Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Konstelacje opozycji, czyli jak się ułożą te puzzle

Konferencja w Sejmie. Jacek Protasiewicz (UED, drugi od lewej), Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL, w środku) i Katarzyna Lubnauer (Nowoczesna, z prawej). Konferencja w Sejmie. Jacek Protasiewicz (UED, drugi od lewej), Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL, w środku) i Katarzyna Lubnauer (Nowoczesna, z prawej). Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta / Agencja Gazeta
Liderzy mniejszych partii opozycyjnych – SLD, PSL, Nowoczesnej i UED – potajemnie spotkali się w środę. Czy szykuje się nowy sojusz, wymierzony w Platformę Grzegorza Schetyny?

O spotkaniu Włodzimierza Czarzastego (SLD), Władysława Kosiniaka-Kamysza (PSL), Katarzyny Lubnauer (Nowoczesna) i Jacka Protasiewicza (Unia Europejskich Demokratów) doniósł „Fakt”. Ewentualny sojusz tych partii miałby wzmocnić ich pozycję negocjacyjną w rozmowach o ewentualnej wspólnej liście wyborczej z PO. Przedstawiciele mniejszych ugrupowań nie wykluczają też wspólnego startu bez Platformy, ale na razie brzmi to raczej jak straszak na jej lidera Grzegorza Schetynę.

Trwające rozmowy w różnych konstelacjach to dopiero przymiarki, na razie nie można ich traktować z nadmierną powagą. Wiadomo jednak, że rozdrobniona opozycja nie ma szans w konfrontacji z PiS w jesiennych wyborach do Sejmu. Z drugiej strony nie wiadomo, w jaki sposób partie opozycyjne się porozumieją.

Czytaj też: Polska po wyborach, czy coś drgnęło

Duży może więcej

W nadchodzącym roku dwukrotnie pójdziemy do urn. Najpierw 26 maja zagłosujemy na europosłów, którzy będą nas reprezentowali w Brukseli i Strasburgu. To ważne wybory, ale będą tylko próbą generalną przed kluczowymi wyborami do Sejmu i Senatu jesienią. Te ostatnie zdecydują o tym, kto będzie rządził w Polsce przez kolejne cztery lata.

Pole manewru opozycji, jeśli rzeczywiście chce odebrać władzę rządzącej prawicy, jest bardzo ograniczone. Kluczowe znaczenie ma ordynacja wyborcza, która dzięki tzw. metodzie d′Hondta i 5-proc. progowi wyborczemu daje premię większym ugrupowaniom. Wystarczy przypomnieć, że w 2015 r. PiS zdobył ponad połowę mandatów w Sejmie przy 37,6 proc. poparcia, a PO dzięki 24 proc. głosów dostała 30 proc. mandatów. Mniejsze partie musiały się podzielić resztką tortu, w wypadku PSL 5,13 proc. głosów oznaczało mniej niż 3,5 proc. mandatów.

Partie opozycyjne są więc skazane na współpracę. Możliwych scenariuszy jest kilka.

Czytaj też: Zakładnicy d'Hondta

Scenariusz 1: Platforma plus

Do niedawna wydawało się, że PO stanie się ośrodkiem, wokół którego partie opozycji będą musiały się integrować. Platforma pozostaje zdecydowanie najsilniejszym ugrupowaniem opozycji, nie tylko ze względu na sondażowe poparcie. Grzegorzowi Schetynie udało się skonsolidować rozbitą po porażce wyborczej w 2015 r. partię i utrzymać jej pozycję mimo ataków ze strony PiS. Kolejnym krokiem było stworzenie Koalicji Obywatelskiej z mniejszymi ugrupowaniami, przede wszystkim Nowoczesną.

Jesienne wybory samorządowe przyniosły koalicji szereg sukcesów: zdecydowane zwycięstwa w wielkich miastach, niezły wynik w sejmikach, odzyskanie poparcia wśród przedsiębiorców, osób lepiej wykształconych czy zamożniejszych. Ten scenariusz wciąż może się zrealizować, ale na razie mozolnie budowany wokół PO alians zaczął się sypać, gdy Schetyna spróbował przejąć Nowoczesną, wykorzystując bunt Kamili Gasiuk-Pihowicz. Zaufanie między liderami partii stopniało i cała koalicja stanęła pod znakiem zapytania. Inni potencjalni koalicjanci PO odebrali poważne ostrzeżenie, że sojusz ze Schetyną może im wyjść bokiem.

Czytaj też: Koniec Koalicji Obywatelskiej. I co teraz?

Scenariusz 2: Sojusz małych plus Platforma

Ta lekcja sprawiła, że mniejsze partie opozycji – SLD, PSL i Nowoczesna – zaczęły się przymierzać do współpracy bez PO. Połączenie sił teoretycznie pozwoliłoby im na uzyskanie większej siły politycznej i lepszej pozycji w negocjacjach ze Schetyną. W przeszłości mniejsze partie zawierały sojusze, by wzmocnić się w większej konstelacji, w Sejmie lat 1991–94 działała tzw. mała koalicja składająca się z posłów Unii Demokratycznej i liberałów.

Na razie do jakiegokolwiek sojuszu jest bardzo daleko. Jednocześnie w trzypartyjnym układzie trudno ułożyć stabilną współpracę. W gronie przywódców tych ugrupowań trudno będzie zbudować zaufanie, bo każdy z nich ma inne interesy i może prowadzić swoją grę. Współpraca będzie trudna także z powodów programowych – niełatwo sobie wyobrazić spójne wyborcze propozycje trzech tak różnych partii.

Czytaj też: Czy jest możliwy sojusz „trzecich sił”

Scenariusz 3: Zjednoczona opozycja

To rozwiązanie, w którym większość partii opozycyjnych, od centroprawicy po lewicę, wystawia wspólną listę na partnerskich zasadach, by odsunąć PiS od władzy. Ten scenariusz miał wiele wariantów. Poseł Nowoczesnej Adam Szłapka proponował np. koalicję zadaniową, która w ciągu dwóch lat spróbuje naprawić instytucje zniszczone w tej kadencji, a potem zwoła przyspieszone wybory.

Taki sojusz mógłby liczyć ze strony wyborców na sporą premię za jedność. Z drugiej strony trudno sobie w ogóle wyobrazić wspólny program, poza chęcią zwycięstwa nad PiS. Między centroprawicą i lewicą istnieją duże różnice, jeśli chodzi o podejście do gospodarki, podatków, redystrybucji albo kwestii obyczajowych. W wyborach europejskich partie opozycyjne mogłaby połączyć prounijna postawa, ale później o wspólne postulaty byłoby już dużo trudniej.

Czytaj też: Polityczne sygnały roku

Scenariusz 4: Dwie listy

Dlatego inny wariant, który się pojawia w rozważaniach obserwatorów, to wystawienie przez opozycję dwóch list: centroprawicowej i lewicowej. Pozwoliłby on na przedstawienie wyborcom bardziej spójnych propozycji programowych. Byłby też testem poparcia tych dwóch politycznych programów przed tworzeniem ewentualnej koalicji rządowej w przyszłym Sejmie.

Problem w tym, czy takie dwie listy mogą powstać. Na centroprawicy Koalicja Obywatelska trzeszczy, ale dużo większym problemem jest lewica. Partie i partyjki tej części sceny politycznej od kilkunastu lat jednoczą się z takim skutkiem, że w tej kadencji w Sejmie lewicowi wyborcy w ogóle nie mają reprezentacji. Własne ambicje ma SLD, nowe ugrupowanie buduje Robert Biedroń, nie wiadomo, co zrobią mniejsze byty, jak Razem czy Zieloni. Istnieje spore ryzyko, że na lewicy zamiast jednej listy będą trzy czy więcej.

Czytaj też: Czekając na Biedronia

Co zrobi Tusk i Biedroń?

Pytań jest oczywiście dużo więcej. Nie wiemy, czy, kiedy i na jakich warunkach do polskiej polityki powróci szef Rady Europejskiej Donald Tusk, który mógłby być patronem opozycyjnego aliansu. Jakie poparcie zdobędzie formujące się ugrupowanie Roberta Biedronia? Czy będzie katalizatorem współpracy partii opozycyjnych, czy też pogłębi ich atomizację? Niewiadome dotyczą też innych ugrupowań. Czy Kukiz ′15 przetrwa kryzys? Czy ugrupowania skrajnej prawicy będą próbowały się zjednoczyć? Czy powstanie partia Tadeusza Rydzyka?

Kolejne pytania dotyczą obozu władzy. Czy utrzyma kurs ku centrum, klasie średniej i narracji o budowaniu dobrobytu Polaków i „bijącym sercu Europy”? Czy w wyniku kłopotów zaostrzy retorykę i górę wezmą radykałowie pokroju Zbigniewa Ziobry? To wszystko ważne elementy tła, które wpłyną na kształt współpracy partii opozycyjnych.

Czytaj też: Tusk wróci w czerwcu. Jeśli wróci

Scenariusz 5: Każdy sobie, czyli Węgry nad Wisłą

Oczywiście istnieje jeszcze inne rozwiązanie, wciąż bardzo prawdopodobne: partiom opozycji nie uda się dogadać i pójdą do wyborów podzielone. Z podobnym scenariuszem mieliśmy do czynienia w tym roku na Węgrzech. Wydawało się, że partie opozycyjne umieją się dogadać: w lutym wspólnie wystawiły kandydata na mera miasta Hódmezővásárhely, bastionu rządzącego Fideszu, i niespodziewanie zwyciężyły. Ale w kwietniowych wyborach parlamentarnych mimo prób nie udało się porozumieć. Wybory po raz trzeci z rzędu wygrała partia Viktora Orbána, uzyskując konstytucyjną większość.

Niewykluczone, że do realizacji tego scenariusza może dojść i w Polsce. Zwycięstwo PiS nad rozdrobnioną opozycją i kolejna kadencja tej partii może zaś oznaczać budowę nad Wisłą modelu węgierskiego, czyli dalsze przejmowanie państwa i gospodarki przez jedną opcję polityczną oraz stworzenie systemu, w którym zwycięstwo wyborcze przeciwko obozowi władzy będzie praktycznie niemożliwe. Dlatego stawka przyszłorocznych wyborów jest tak wysoka.

Czytaj też: Zaczynamy cykl najważniejszych wyborów od 1989 r.

Reklama
Reklama