Recenzja spektaklu: „Dydona i Eneasz”, reż. Daniel Stachuła
Młody zespół stworzył wizję prostą, bezpretensjonalną i ujmującą.
Młody zespół stworzył wizję prostą, bezpretensjonalną i ujmującą.
Autor nie miał pomysłu, jak z szeregu kabaretowych skeczy zbudować przedstawienie, z dramaturgią i sensem.
Niedźwiedź Wojtek jest scenicznym alter ego widzów – jego rola sprowadza się do wysłuchania relacji kolejnych żołnierzy z ich życia w II RP i w syberyjskich łagrach.
Dość zawiła akcja rozgrywająca się na Cejlonie opiera się z jednej strony na przeciwstawieniu miłości fanatyzmowi religijnemu, z drugiej – na połączeniu motywacji religijnych z osobistą zazdrością.
W płynącej na fali konserwatyzmu Polsce ma walor edukacyjny i taki właśnie jest spektakl wyreżyserowany przez Krystynę Jandę w Polonii.
Warto spektakl zobaczyć dla świetnie budowanego napięcia, co jest zasługą przede wszystkim prowadzącego całość Piotra Wajraka.
Przykro pisać, ale inscenizacja nie porywa, jest rodzajem hołdu złożonego tradycji teatru i niczym więcej.
Spektakl rozpada się na scenki, wśród których ciekawie wypadają tylko nieliczne.
Premiera spektaklu o białostockim ruchu neonazistowskim podobnie jak reportażowa książka, na której został oparty, wywołała w Białymstoku protesty organizacji narodowych i katolickich, pojawiły się – ze strony radnych PiS – próby cenzury.
Szekspirowska „Burza” w choreografii Krzysztofa Pastora po raz pierwszy została wystawiona w 2014 r. w Amsterdamie. Teraz zainaugurowała Festiwal Szekspirowski Polskiego Baletu Narodowego.
Szekspirowski Wiedeń staje się współczesną Warszawą, a pełna świetnych obserwacji i złożonych portretów psychologicznych sztuka o ponadczasowym cynizmie władców, hipokryzji moralizatorów i okrucieństwie ukrytym pod maską łaski staje się satyrą na rządzoną przez PiS Polskę.
Po kolejnych realizacjach swojej najpopularniejszej na polskich scenach opery Krzysztof Penderecki mawia, że ta najnowsza jest najlepsza.
Para głównych bohaterów i ich pomysł na odnowę Polski jest przeciwieństwem tego atrakcyjnego, łatwo się sprzedającego w mediach festiwalu nienawiści.
Aktorzy w idealnym zgraniu krążą pomiędzy stronami sceny, wypowiadając swoje kwestie w zaprogramowanym rytmie. Do formy nie dorasta, niestety, treść.
Tej znakomitej opery nie wystawiano od prawie 20 lat. Dziś nabiera aktualności, ukazując dekadencję świata niszczonego przez wojny i zarazy.
Wielkim plusem spektaklu jest jego przygotowanie muzyczne przez dyrygenta Stefana Soltesza.
Poznański Polski w najnowszych premierach dorosłych przestrzega przed kontynuacją i konsekwencjami politycznej krwawej jatki, a dzieci przekonuje, że można o własnym kraju myśleć inaczej – konstruktywnie.
Forma spektaklu generalnie działa, choć momentami nieco nuży, a performatywne zdolności aktorów i ich łatwość nawiązywania kontaktu z widzami zasługują na wielkie uznanie.
Skomplikowana sama w sobie opowieść w wykonaniu lemurów, które kilometry tekstu inkrustują cwałowaniem na wielkich, dmuchanych piłkach, bieganiem, iskaniem się i kopulowaniem, staje się kompletnie niezrozumiała.
Spektakl jest poetycki, nieznośnie przeładowany symbolami, rozgrywany w powolnym rytmie, ludyczny.