Opisany ze zrozumieniem. O biografii Urbana, którą kupujemy sobie na święta
Można by zacząć inaczej, ale trafiłem w książce na anegdotę, po której nie mogę się otrząsnąć (a raczej przestać trząść się ze śmiechu): na początku lat 90. do Jerzego Urbana, wówczas już redaktora naczelnego tygodnika „NIE”, zgłasza się Paweł Kukiz, wokalista zespołu Piersi, z prośbą o radę. Muzyk obawia się, że zostanie oskarżony o obrazę uczuć religijnych po nagraniu piosenki o pijanym księdzu.
Oto więc bezkompromisowy ideowiec antykomunista („Gdyby w politycznym życiorysie Pawła Kukiza szukać jednej stałej cechy, to będzie to właśnie szczera nienawiść do komunistów” – pisał o nim Andrzej Stankiewicz w „Rzeczpospolitej”) idzie do byłego peerelowskiego rzecznika rządu („Goebbelsa stanu wojennego” – jak mówi popularny epitet), żeby się poradzić w sprawach religijno-sądowych! A Urban jeszcze odsyła go do swojego redakcyjnego prawnika, byłego wysokiego funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa, który doradza Kukizowi, aby jako autora piosenki o księdzu zamiast siebie podał „szatana”. „Ale prokurator w to nie uwierzy – denerwuje się Kukiz”. „Złamie wtedy prawo – odpowiada eksesbek. – Swoją niewiarą obrazi pana uczucia religijne. Bo przecież jako katolik wierzy pan w istnienie szatana”. Album z piosenką się ukazuje, a Kukiz unika pozwu, prokuratura umarza sprawę.
Mam tę kasetę Piersi, słuchałem jej w tamtym czasie namiętnie; gdy występowali w połowie lat 90. w Brzeźnie – to był mój pierwszy rockowy koncert „bez dorosłych”. Nie wiedziałem, jaka historia kryje się za tym „szatanem”, do dziś.