W styczniu 1943 r. na alianckiej konferencji w Casablance, której głównymi uczestnikami byli prezydent USA i premier Wielkiej Brytanii (Stalin mimo zaproszenia nie przybył, zajęty bitwą o miasto swojego imienia), podjęto kilka kluczowych decyzji. Między innymi o zaatakowaniu Sycylii, a następnie przeprowadzeniu inwazji we Włoszech. Amerykanie, początkowo niechętni, dali się w końcu przekonać – nie mogąc jeszcze otworzyć drugiego frontu w Europie Zachodniej (co obiecywali Stalinowi), alianci w ten sposób odciążali pośrednio Armię Czerwoną, mogli usunąć z planszy faszystowskie Włochy – jedynego istotnego sojusznika Niemiec – i, co najważniejsze, przeprowadzić wielką operację desantową, próbę generalną przed inwazją we Francji.
Czas sprzyjał, bo walki w Afryce dogasały, a zgromadzone tam armie, zwycięskie, bitne, dobrze wyposażone, znajdowały się na miejscu. Lecz by zaatakować Włochy, trzeba było wpierw zdobyć Sycylię. Co prawda odległość pomiędzy Przylądkiem Bon (najdalej wysuniętym na północ punktem w Tunezji) a sycylijską Marsalą wynosi niewiele ponad 200 km, ale po drodze trzeba minąć Pantellerię, niewielką, należącą do Włoch powulkaniczną wyspę.
Włoski Gibraltar
Pantelleria nazywana jest „czarną perłą Morza Śródziemnego”, ale jej znaczenie wykracza daleko poza urokliwe krajobrazy. Bo z racji położenia kontroluje Cieśninę Sycylijską, a więc nie tylko szlak między Afryką a Sycylią, ale też komunikację między zachodnią a wschodnią częścią całego akwenu – stąd inne określenie, „włoski Gibraltar”. Nie trzeba być geniuszem strategii, by pojąć, że przed inwazją na Sycylię alianci musieli spacyfikować, a najlepiej zająć Pantellerię.
Czytaj też: Masakra w Niedzielę Palmową
Już trzy lata wcześniej Brytyjczycy planowali desant na wyspę, by zdobyć panowanie nad cieśniną i odciążyć Maltę, narażoną na ciągłe ataki z powietrza. Autorem planu był wiceadm. Roger Keyes, niezwykle krewki 60-latek, świeżo mianowany przez Churchilla dyrektor Dowództwa Operacji Połączonych i wielki zwolennik oddziałów commando. To właśnie jego komandosi mieli w grudniu 1940 r. znienacka uderzyć na garnizon Pantellerii, jednak operację odwołano, gdy wywiad doniósł, że na Sycylii zostały rozlokowane niemieckie bombowce nurkujące. Keyes nie zgadzał się z decyzją, wściekły zarzucał swoim oponentom tchórzostwo, ale wydaje się, że nie miał racji – rajd 2 tys. komandosów najprawdopodobniej zakończyłby się rzezią.
Bo Włosi również zdawali sobie sprawę ze znaczenia wyspy. Od lat 20., czyli od chwili dojścia Mussoliniego do władzy, Pantellerię zaczęto zmieniać w twierdzę. W 1943 r. garnizon liczył 11 400 tys. ludzi, był wyposażony w ponad sto dział różnych kalibrów (od 150 i 120 mm zaczynając), ustawionych przeważnie w betonowych bateriach, na lotnisku z dwoma podziemnymi hangarami, zbiornikami paliwa i warsztatami stacjonowało sto samolotów, na wyspie zamontowano też nowoczesny niemiecki radar Freya (wycofano go zresztą tuż przed atakiem). Co więcej, na Pantellerii nie ma plaż, na których dałoby się wylądować, a atakowanie jedynego, silnie ufortyfikowanego portu oznaczałoby nieakceptowalne straty, choć i tak mniejsze niż w przypadku desantu z powietrza, bo tu ich poziom oceniono na... niemal 100 proc. pierwszego rzutu.
Wojna matematyczna
I tu w sukurs przyszła aliantom nauka. No, może nie cała, ale jeden naukowiec – Salomon Zuckerman, z wykształcenia zoolog badający zachowania naczelnych (opublikował przed wojną słynną książkę o życiu społecznym małp) i wykładowca uniwersytetu w Oksfordzie. Po wybuchu wojny został ekspertem i doradcą w zupełnie innej dziedzinie – zajmował się tzw. badaniami operacyjnymi, czyli wykorzystaniem narzędzi matematycznych w rozwiązywaniu problemów w statystyce i optymalizacji zarządzania. Brzmi to może niejasno, ale drugie badania Zuckermana – nad wpływem nalotów na ludzi, budynki oraz oceną skuteczności bombardowań – tłumaczą już wszystko.
Sztabowcy zwrócili się do Zuckermana z pytaniem, czy Pantellerię można „wybombardować”, nie narażając się na wysokie straty w trakcie lądowania na wyspę. Zuckerman przygotował liczący 238 stron raport, z którego wynikało, że zredukowanie sił obrońców o 30 proc. powinno skutkować poddaniem się garnizonu. 13 maja 1943 r. sztab gen. Eisenhowera zatwierdził atak, nadając operacji wiele mówiące oznaczenie „Korkociąg”.
Czytaj też: Jak zginął komandor Crabb
Główne uderzenie z powietrza mieli przeprowadzić Amerykanie, prowadzeni przez gen. Carla A. Spaatza, dowódcę wszystkich alianckich sił lotniczych w Afryce Północnej. Temu specjaliście od nalotów strategicznych (wcześniej dowodził w Anglii 8. Armią Powietrzną) powiedziano wprost, że Pantelleria ma być rodzajem laboratorium „do określenia skuteczności skoncentrowanych bombardowań na bronioną linię brzegową”. A nieszczęsna wyspa to przecież głównie linia brzegowa... Do ataku przeznaczono 1,5 tys. samolotów – cztery grupy ciężkich bombowców B-17, pięć grup średnich bombowców B-25 i B-26, dwa skrzydła brytyjskich wellingtonów, trzy grupy ciężkich myśliwców P-38 Lightning i jedna na samolotach P-40 (wśród nich walczyli czarnoskórzy piloci ze słynnego 99. dywizjonu Red Tails).
Zbombardowani
Naloty rozpoczęto 18 maja. Pierwszym celem stała się Marghana – główne lotnisko Pantellerii, szybko wyłączone z walki, choć podziemne hangary przetrwały liczne bezpośrednie trafienia (w dniu kapitulacji w hangarach wciąż znajdowało się 50 sprawnych, gotowych do lotu włoskich maszyn). Po kilku dniach do B-25 i B-26 dołączyły ciężkie B-17, okładając bezlitośnie port i stanowiska artylerii. Stacjonujący na Sycylii Włosi i Niemcy próbowali zapewnić nieszczęsnej wyspie osłonę powietrzną, ale w obliczu przewagi aliantów nie mogli wiele zdziałać – osiągnęli co prawda 73 zwycięstwa, zapewniając sobie korzystny stosunek 2:1 (sami stracili 34 samoloty), ale przy tej przewadze Amerykanów i Anglików nie miało to większego znaczenia.
Do 11 czerwca zrzucono na Pantellerię ponad 6 tys. ton bomb (z czego ponad 4 tys. ton od 7 do 10 czerwca), niszcząc lub poważnie uszkadzając od 25 do 40 proc. stanowisk bojowych. Po każdym dniu nalotów nad wyspę leciały samoloty rozpoznawcze, robiące dokładne zdjęcia atakowanych celów. Analizował je zespół Zuckermana, rekomendujący ponowne uderzenia lub ataki na kolejne punkty obrony. Przewidywania uczonego się potwierdziły – dowodzący włoskim garnizonem adm. Gino Pavesi nie wytrzymał presji i 11 czerwca wysłał do dowództwa włoskiej floty prośbę o zgodę na kapitulację. Decyzję podjął osobiście Mussolini i tego samego dnia na podziurawionej płycie lotniska Marghana wyłożono wielki, biały krzyż. Niedługo potem na wyspie wylądowała brytyjska piechota, zajmując ją bez oporu i bez strat. Jedyny ranny brytyjski żołnierz został ugryziony przez muła czy, wedle innej wersji, osła. Po kapitulacji szybko poddały się również mniejsze garnizony na Lampedusie (gdzie doszło jednak do walk z obrońcami) i Linosie.
Czytaj też: Zemsta pilota na gestapo
Wbrew wszystkiemu straty wśród garnizonu i ludności cywilnej Pantellerii były, jak na skalę bombardowań, stosunkowo niewielkie. Zginęło 40 żołnierzy i pięciu cywilów, rany odniosło ok. 150 ludzi, ale wpływ bombardowań na morale Włochów okazał się katastrofalny. Dodajmy w tym miejscu, że adm. Pavesi został później przez włoski sąd wojskowy skazany zaocznie na karę śmierci, ale wyrok uchylono pod naciskiem aliantów.
Klątwa Pantellerii
Operacja „Korkociąg” okazała się sukcesem, matematyczny model wypracowany przez Zuckermana zadziałał znakomicie. Sztabowcy uwierzyli, że bombardowania z powietrza mogą na tyle zmiękczyć obronę przeciwnika, zniszczyć jego umocnienia i podkopać morale, że poprzedzony ciężkimi nalotami atak okaże się znacznie mniej kosztowny. Okazało się jednak, że Pantelleria była jedynie odizolowanym przypadkiem, co dobitnie wykazały walki na Sycylii i Półwyspie Apenińskim. Efekt tego złudzenia, okupiony ciężkimi stratami wojsk inwazyjnych, zaczęto nazywać „klątwą Pantellerii”.