Sinéad O’Connor: zawsze wbrew całemu światu. Podziwiana, odtrącona, opłakiwana
Słuchana w 1987 r. płyta „The Lion and the Cobra” była zjawiskiem, które nie wymagało szufladek ani interpretacji. Żeby odczytać emocje w głosie 21-letniej wtedy wokalistki z Dublina, dziewczyny uciekającej od dawnego środowiska i z rozbitej rodziny, nie trzeba było rozumieć niuansów tekstów, kipiących od biblijnych i mitologicznych skojarzeń. Kto z jej nastoletnich słuchaczy wiedział wtedy, że „Troy” to opowieść o jej własnej, chorej psychicznie matce, która młodą Sinéad biła, poniżała, izolowała i zmuszała do drobnych kradzieży (sama była kleptomanką). Która wreszcie spowodowała wypadek samochodowy tylko dlatego, że starszy brat przyszłej wokalistki zbuntował się i uciekł z domu.
Piekło trwało do śmierci matki – to znad jej łóżka (matka była oczywiście gorliwą katoliczką) Sinéad zdjęła słynne zdjęcie Jana Pawła II, później, w październiku 1992 r., podarte na oczach milionowej widowni w programie „Saturday Night Live” na antenie amerykańskiej NBC. Kiedy śpiewała „Nie ma już drugiej Troi, którą mogłabyś spalić”, zwracała się do zmarłej matki.
Sinéad O’Connor: Kościół, choroba, izolacja
Solowe piosenki młodej Irlandki, a później jej gest, wymierzone były więc w różne rodzaje opresji zarazem. Oznaczały też krzyk przeciw twardemu wychowaniu katolickiego domu poprawczego, przez który przeszła, a później odkrywanym stopniowo – co zbiegło się w czasie z pierwszymi latami jej kariery – przestępstwom seksualnym kościelnej hierarchii w rodzinnym kraju.