Założona w 2010 r. firma ARK Music za cel postawiła sobie odkrywanie nowych talentów. Za opłatą wnoszoną przez artystów (2–4 tys. dol.) dostarczała piosenkę, produkowała muzykę i kręciła teledysk – co mogło posłużyć jako pierwszy krok ku sławie. Jednym z najważniejszych narzędzi promocyjnych był wówczas YouTube – serwis, w którym wideo potrafiło rozchodzić się wirusowo. Co nie znaczy, że każdy film z automatu stawał się hitem. Potrzeba było dużo szczęścia – lub nieszczęścia.
O nieszczęściu można powiedzieć w przypadku Rebecci Black, która usłyszała o ARK Music pod koniec 2010 r. i namówiła rodziców na wyłożenie pieniędzy na nagranie piosenki. Miała być to dla niej przygoda połączona z doświadczeniem i nauką. Zgodnie z kontraktem firma zaproponowała dwa utwory, do których słowa napisał założyciel ARK Patrice Willson. Pierwszy z nich, „Super Woman”, nie przypadł Rebecce do gustu – opowiadał o doświadczeniu rozstania, które było jej całkiem obce (do tej pory „chodziła” tylko z jednym chłopakiem przez całe trzy dni). W tej sytuacji Willson naprędce przygotował drugą propozycję – „Friday”. Piosenkę o tym, że jest piątek, więc po szkole zaczyna się weekendowe szaleństwo. Podobno zainspirował się tym, że akurat był piątek. Piosenka została nagrana, teledysk nakręcony i wrzucony do sieci. A potem się zaczęło.
Czytaj też: Zapomniana dekada wraca w popkulturze
Wiwat hejt w internecie
Lubimy myśleć, że nienawiść w sieci rodzi się w jakichś mrocznych miejscach – ponurych 4chanach zamieszkałych przez trolle w maskach Aninoma. Ale prawda jest o wiele gorsza – hejt to sieciowy główny nurt. Kampania nienawiści „Gamergate” z 2013 r. (wymierzona w kobiety związane z grami wideo) może nie wyszłaby poza niszowe fora, gdyby na Twitterze nie nagłośnił jej popularny wówczas aktor Adam Baldwin. W przypadku piosenki „Friday” tarapaty zaczęły się, gdy zwrócił na nią uwagę blog programu komediowego Tosh.0 i komik Michael J. Nelson. Prosta piosenka, która miała ledwo 4 tys. wyświetleń, stała się wiralowym hitem.
Nie dlatego, że się podobała – dlatego, że została ogłoszona „najgorszą piosenką świata” – słowa, użycie automatycznego poprawiacza głosu (autotune), rapowana wstawka, wreszcie półprofesjonalny teledysk. Ludzie zaglądali na YouTube, żeby dać „łapkę w dół” i zostawiać niemiłe komentarze. Poczynając od złośliwości po wyrazy niechęci skierowane bezpośrednio do wokalistki – w tym życzenia, żeby sobie zrobiła krzywdę.
Czytaj też: Cyberprzemoc szczególnie groźna wśród najmłodszych
Czy była to najgorsza piosenka świata? Z pewnością nie. Skąd więc ta eksplozja nienawiści? Efekt kuli śniegowej, samonapędzających się emocji. Podobny mechanizm można zaobserwować, gdy jakiś film zostanie ogłoszony przez krytyków „najgorszym” i wyśmiany – skoro odbiorcy czerpią przyjemność z czytania poniżającego dzieło tekstu, to kolejni recenzenci prześcigają się w wymyślaniu złośliwości. Odbiorca uprzedzony, że zaraz będzie obcować z „najgorszą piosenką świata”, nawet nie podejmie próby odebrania jej z otwartym umysłem.
Po fali nienawistnych ataków wytwórnia rozważała zdjęcie teledysku z sieci, ale Rebecca Black się na to nie zgodziła. Jak mówiła w wywiadzie udzielonym w 2020 r., czuła, że gdyby to zrobiła, wszyscy inni by wygrali, a ona utraciłaby tę odrobinę sprawczości, którą posiadła. Jakiś czas potem sama zwróciła się do YouTube o zdjęcie piosenki – na skutek sporu o prawa autorskie z ARK Music. 17 września 2011 r. piosenka wróciła do serwisu, tym razem na kanale Rebecci. Ma ponad 150 mln wyświetleń, 1,2 mln lajków – i 3,8 mln „negatywów”.
Czytaj też: Hejterzy znad Wisły
Długi weekend Rebecci Black
Ostatnia dekada upłynęła Rebecce Black na przeróżnych próbach zdystansowania się od nieszczęsnego antyhitu. Udało jej się zyskać wsparcie – zaśpiewała piosenkę na żywo, bez cyfrowego wspomagania, aby udowodnić, że umie śpiewać. Pojawiła się w teledysku „Last Friday Night (T.G.I.F.)” Katy Perry. W 2013 r. nagrała piosenkę „Saturday” („Sobota”), w której podjęła delikatną dyskusję ze swoim debiutem.
Nagrywała wciąż muzykę – zarówno covery, jak i własne kompozycje, znacznie doroślejsze, jakby zapominając o całej sprawie. Ale takich doświadczeń nie da się zapomnieć.
Ostatnie lata to czas, gdy dawne ofiary medialnych nagonek odzyskują głos. Mówi się o tym, w jak niesprawiedliwy sposób dziennikarze i internauci potraktowali sprawę Britney Spears. Pojawiły się platformy, na których w bezpośredni sposób można opowiadać swoją historię. Takim miejscem stał się m.in. TikTok. Tutaj głos znalazła Paris Hilton, wychodząc zza fasady „głupiej blondyny” i opowiadając o doświadczeniu przemocy. Jest na nim aktywna także Rebecca Black. Opowiada nie tylko o swoim życiu, ale promuje nowe produkcje, takie jak współpraca z niebinarnym artystą Dorianem Electrą. Razem nagrali piosenkę „Edgelord”, a także nową wersję „Friday”, wypuszczoną dokładnie dziesięć lat po premierze oryginału:
W nagraniu udział wzięli także raperka Big Freedia i duet 3OH!3 (w przeszłości współpracujący m.in. z Katy Perry czy Keshą). To coś więcej niż remiks i parodia – to zmierzenie się z memetycznym dziedzictwem piosenki i dociągnięcie jej do ściany. W teledysku odtwarzającym sceny z debiutu piosenkarka jedzie autem w towarzystwie internetowych rysunkowych trolli, a jej głos jest kompletnie zniekształcony przez maszynę. Razem ze swoją queerową brygadą Rebecca unosi się hen, wysoko nad normikami, niczym internetowa bogini, której nic już nie jest w stanie dotknąć ani zranić.
Czytaj też: Jak hejting kreuje gwiazdy