A mogło być pięknie. Wybory samorządowe w 2018 r. w Koszalinie okazały się wielkim sukcesem Koalicji Obywatelskiej. Do rady miasta weszło aż 19 radnych z jej listy na 25 miejsc. Reszta przypadła w udziale PiS. Choć KO w miastach na prawach powiatu (zarządzanych przez prezydentów) cieszy się dużym poparciem, do rzadkości należą takie, gdzie, jak w Warszawie, uzyskała większość pozwalającą samodzielnie sprawować władzę. Do tego prezydent – Piotr Jedliński. Formalnie bezpartyjny. Ale wybrany już na trzecią kadencję z poparciem wcześniej PO, a teraz KO. Sam podkreśla, że jako jedyny włodarz zachodniopomorski startował otwarcie pod flagą KO.
Stan na dziś. Klub KO skurczył się do dziesięciu radnych i jest w opozycji. Prezydent sprawuje rządy, wspierając się tymi, którzy z KO odeszli lub zostali wyrzuceni, oraz radnymi z PiS. Sukces zamienił się w klęskę.
Zranienie
Zgoda panuje w jednej kwestii – coś się popsuło w okolicy wyborów parlamentarnych 2019 r. W Koszalinie łączą to popsucie z zawirowaniem wokół Stanisława Gawłowskiego, byłego zachodniopomorskiego barona PO, sekretarza generalnego partii, posła wielu kadencji, promotora lokalnych karier, wreszcie dostarczyciela pieniędzy dla regionu. Bo przez sławetne „osiem długich lat” jako sekretarz stanu w Ministerstwie Środowiska rozdzielał fundusze na prośrodowiskowe inwestycje. On sam chętnie prezentuje się jako ten, który zabrał ojcu Rydzykowi 27 mln zł na geotermię.
Swoje kłopoty – trzymiesięczny pobyt w areszcie w związku z tzw.