Historia rosyjsko-białoruskich relacji została w ubiegłym tygodniu wzbogacona o nowe, wręcz sensacyjne wątki.
Najpierw ambasador Michaił Babicz prawie rok czekał na akceptację swojej kandydatury przez Aleksandra Łukaszenkę. Gdy w końcu w sierpniu ubiegłego roku, dzięki zdecydowanemu poparciu Władimira Putina, objął placówkę, w krótkim czasie potwierdził wszystkie obawy formułowane pod jego adresem przez prezydenta Białorusi, jego ministerstwo spraw zagranicznych i białoruski wywiad. Ambasador Babicz próbował kierować Białorusią, traktując ją przy tym jak jeden z obwodów Rosji. Wzmocnił placówkę pracownikami wywiadu i FSB, mającymi doświadczenie zdobyte w kilku imperialnych awanturach (Czeczenia, Gruzja, Krym), i wraz z nimi realizował plan jak najszybszego połączenia dwóch bratnich państw i narodów.
Czytaj także: Namiestnicy Putina w Kijowie i Mińsku mają zadania do wykonania
Ambasador Babicz bywał w terenie znacznie częściej niż prezydent Łukaszenka, propagując ideę zjednoczenia, odwiedził wszystkie większe miasta, duże zakłady pracy. W sprawach gospodarczych spotykał się nawet z przedstawicielami MFW i innych międzynarodowych organizacji akredytowanych w Białorusi, radząc im, jak najlepiej mogą uczestniczyć w rosyjsko-białoruskich projektach. Na liście jego rozmówców nie brakowało też białoruskich polityków, łącznie z opozycyjnymi, pracowników służb specjalnych i armii. O swojej działalności opowiadał chętnie rosyjskiej prasie, podkreślając przy tym wkład Rosji w białoruską gospodarkę i brak wdzięczności, nie tylko w tej kwestii, ze strony białoruskiego prezydenta i białoruskich władz.