Decydenci Netflixa z pewnością oczekiwali więcej. Mają dalekosiężne plany i choć siłą serwisu pozostają przede wszystkim popularne seriale, Netflix nie zapomina o filmach. A obok produkcji czysto rozrywkowych ma być wśród nich zawsze miejsce dla tytułów ambitnych, niszowych, mierzonych w prestiżowe nagrody. W ubiegłym roku sukces „Romy” pobudził apetyt – Alfonso Cuarón tworzył wtedy historię, zdobywając trzy statuetki: za zdjęcia, reżyserię i dla najlepszego filmu obcojęzycznego. Dziś historię tworzy Bong Joon-ho ze swoim znakomitym „Parasite”, a Netflix musiał zadowolić się dwiema nagrodami: dla najlepszego pełnometrażowego dokumentu „Amerykańska fabryka” oraz za drugoplanową rolę dla Laury Dern („Historia małżeńska”).
24 nominacje dla Netflixa
Tymczasem szans było znacznie więcej: w tym roku obrazy produkowane (lub dystrybuowane na wyłączność, ale one również wyświetlane są w serwisie jako „Netflix Original”) przez platformę zdobyły aż 24 nominacje, w tym dwie w kategorii najlepszy film – dla „Irlandczyka” i „Historii małżeńskiej”. To prawie połowa wszystkich nominacji oscarowych, jakie do tej pory zdobyły netfliksowe realizacje.
Największym przegranym okazał się „Irlandczyk”, epickie dzieło Martina Scorsesego, które nie zdobyło żadnej statuetki mimo 10 nominacji. „Historia małżeńska” Noah Baumbacha z sześciu szans zdobyła jednego Oscara.