Dlatego musimy się dogadać
Lech Wałęsa w 1989 r.: Jestem człowiekiem ewolucji
Rozmowa ukazała się w „Polityce” 7 stycznia 1989 r.
POLITYKA: – Pańskie niedawne spotkanie telewizyjne z Alfredem Miodowiczem oglądało ponad 20 mln Polaków. Jak pan ocenia przebieg tego spotkania, czy jest pan zadowolony?
LECH WAŁĘSA: – Akurat tego dnia źle się czułem, przyjechałem do telewizji chory. Ale to może i lepiej, że byłem taki spokojny i zabrakło mi trochę normalnego refleksu. Oceniam to spotkanie bardzo dobrze, nie pod kątem walki czy zwycięstwa. To musi coś spowodować; ten marazm, który w Polsce był i jest, musi się skończyć, bo wszyscy na tym tracimy. I dlatego od tego spotkania coś się powinno dziać, ja w to wierzę. Ta debata była jakimś dmuchnięciem w naszym bezruchu, nabraliśmy chyba trochę wiatru w żagle.
Przed kilkoma tygodniami, chyba w związku z „okrągłym stołem”, powiedział pan: albo to jest wielka gra, w której znowu chce się wymanewrować Wałęsę, albo jest to otwarcie nowego rozdziału polskiej historii. Co pan myśli dzisiaj: czy to jest gra, czy jednak nowy etap?
Nawet jeśli to jest gra, to przynosi skutki pozytywne. Troszeczkę, minimalnie wychodzimy z tego marazmu. Jestem przekonany, że jakiś nowy etap się otwiera, choć to jeszcze nie ma praktycznych efektów. Na razie są szanse.
Czyli coś w klimacie zmienia się na lepsze. Jak pan patrzy na te minione 7 lat, czego w tym czasie nauczyły się obie strony – „rządowa i społeczna” – jak się zmieniły?
Odpowiem trochę inaczej. Uważam to, co się stało 13 grudnia 1981 roku, za rzecz niedobrą. Ale to już jest historia. Jeśli chcemy poważnie mówić o 13 grudnia, to proponuję, aby obie strony wydelegowały kilku, najlepiej trzech–pięciu historyków, i niech zrobią publiczną dyskusję na temat sensu tego, co się stało.