Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Kaczyzacja Francji?

Gafa Sarkozy'ego

Francuzi w zadumie, ale i nie bez zdziwienia obserwują pierwsze objawy kaczyzacji. Fot. Gadl, Flickr, CC by SA Francuzi w zadumie, ale i nie bez zdziwienia obserwują pierwsze objawy kaczyzacji. Fot. Gadl, Flickr, CC by SA
Francja ma wielki kłopot. A kłopot ten nazywa się 'Nicolas Sarkozy'.

Postępowanie prezydenta Francji burzy wiele nieprzekraczalnych dotąd zasad, wprowadzając do polityki francuskiej chaos i populizm. Zaczęło się od opery mydlanej: rozwód, ponowne małżeństwo w błyskawicznym tempie, a na kilka dni przed ślubem z byłą modelką Carlą Bruni - obecnie pierwszą damą Francji - wystukany ponoć ręką prezydenta sms do byłej żony Cecylii: "Jeśli wrócisz, kończę z tym wszystkim".

Wejście prezydenta Francji na pierwsze strony plotkarskich magazynów było jednak tylko niezbyt wyszukaną przygrywką do bardziej groźnego politycznie scenariusza. Wielu Francuzów odnosi wrażenie, że ich prezydent jest po prostu nieobliczalny. I to nie tylko w kwestiach uczuciowych.

Otóż francuski Trybunał Konstytucyjny (Conseil Constitutionnel) uchylił w ubiegły czwartek jeden z punktów wchodzącego dziś w życie prawa Dati (od nazwiska minister sprawiedliwości, autorki owej noweli prawnej). Chodziło o przedłużenie aresztu dla groźnych bandytów, którzy nie rokują poprawy po wyjściu z więzienia na wolność. Dokładniej zaś o jego retroaktywne działanie, tak by obejmowało osoby już skazane prawomocnym wyrokiem. Populistyczny charakter takich propozycji prawnych jest równie oczywisty co niezgodny zarówno z konstytucją V Republiki jak i z podstawowymi założeniami systemu prawnego - żadne prawo nie może działać wstecz. Populizm Sarkozy'ego polega na tym, iż gra on na zbiorowych uczuciach; według sondaży aż 80 proc. Francuzów popiera pomysł dodatkowego karania bandytów.

Choć Trybunał Konstytucyjny (w którym zasiadają dwaj byli prezydenci Francji, Valery Giscard-D'Estaing i Jacques Chirac) wydał jednoznaczny werdykt, to Sarkozy postanowił odwołać się od tej decyzji do sądu kasacyjnego. Problem w tym, że takie prawo mu nie przysługuje. Sarkozy jednak na żadne "złe" prawo się nie ogląda.

Reklama