Dziś mało kto z nas wierzy w tradycyjnie rozumianą wychowawczą rolę literatury. Po części dlatego, że młodzi czytelnicy (podobnie zresztą jak starzy) stanowią systematycznie kurczącą się mniejszość pośród ogółu uczestników kultury, więc siłą rzeczy wychowanie przez literaturę okazuje się społecznie mało efektywne. Przede wszystkim jednak dlatego, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat literatura dziecięcia i młodzieżowa uległa spektakularnej przemianie: z narzędzia „dyrektywnego wychowania” stała się przejawem „przyjacielskiego wsparcia”.
Pionierkami w skali światowej okazały się autorki skandynawskie – Astrid Lindgren i Tove Jansson. Ich przełomowe książki („Pippi Pończoszanka” Lindgren i „Kometa nad Doliną Muminków” Jansson) miały premierę wydawniczą w tym samym 1945 r., co chyba nie jest wyłącznie przypadkowym zbiegiem okoliczności, a raczej dowodem radykalnej zmiany podejścia do statusu dziecka czy ogólniej – młodego człowieka, w czym z pewnością zaznaczył się wpływ doświadczenia wojen i totalitaryzmów.
Literackie ikony antypedagogiki
W istocie obie wymienione książki, szczególnie zaś „Pippi”, wyprzedziły o parę dekad rewolucyjny nurt nazywany antypedagogiką, który traktuje się często jako element lub konsekwencję kontrkultury lat 60. Ów zwrot polegał z grubsza na zakwestionowaniu czy wręcz odrzuceniu wychowania, a w bardziej radykalnej wersji – także instytucji szkoły. Dziecko w relacji z dorosłymi miało być podmiotem, a nie przedmiotem; autonomiczną, w pełni suwerenną jednostką, nie zaś obiektem wychowawczo-edukacyjnej obróbki.