Recenzja filmu: „American Honey”, reż. Andrea Arnold
Odkrycie, że pod elektryzującą, głośną fasadą oraz brudną walką o pieniądze kryją się delikatne, łatwe do zranienia emocje i niemożliwe do spełnienia marzenia, już takiego wrażenia nie robi.
Odkrycie, że pod elektryzującą, głośną fasadą oraz brudną walką o pieniądze kryją się delikatne, łatwe do zranienia emocje i niemożliwe do spełnienia marzenia, już takiego wrażenia nie robi.
Dalida była nieodrodnym dzieckiem epoki kontrkultury, a zarazem, jako kobieta, ofiarą własnych złudzeń.
To już druga przymiarka do filmu o zbrodni, która wstrząsnęła polskim wymiarem sprawiedliwości 10 lat temu.
Reżyser przykłada wagę do odtworzenia wizualnego klimatu klasyków z lat 70., thrillerów Alana J. Pakuli czy Sydneya Pollacka.
Wszystkie jego fotografie zasługują na uwagę, stanowią bowiem szczególną, subiektywną amerykańską kronikę XX w.
Narracja legendarnego przyrodnika i podróżnika Davida Attenborough pomaga nie tylko zrozumieć ten odległy, dziki świat, ale też poczuć jego grozę, surrealistyczną niekiedy harmonię, okrucieństwo.
Nowa wersja utrzymuje niezdrowo wysoką dawkę cukru starej, co pozwoli jej trafić do widzów niepełnoletnich.
Film budzi mieszane uczucia. Sporo w nim niedorzeczności, broni się jednak na poziomie zręcznej ponadgatunkowej konstrukcji.
Hugh Jackman po raz ostatni wciela się w tym filmie w bohatera, który przyniósł mu sławę i uczynił gwiazdą kina. To pożegnanie emocjonalne, ale bardzo udane, bo aktorzy grający te postaci od ponad dekady świetnie je rozumieją.
W filmie poznajemy postnewage’owo-hipisowski raj w momencie dramatycznej próby.
Film jest przerysowany, wręcz groteskowy, naszpikowany parodiami rozmaitych konwencji oraz aluzjami do klasyki, łatwymi do rozszyfrowania nawet dla początkujących kinomanów.
Film świetnie się ogląda. Animowana forma, w której został nakręcony, przemawia do wyobraźni widzów w każdym wieku.
Świetnie zagrany i wyreżyserowany film przywraca pamięć zapomnianym pionierkom, dzięki którym Ameryka dokonała historycznego skoku.
Holland stworzyła swój najbardziej ironiczny film. Przewrotny, inteligentny, skłaniający do dyskusji na temat stanu umysłu współczesnych ludzi, nie tylko Polaków.
Klimatyczny miniserial na podstawie powieści Liane Moriarty, z akcją osadzoną w luksusowym nadmorskim miasteczku Monterey w Kalifornii, w środowisku rodziców pierwszoklasistów.
W świecie wzmacnianej przez władzę nietolerancji rzeczywistość staje się bowiem sama w sobie ponurą satyrą.
Zręczne połączenie konwencji brutalnego dokumentu społeczno-rodzinnego, światła, poezji, duchowego uniesienia i erotycznej delikatności.
Fani filmów Davida Lyncha powinni być zachwyceni.
Samotnicy skontrastowani zostają z rodzinami imigrantów, którzy dopiero uczą się skandynawskich obyczajów.
Film ma klasę, dobre tempo, czasami zanadto przyspieszające w rytm teledyskowo zmontowanych retrospekcji.