Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Zagadki kryminalistyczne, afery, legislacja i złotouści

Ręczne sterowanie gospodarką? To się nigdy dobrze nie kończy

Dostawcy energii zawsze znajdą sposób, aby podwyższyć ceny prądu, np. argumentując, że rekompensaty są zbyt małe. Dostawcy energii zawsze znajdą sposób, aby podwyższyć ceny prądu, np. argumentując, że rekompensaty są zbyt małe. Jonny Caspari / Unsplash
Dobra zmiana steruje gospodarką w celach jawnie politycznych, przykładem afera KNF i sprawa podwyżek cen pradu. Historia uczy, że to nigdy nie jest skuteczne.

Działalności p. Międlara może nie warto nazywać aferą, ale jest ona skądinąd interesująca. Gdyby rzeczony był aktywny w latach 1967–69, zapewne pracowałby na rzecz realizacji sławnego hasła „Syjoniści do Syjamu”. Teraz zaś jest specjalnie traktowany przez prokuraturę. Umorzono w 2016 r. sprawę z wniosku o zbadanie, czy nie posługuje się mową nienawiści. Rzecz wróciła, ale prokurator wnioskuje o nową ekspertyzę, mając już stwierdzającą, że oznajmienia byłego księdza naruszają prawo.

Wygląda na to, że prokurator poszerzył zakres swoich czynności i wszedł w rolę obrońcy. Nihil novi sub solo. Gdy już nie dało się tuszować niewygodnych spraw (tj. takich, które dotyczyły np. funkcjonariuszy milicji) w PRL, prokuratorzy stawali się ich obrońcami. Aby nie być jednostronnym, przypomnę, że w 2013 r. prokuratura umorzyła postępowanie wobec osoby, która użyła zwrotu „żydowskie ścierwo” wobec bliźniego swego. Uznano, że nie jest to obraźliwe, ale ironiczne. Fatum jakieś ciąży nad polskimi prokuratorami czy też zawsze wychodzą naprzeciw oczekiwaniom suwerena, kiedyś raczej mitycznego, a teraz bardziej realnego?

Afera KNF, czyli dobra zmiana wszystko ma pod kontrolą

Sprawa p. Międlara jest w miarę drobna, co innego afera wokół Komisji Nadzoru Finansowego. Jeśli chodzi o taktykę śledztwa, to jest ona dziwaczna z punktu widzenia pryncypiów kryminalistyki. Oto podejrzany o poważną korupcję wraca z zagranicy, nie zostaje zatrzymany od razu, ale dwa tygodnie później. Nie przeszukano jego domu, ponieważ, jak tłumaczono, nie było takiej potrzeby z uwagi na wcześniejsze zabezpieczenie rozmaitych nośników informacji. Wszystko wskazuje na to, że p. Chrzanowski, ponieważ o niego chodzi, miał wystarczająco dużo czasu, aby to i owo doprowadzić do stanu poświadczającego jego niewinność lub tzw. winę rozmytą. Równocześnie media obiegła wiadomość, że p. Chrzanowski nie współpracuje z prowadzącymi śledztwo. Czyżby to był komunikat: „Chłopaki nie bójta się – wszystko pod kontrolą”, bo p. Chrzanowski nie sypie?

Pan (nie byle) Jaki, chwilowo bezpartyjny, ale w duchu dobrej zmiany, wyjaśnił niedługo po zatrzymaniu p. Chrzanowskiego: „Prokuratura dopiero teraz porządnie się wzięła za sprawę, zabezpieczyła dowody, m.in. na komputerach ludzi z KNF, którzy otrzymali zarzuty. Co było na tych komputerach? Informacja o tym, że panowie wiedzieli i to twardo wiedzieli już w 2013 r., że jest tam gigantyczne złodziejstwo. Tylko oni mieli instrumenty i narzędzia, żeby przerwać to złodziejstwo”. Pan (nie byle) Jaki zaznaczył, że ma informacje z prokuratury (oczywiście obecnej, a nie tej z 2013 r., czyli leniwej) i są one publiczne. Zapewne wystąpił do prokuratury w trybie dostępu do informacji publicznej i ją otrzymał, łącznie ze zgodą na ujawnienie tajemnicy śledztwa. Pan (nie byle) Jaki jako sumienny urzędnik państwowy szczerze podziela fundamentalne przekonanie, że to, co publiczne dla niego, nie może być prywatne dla suwerena. Pytanie, czy zachodzi zależność odwrotna, pozostawiam jako retoryczne.

Czytaj także: Afera KNF z pewnością będzie miała swój ciąg dalszy w nowym roku

Kto, kiedy i jak niedopełnił obowiązków

Odniesienie do 2013 r. jest zgoła nieprzypadkowe. Utwierdza to „chłopaków” (a może i dziewczynki) w przekonaniu, że dobra zmiana panuje nad zaistniałą sytuacją. W konsekwencji nie dziwi, że znaleziono winnego z 2013 r., czyli p. Kwaśniaka, byłego wiceszefa KNF. Zatrzymano, a potem zwolniono, nawet bez kaucji. Jeszcze raz okazało się, że dobrą zmianę wprowadzają ludzkie paniska. Panu Kwaśniakowi postawiono zarzut niedopełnienia obowiązku w sprawie SKOK Wołomin. Prawnicy dobrze wiedzą, że zarzut niedopełnienia obowiązku może być postawiony tylko w wypadku zaniechania stosownego obowiązku. Na razie nie wiadomo, na czym owo zaniechanie miało polegać.

Pan (nie byle) Jaki, chwilowo bezpartyjny, ale w duchu dobrej zmiany, jeszcze nie pospieszył ze stosownym wyjaśnieniem w trybie informacji publicznej. W sukurs przyszedł p. Święczkowski, zastępca prokuratora generalnego. Objawił: „Ze zgromadzonego materiału dowodowego wynika, że podjęcie w porę działań przez KNF mogłoby zapobiec stratom poniesionym przez Kasę i kilkadziesiąt tysięcy jej klientów. Komisja zaniechała takich działań, mimo że dysponowała informacjami, że w SKOK Wołomin dochodzi do przestępstwa prania brudnych pieniędzy, co zagraża bezpieczeństwu funduszy zgromadzonych przez jej klientów”. Uczciwych Polaków, jak dodał zapewne dla pobudzenia wrażliwości społecznej.

A co gdyby zaniechanie działań przez KNF wyrządziło szkodę nieuczciwym klientom? Pomijając to skądinąd ciekawe pytanie, wypada zwrócić uwagę na precyzję (p. Święczkowski jest z niej znany) określenia „w porę”. Trzeba przyznać, że prokuratura była bardzo rychliwa w sprawie KNF. Pan Chrzanowski został zatrzymany 27 listopada 2018 r., a już dwa tygodnie później (12 grudnia) p. Święczkowski mógł ujawnić część (tylko) zgromadzonego materiału (p. Dworczyk uznał, że to dowód na to, jak państwo sprawnie działa). Kryminalna zagadka polega na pytaniu, kto i kiedy ujawnił gigantyczne rzeczone złodziejstwo. Zważywszy jeszcze raz, że przestępstwo zaniechania polega na niedopełnieniu wyraźnie określonego obowiązku, trzeba przyjąć, że pp. (nie byle) Jaki i Święczkowski walnie przyczyniają się do rozwikłania notorycznie spornego problemu teoretyczno-prawnego, jakim jest przyczynowość zaniechania.

Wymiar sprawiedliwości bezradny wobec „rozzuchwalonych przestępców”

Sprawa KNF i p. Kwaśniaka ma także drugie dno. W 2014 r. został on ciężko pobity przez sprawców nie do końca znanych. Przypuszcza się, że atak został zlecony w związku z tym, że p. Kwaśniak nadmiernie zainteresował się „gigantycznym złodziejstwem”. Z drugiej strony nie jest wykluczone, że sprawcy (i/lub mocodawcy) pobicia okrutnie obrazili się o to, że p. Kwaśniak nie zastosował wszystkich twardych instrumentów, jakie posiadał. Pan Ziobro z właściwym sobie znawstwem rzeczy i medialnym wdziękiem wyjaśnił sprawę jeszcze inaczej, mianowicie tak: „Być może Wojciech Kwaśniak został zaatakowany, bo Komisja Nadzoru Finansowego przez lata rozzuchwalała przestępców”. Akt oskarżenia w sprawie pobicia p. Kwaśniaka został wniesiony, ale proces nie może się zakończyć, a właściwie ruszyć (od prawie dwóch lat) z powodów formalnych. Widocznie sprawcy pobicia p. Kwaśniaka są tak rozzuchwaleni, że wymiar sprawiedliwości jest wobec nich bezradny.

Pan Bierecki, senator spod znaku dobrej zmiany i przewodniczący senackiej komisji budżetu i finansów, był jednym z organizatorów systemu SKOK (z Wołominem w składzie). Powiedział: „Nie zawsze bandyta bije tego dobrego”. Zakładając, że „nie zawsze” to tyle co „czasem”, otrzymamy, że czasem bandyci biją tych złych. Stosując zaś metodę interpretacji kontekstowej, możemy wnosić, że wedle p. Biereckiego w przypadku p. Kwaśniaka doszło do pobicia kogoś złego. Tak to zrozumieli niektórzy komentatorzy, a senatorzy PO wystąpili do p. Karczewskiego, marszałka Senatu, o odwołanie p. Biereckiego z funkcji przewodniczącego rzeczonej komisji. To, że sam p. Bierecki uznał wniosek za „wyrafinowaną próbę pomówienia”, nie dziwi. Natomiast reakcja p. Karczewskiego jest nawet zabawna (dalej sklejka dwóch wypowiedzi): „Informuję, że nie podzielam wyrażonych przez państwo wątpliwości co do osoby pana senatora. Nie zamierzam występować z wnioskiem o jego odwołanie. (...) Jest naszą [PiS] wielką wartością, to świetny specjalista, korzystamy z tego bardzo i silnie współpracujemy”.

Pan Bierecki jest również jednym z fundatorów i współzałożycieli zarejestrowanej w 2012 r. fundacji Polski Instytut Katolicki „Sursum Corda” w Gdańsku, której celem statutowym jest m.in. tworzenie doktryny prawnej, mającej służyć obronie uczuć religijnych oraz dobrego imienia chrześcijan. Teraz nie ma już chyba cienia wątpliwości, że senator Bierecki skutecznie broni uczuć religijnych oraz dobrego imienia chrześcijan, być może nawet bandytów, którzy w dobrej wierze biją złych ludzi. Ciekawe, czy p. Karczewski, przedstawiający się jako zwolennik refleksyjnej postawy w Senacie, w podobny sposób opowiada się za właściwą dystrybucją dobra i zła.

Czytaj także: PiS próbuje przykryć SKOK-i swoją aferą KNF

Wysokie ceny za prąd? Wina rządów PO-PSL!

Od pewnego czasu krążyły pogłoski podsycane wypowiedziami p. Tchórzewskiego, ministra energii, o drastycznych podwyżkach cen prądu, być może celowo rozpowszechniane, aby w końcu pokazać, że dobra zmiana dba o suwerena i daje odpór zakusom na jego kieszeń. W piątek 28 grudnia 2018 r. odbyło się ponadplanowe posiedzenie Sejmu, na którym przyjęto nowelizację ustawy o podatku akcyzowym. Ma ona zapobiec realnemu wzrostowi cen energii elektrycznej przez rekompensaty (ponoć 9 mld zł). Znaczy to chyba tyle, że wzrost będzie, ale (to oficjalne wyjaśnienie) okaże się niezauważalny dla gospodarstw domowych.

Pan Morawiecki jak zwykle pochwalił sam siebie i zganił totalną opozycję: „Pokazujemy determinację do walki o niskie ceny energii w okolicznościach niesprzyjających; za rządów PO-PSL, tylko przez cztery lata 2008–12, ceny energii dla gospodarstw domowych wzrosły o 50 proc. (...) Jak macie teraz czelność stać wobec Polaków i nie tłumaczyć się z tego, co wy zrobiliście wtedy? Jak mogliście doprowadzić do takiego stanu, do takich podwyżek między rokiem 2008 a 2012?”. Senat przyjął nowelę w nocy bez poprawek, a p. Duda ją podpisał w sobotę wieczorem po ponoć starannej analizie (dobry żart), ale, jak sądzę, bardziej pod wpływem wypowiedzi p. Żaryna, że nie wyobraża sobie, aby prezydent nie podpisał. Ponieważ senator Żaryn jest niejako oficjalnym eksponentem społecznej i historycznej polityki dobrej zmiany, jego przewidywanie okazało się trafne.

Czytaj także: Wzrost cen energii okazał się porażający tak dla gospodarki, jak dla rządu

Zawsze się znajdą jakieś afery energetyczne

Ustawa była procedowana w błyskawicznym tempie. Gdy zapytano, ilu wybrańców narodu (suwerena) ją przeczytało, podniosło się kilkanaście rąk. Pan Terlecki, parlamentarzysta wytrawny, ukrócił dyskusję w Sejmie, przyznając posłom 30 sekund na zadanie pytania (złośliwi twierdzą, że łącznie z dojściem do mównicy, ale to nieuzasadniona pretensja do niegdysiejszego dziecka kwiatów). Z merytorycznego punktu widzenia p. Morawiecki powiedział nieprawdę, bo ceny energii elektrycznej wzrosły w latach 2008–15 o 15 proc. (przy 18-proc. inflacji). Zauważono również, iż ustawa o akcyzie może być sprzeczna z europejskim zakazem pomocy publicznej. Pan Kownacki wskazał, że wszystko będzie w porządku, o ile nie pojawią się donosy na Polskę do Brukseli (w domyśle – chyba nie tylko moim – wiadomo, przez kogo składane i po co).

A jak będzie, zobaczymy. Historia zdaje się uczyć, ze ręczne sterowanie gospodarką w celach jawnie politycznych (politycy dobrej zmiany nie tają, że chodzi o kiełbasę wyborczą) nigdy nie było skuteczne. Tedy dostawcy energii zawsze znajdą sposób, aby podwyższyć ceny prądu, np. argumentując, że rekompensaty są zbyt małe. Pan Tchórzewski już zaczął rzecz przygotowywać, powiadając, że krytyka nowej ustawy jest działaniem aspołecznym. A co dopiero jej niewykonanie? Ostatecznie wykryje się afery energetyczne, zwolni się (raczej przeniesie na inne stanowiska) paru prezesów (jeden z aktywistów dobrej zmiany już zapowiedział, że biada każdemu, kto nie wykona poleceń Pana Premiera w sprawie prądu) – i sprawa będzie polityczne załatwiona. A krakowskim targiem gospodarstwa domowe wprawdzie nie zauważą, że prąd zdrożał, natomiast ze zrozumieniem przyjmą podwyżki cen rozmaitych towarów.

Byle nie wrócić na drzewa!

I na koniec dwie wypowiedzi, które zasługują na miano politycznego dowcipu 2018 r. Oto p. Waszczykowski, sławny odkrywca San Escobar i budowniczy nowej Polski od morza do morza poprzez Trójmorze, rzekł był: „To jest walka o interesy gospodarcze. Przy okazji zapewne klimat też powinniśmy chronić. Ale czy w takim tempie powinniśmy się skazywać na to, żeby wrócić na drzewa czy do ziemianek? No być może nie. Trzeba walczyć, ale robić to rozsądnie, aby nie ucierpiał ani klimat, ani poziom życia”. A więc sursum corda, w górę serca. Nic to, że z powodu smogu umiera rocznie 45 tys. Polaków, najważniejsze, aby nie wrócić na drzewa i do lepianek. Jeśli nie zdołamy ochronić klimatu, zawsze możemy wyemigrować na San Escobar, gdzie powietrze jest krystalicznie czyste, ponieważ go wcale nie ma.

Pan Czaputowicz, podobno zawodowy dyplomata, powiedział publicznie o sojuszniku z NATO: „Francja jest tym chorym człowiekiem Europy, ciągnie Europę w dół”. Może zmienić powiedzenie „słoń w składzie porcelany” na „Czaputowicz w dyplomacji”? Tak czy inaczej – idziemy w górę. I tym radosnym akcentem wypada pożegnać stary rok i powitać nowy.

Czytaj także: Polska polityka zagraniczna w 2018 r.? Skok do basenu bez wody

Reklama
Reklama