Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Historia, jakiej nie znacie: Zapomniana bitwa o Castelnuovo

Widok na Castelnuovo na grafice z XVIII w. Widok na Castelnuovo na grafice z XVIII w. Wikipedia
Czyli jak Hiszpanie bili się z Turkami nad Adriatykiem.

Herceg Novi, miasteczko w Czarnogórze urokliwie położone nad Zatoką Kotorską, to jakby młodsze rodzeństwo bardziej znanych atrakcji nadadriatyckich, by wymienić tylko Dubrownik czy Kotor. Jest niewielkie, historię jak na południe Europy ma dość krótką (założono je dopiero pod koniec XIV w., więc żadnych starożytności), choć niestety czasem burzliwą. A najsłynniejszy jej moment to hiszpańska obrona przed tureckim admirałem. Już wyjaśniam.

W 1537 r. wybuchła trzecia wojna wenecko-turecka, w której Serenissima straciła Cyklady i część swoich posiadłości na Peloponezie. Numerek nie ma tu zresztą większego znaczenia, bo w tym czasie rządzona przez Sulejmana Wspaniałego Turcja prowadziła nieustającą wojnę z Europą o panowanie na Morzu Śródziemnym, a w pewnej perspektywie również o podbój całego kontynentu. Wenecka dyplomacja doprowadziła do powołania Ligii Świętej (kolejnej, bo ani pierwszej, ani ostatniej), mającej zjednoczyć chrześcijan do walki z Wysoką Portą. Jak zwykle ciężar spoczął na Hiszpanii, największej wówczas europejskiej potędze. Ale takie sojusze najczęściej nie są zbyt trwałe.

Turecki pirat i hiszpańscy tercios

Wojna miała toczyć się głównie na morzu, flotą ligi dowodził słynny genueński adm. Andrea Doria, a Genueńczycy z Wenecjanami nieszczególnie się lubili. W 1538 r. doszło do wielkiej bitwy morskiej pod Prewezą, w której koalicja poniosła równie wielką co kompromitującą porażkę. Genueńskiego admirała oskarżano o to, że wycofał swoje okręty tylko po to, by Wenecjanie i ich sojusznicy ponieśli jak największe straty, i chyba coś było na rzeczy. W tym starciu z flotą turecką dowodził Hajraddin Barbarossa, słynny pirat i sułtański kapudan pasza (czyli admirał), od lat urządzający straszliwe rajdy na europejskie wybrzeża, dowódca równie doświadczony co bezwzględny. Po Prewezie o pokonaniu Turków nie mogło już być mowy, ale działania toczyły się dalej. Już po bitwie siły Ligii dokonały inwazji na osmańskie posiadłości nad Adriatykiem, gdzie zdobyły Herceg Novi (wówczas po prostu Novi); Hiszpanie, którzy natychmiast zaczęli budować fort na wzgórzu ponad zatoką, nazwali miasto Castelnuovo – Nowy Zamek.

Czytaj też: Czy Hiszpanie pobili samurajów?

Ponieważ miasto znajdowało się nieopodal weneckich posiadłości, republika zażądała, by to jej przekazano zdobycz. Hiszpanie się nie zgodzili, więc Wenecja, czując się podwójnie zdradzona, opuściła Ligę. W tej sytuacji rozsądek nakazywałby porzucić zdobyty przyczółek, tym bardziej że po klęsce pod Prewezą miasta nie dało się zaopatrywać morzem. Ale ani Karol V (cesarz i król Hiszpanii), ani jego Hiszpanie nie mieli w zwyczaju łatwo się poddawać. Nową twierdzę, zresztą już trzecią w mieście, dokończono, a garnizon wzmocniono, mając nadzieję, że w następnym roku Castelnuovo stanie się bazą do ataku na terytorium Turcji.

Sulejman, świadom niebezpieczeństwa, rozkazał na kolejny rok przygotować, jak to się dziś mówi, „łączoną operację morsko-lądową”. Wypoczęta i wzmocniona flota Barbarossy miała na pokładach 200 okrętów przewieźć 20 tys. żołnierzy, w tym 4 tys. wyborowych janczarów, i zablokować miasto od strony morza. Lądem od wschodu miała zaś nadejść armia gubernatora Bośni, licząca 30 tys. ludzi, którym powierzono zadanie szturmowania miasta.

Niech przyjdzie

Hiszpanami w Castelnuovo dowodził Francisco de Sarmiento, potomek bardzo starej rodziny, weteran wojen włoskich, żołnierz doświadczony i odważny, maestre de campo (trochę więcej niż pułkownik, trochę mniej niż generał). Miał pod komendą 3 tys. ludzi, z czego większość stanowili weterani słynnych tercios, słusznie uważani za najlepszą piechotę świata. De Sarmiento zdawał sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znalazł. Wysłał trzech oficerów z wezwaniem o posiłki, nic jednak nie uzyskał. Co prawda rozkazano Dorii, by wsparł obronę Castelnuovo, ten jednak, mając zaledwie 50 okrętów, zdobył się jedynie na radę, by garnizon skapitulował.

Czytaj też: Barbarossa, król piratów

Turcy wylądowali 12 czerwca 1539 r. dość małymi siłami mającymi przeprowadzić rozpoznanie i dostali baty od Hiszpanów. Następnego dnia znów spróbowali, z jeszcze gorszym efektem. Ale miesiąc później z głównymi siłami przybył sam Barbarossa i o odparciu desantu nie mogło już być mowy, tym bardziej że kilka dni później nadszedł ze swymi oddziałami gubernator Bośni. Zgodnie ze sztuką przez tydzień tureccy saperzy ryli zygzakowate transzeje i wznosili baterie dla 44 ciężkich dział oblężniczych. Próbowano również ataków na mury Castelnuovo, te jednak zostały odparte; w jednej z takich potyczek doborowi janczarzy ponieśli tak ciężkie straty, że Barbarossa zabronił używać ich przed szturmem generalnym. Kiedy ukończono już wszystkie prace, turecki admirał zaproponował Hiszpanom kapitulację na niezwykle honorowych warunkach – cały garnizon miał zagwarantowane wolne przejście, do tego Barbarossa obiecał wypłacić każdemu żołnierzowi z załogi 20 dukatów, w zamian żądając jedynie, by garnizon pozostawił armaty i proch. De Sarmiento zwołał na naradę oficerów, by kolektywnie podjąć decyzję o walce lub kapitulacji. Wedle jednej wersji oficerowie mieli odpowiedzieć, że wolą „umrzeć w służbie Bogu i jego królewskiej mości”. Wedle wersji drugiej w stronę Barbarossy padło jedynie lakoniczne: „to niech przyjdzie”. Formalności zostały dopełnione.

24 lipca rozpoczął się szturm, odparty z ciężkimi stratami, tym większymi, że wbrew sztuce w trakcie ataku nie zamilkły tureckie działa, rażąc własnych żołnierzy. Następnego dnia powtórzono szturm, z podobnym rezultatem, więc Barbarossa rozkazał rozpocząć regularne bombardowanie. Jak się wydaje, w tureckie szeregi wkradło się pewne rozprężenie, bo Hiszpanom udało się przeprowadzić niespodziewany nocny atak na obóz napastników. Ponoć nawet janczarzy wpadli w panikę, a osobista straż Barbarossy, mimo jego sprzeciwu, siłą zaciągnęła admirała na okręt. Ale żadna dzielność nie mogła przeważyć rzeczy najważniejszej, czyli dysproporcji sił. Nieustannie bombardowane mury Castelnuovo zaczęły się walić. Barbarossa, rozumiejąc, że najważniejszą pozycją obrońców jest górny zamek, tam właśnie kazał skoncentrować ogień.

Kosztowne zwycięstwo

4 sierpnia Turcy przeprowadzili atak na ruiny, bronione przez Hiszpanów aż do nocy; ci nieliczni, którym udało się przeżyć, wycofali się pod mury miasta. Barbarossa, tym razem pewny już sukcesu, zarządził szturm następnego ranka, rzucając do walki cały korpus janczarów i spieszonych spahisów. Ku zdumieniu admirała atak został odparty po całym dniu krwawych walk. Ale rankiem kolejnego dnia nadciągnęła gwałtowna ulewa, woda zniszczyła ostatnie zapasy prochu obrońców, wydane już z magazynów na stanowiska – żołnierze hiszpańscy mogli już tylko walczyć białą bronią. Mur został zdobyty przez Turków, ale starzy tercios nie wpadli w panikę – w porządku wycofali się na ostatnią ufortyfikowaną pozycję, gdzie schronili się mieszkańcy miasta.

Tam jednak okazało się, że opuszczonej brony w bramie nie da się podnieść. Z murów zrzucono linę dla de Sarmiento, ale oficer odmówił pozostawienia żołnierzy. Zamiast tego poprowadził ich do ostatniej bitwy, toczonej już tylko o honor. Z całego hiszpańskiego garnizonu przeżył jeden oficer (Barbarossa w geście podziwu dla jego odwagi zaproponował mu służbę, gdy ten odmówił, kazał go publicznie ściąć) i ok. 200 ludzi, wszyscy pokryci ranami, połowę z nich również ścięto dla zaspokojenia żądzy mordu tureckiego żołdactwa. Straty tureckie zawierały się w liczbach pomiędzy 8 a 20 tys. zabitych, było to więc niezwykle kosztowne zwycięstwo. Dla porządku dodajmy, że miasto pozostało w tureckich rękach przez kolejne 150 lat.

Czytaj też: Komandosi Jego Świątobliwości

Po utracie Castelnuovo antytureckiej koalicji nie wiodło się dobrze, kolejne lata to w zasadzie nieprzerwane pasmo klęsk, a karta historii odwróciła się dopiero na Malcie i pod Lepanto, zresztą w jednym i drugim Hiszpanie mieli swój niemały udział. Przyznać im trzeba, że bić się umieli jak mało kto.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną