stron. Można postawić na coś innego.

„Parlament musi wyrwać władzę od pani premier Zombie” – napisał w „The Times” wytrawny komentator Mathew Parris, niegdyś konserwatywny poseł. Do zaplanowanego wyjścia z Unii pozostało Brytyjczykom 73 dni.

Czytaj także: Chaos wokół brexitu jeszcze się pogłębił

Brexit będzie czy jednak nie?

W dniu głosowania przed parlamentem też było gorąco. Przekrzykiwali się oddzieleni przez szpaler policji zwolennicy pozostania i wyjścia z Unii Europejskiej. Pojawiło się morze flag UE, której zwolennicy mieli się z czego cieszyć. Wtorek mógł być dniem, kiedy Wielka Brytania zwinęła ogon i zaczęła się powoli wycofywać z wyjścia z Unii. Ktoś puścił piosenkę Johna Lennona „I’m a dreamer”... Nie sposób jednak wykluczyć, że brexitu w ogóle nie będzie, co rozstrzygnie nowe referendum. To brytyjska kostka Rubika.

Zamrożenie brexitu to wciąż marzenie brytyjskich liberałów. Po wtorkowym głosowaniu jest już jednak pewne, że brexit będzie się ślimaczyć w nieskończoność. Albo też Europę czeka, już w końcu marca, wielki kryzys w związku z tzw. twardym brexitem.

Theresa May mówiła, że to historyczne głosowanie. I miała rację, ale nie z tak, jakby chciała. Zgrywająca Thatcher niepopularna premier przegrała rekordową, historyczną liczbą głosów. Większość Izby Gmin wyrzuciła jej projekt warunków rozstania z Unią przez okno pałacu westminsterskiego. Odrzuciła też na dodatek kostyczny, despotyczny styl pani premier, która znowu pokazała, że nie umie słuchać, i uczyniła „sztukę z wiecznych porażek”, jak mówił o niej jeden z laburzystowskich ministrów gabinetu cieni.

Buńczuczna May

Premier Teresa May poniosła klęskę. Przegrała większością aż 230 głosów na 650 posłów Izby Gmin. Izba Gmin pękała w szwach. Jedna z posłanek Partii Pracy odłożyła nawet poród cesarskim cięciem, by nie opuścić głosowania.

Jeden z komentatorów nazwał wynik głosowania „defenestracją” pani premier. Po porażce, zamiast choćby odrobiny pokory, May podeszła do mównicy i buńczucznie zasugerowała, że właściwie posłowie nie wiedzą, czego chcą. Zapowiedziała też proces rozmów z Brukselą i negocjacji międzypartyjnych. Lider Partii Pracy Jeremy Corbyn odpowiedział wezwaniem do głosowania w środę wieczorem nad wotum nieufności wobec rządu May. To głosowanie rozpocznie się o 20:00 czasu polskiego.

Cios ten zadało May ponad stu posłów jej własnej partii (ponad jedna trzecia jej wszystkich posłów) oraz wszystkie partie opozycyjne – Partia Pracy, szkoccy i walijscy nacjonaliści oraz liberalni demokraci. To największa porażka brytyjskiego premiera od 1924 r. (wówczas padł poprzedni rekord porażki większością 166 głosów rządu Ramseya MacDonalda). Tylko trzy razy rząd brytyjski przegrywał więcej niż stu głosami w ciągu ostatnich 300 lat! May z szarą twarzą i podkrążonymi oczami robiła wrażenie, że nic i nigdy nie złamie jej uporu. Jej autorytet legł jednak w gruzach – posłowie uwierzyli, że mogą pokierować brexitem.

Premier May zawiodła

Przez dwa lata negocjacji May nie udało się zjednoczyć własnej partii, parlamentu ani Brytyjczyków. Przez dwa lata nie podjęła rozmów z opozycją, aby wypracować kompromis, i została surowo ukarana. Kiedy mówiła o takich konsultacjach we wtorek wieczorem, jej zapowiedź powitały śmiechy i kpiny, nie tylko z ław opozycji. Przypomnijmy: referendum odbyło się w czerwcu 2016 r. May miała jedno zadanie – wypracować kompromis strawny dla kraju i Unii. Zawiodła.

Ignorowała prośby o rozmowy o wyjściu z pozostaniem w unii celnej, przekonywała Unię, że godzi się z twardym brexitem, a potem upierała się przy kompromisie odrzuconym przez posłów, argumentując coś przeciwnego, że lepszy zły deal niż brutalny brexit. Tyle że układ wypracowany z Unią przez May ryzykował zamknięcie Wielkiej Brytanii na lata w pułapce unii celnej i elementów wspólnego rynku w czasie, gdy Bruksela będzie negocjować tak sporne dziedziny jak np. rybołówstwo (obecne porozumienie miało rozstrzygnąć warunki wyjścia, a rozmowy o zasadach wzajemnego handlu miały odbywać się w dwuletnim okresie przejściowym). Brytyjczycy płaciliby wówczas pieniądze do budżetu Unii, a nie mieli nic do powiedzenia w sprawie jej praw. Do tego nie wiadomo, jak długo.

Biorąc pod uwagę nieufność Wyspiarzy do Unii, trudno się dziwić, że takie porozumienie nie podobało się nikomu – nie było prawdziwym brexitem ani nie dawało przywilejów kraju członkowskiego Unii. Było też bardzo kosztowne dla gospodarki. Wielu posłów uważa wręcz, że Wielka Brytania miałaby status państwa wasalnego. Stąd wielkie emocje w Izbie Gmin we wtorkowy wieczór.

Symboliczne wotum nieufności

W ten wieczór stało się jasne dla wszystkich w Brukseli: 118 posłów konserwatywnych nie zmieni zdania. Negocjacje May z Unią na bazie obecnego „dealu” nie mają wielkiego sensu. Konieczne jest wypracowanie nowego planu, który popierałaby większość posłów w Izbie Gmin. I tu zaczynają się schody.

Co zatem będzie się działo w najbliższych dniach i tygodniach? Theresa May spotka się z liderami Unii, którzy powiedzą jej, że jej „deal” nie ma szans i konieczne jest wypracowanie rozwiązania głębokiego kryzysu. Rozmowy słabej May w Brukseli skończą się więc niczym. Niemal na sto procent spali na panewce także wniosek Corbyna o ustąpienie jej rządu: konserwatyści rządzą dzięki protestanckiej partii z Irlandii Północnej (DUP), bardzo niewielką większością, ale DUP zapowiedziała, że poprze konserwatystów (choć odrzuciła we wtorek projekt rozwodu z Unią wypracowany przez May, który pozostawić mógł Irlandię Północną na lata we wspólnym rynku, co byłoby krokiem do zjednoczenia Irlandii).

„Jeśli porozumienie jest niemożliwe, a nikt nie chce braku porozumienia, to kto w końcu zdobędzie się na odwagę, aby powiedzieć, jakie jest jedyne dobre rozwiązanie?” – napisał na Twitterze Donald Tusk.

Corbyn zejdzie z płotu?

Upadek wniosku Corbyna posunie sprawy do przodu. Będzie musiał zejść z płotu, na którym siedzi w sprawie drugiego referendum. Nacisk na lidera Partii Pracy będzie zbyt wielki, by nie uległ żądaniom zmiany taktyki. Partia Pracy zacznie wówczas zabiegać w parlamencie za rozpisaniem nowego referendum po przełożeniu terminu wyjścia z Unii Europejskiej za zgodą 27 państw Unii albo po wycofaniu wniosku o uruchomienie artykułu 50, który dwa lata temu uruchomił proces wyjścia Wielkiej Brytanii ze wspólnoty. W obu tych kwestiach konserwatyści mogą przegrać, choć nie jest to już wcale pewne.

Z drugiej strony dzięki buntownikom proeuropejskim w Partii Konserwatywnej (po zmianie zdania przez Jeremy’ego Corbyna) nie jest już wykluczone, że wiosną lub latem tego roku Brytyjczycy mogliby zagłosować jeszcze raz, zapewne między jakimś projektem wyjścia z Unii i pozostaniem w niej a odwołaniem brexitu.

Jest i inna opcja. Bardzo wielu posłów z różnych partii ma nadzieję na uzyskanie w Izbie większości dla porozumienia w stylu Norwegii (które zakłada kompletny i swobodny dostęp do rynku Unii, ale także swobodę ruchu ludzi i wpłaty do wspólnego budżetu). Tak naprawdę wariant norweski to jedyna opcja, za którą opowiada się większość posłów.

Rozgrywki te mogą się nie udać. Rząd May może blokować takie inicjatywy. Może wciąż szantażować posłów zbliżającym się terminem wyjścia z Unii, które zostało już włączone do brytyjskiego prawa.

Czytaj też: Czy będzie drugie referendum

Brytyjska łamigłówka

Przeciągające się zamieszanie w Izbie Gmin mogłoby się skończyć twardym brexitem, czyli wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej bez okresu przejściowego i bez całościowego porozumienia. Zapewne nie nastąpi to jednak 29 marca, bo ani rząd brytyjski, ani Unia nie są przygotowane do wdrożenia twardego brexitu, tak by skutki gospodarcze nie okazały się katastrofalne dla obu stron. Można postawić na coś innego.

Większość posłów w Izbie Gmin chce przejąć proces brexitu z rąk rządu. Można się spodziewać, że odrzucą w formie poprawki twardy brexit. Wówczas May z głową posypaną popiołem będzie jechać do Brukseli prosić o przełożenie terminu wyjścia z Unii. Choć trudno ją sobie wyobrazić z choćby odrobiną pokory.

Jak ułoży się łamigłówka, nie wie nikt. Klęska brytyjskiej premier nie zmienia wcale zamieszania. Partia Pracy będzie zgłaszać niekończące się wnioski o wotum nieufności dla rządu May i poprawki zmierzające do złagodzenia brexitu (już od poniedziałku). Jeśli May zawrze kompromis w sprawie miękkiego brexitu, nazajutrz może przegrać wotum nieufności, bo porzuci ją protestancka DUP, a Partia Pracy zada jej cios w plecy, by dojść do władzy.

Skomplikowane? Bitwa o brexit dopiero się zaczyna. Brytyjska polityka jest dziś jak kostka Rubika – jej ułożenie będzie długie i do końca niepewne. A zegar odmierza godziny i dni do terminu wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii.

Czytaj też: Co dalej z brexitem, możliwe sześć scenariuszy

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama