Bestialska zbrodnia w Miłoszycach. Sąd Najwyższy utrzymał wyroki, wątpliwości się mnożą
Małgosia Kwiatkowska została brutalnie zgwałcona w noc sylwestrową w 1996 r. Pobitą i okaleczoną 15-latkę zostawiono na mrozie na pewną śmierć. Za tę zbrodnię w 2004 r. na 25 lat więzienia został skazany prawomocnym wyrokiem Tomasz Komenda (uniewinniony w 2018). W czwartek 26 października w tym samym sądzie odbyło się posiedzenie w sprawie rozpatrzenia skargi kasacyjnej na wyroki, jakie usłyszeli Norbert Basiura i Ireneusz M. Obaj, podobnie jak Komenda, nie przyznają się do winy. I obaj zostali skazani. Ten pierwszy na 15 lat, drugi – na 25.
Dziś Sąd Najwyższy utrzymał te wyroki, odrzucając kasacje zarówno obrońców, jak i prokuratury, która domagała się podniesienia kar. Nie zabrakło emocji – na rozprawę przyjechali rodzice Małgosi Kwiatkowskiej występujący jako oskarżyciele posiłkowi. Sąd kilkakrotnie przypominał Jadwidze Kwiatkowskiej, że może być zmuszony do wezwania straży i wyprowadzenia jej z sali. Krzysztof Kwiatkowski mówił, że był tu już w 2004 r., kiedy rozpatrywano kasację w sprawie Komendy. – Byłem w tym sądzie, bo zabili mi dziecko, zgwałcili mi dziecko – podkreślał w emocjonalnym wystąpieniu, w którym znalazły się słowa podziękowania dla prokuratorów za nowe dowody i dla policjantów, którzy zabezpieczyli sukienkę i bieliznę Małgosi wbrew poleceniu przełożonych. Do tej pory w różnych wypowiedziach zarówno o policjantach prowadzących śledztwo w 1997 r., jak i prokuratorach rodzice Małgosi wypowiadali się negatywnie.
Małgosia. Zostawiona na pewną śmierć
Małgosia została bestialsko zamęczona. Na dyskotece widziano ją jeszcze podczas wznoszenia noworocznego toastu. Potem źle się poczuła. Na zewnątrz budynku, w którym odbywała się impreza, wyprowadzał ją Krzysztof K., którego poznała na zabawie. Podszedł do nich jakiś młody mężczyzna, przedstawił się imieniem Irek. Powiedział, że jest bratem dziewczyny i zabiera ją do domu, bo jest nietrzeźwa. Po czym wziął pod rękę nastolatkę, która w mroźną noc była na dworze w samej sukience, i ruszył z nią ulicą Kościelną. Według różnych zeznań po chwili podszedł do nich jeszcze jeden mężczyzna. „Irek” kazał Krzysztofowi K. wracać na dyskotekę, po czym z Gosią poszli w trójkę w stronę posesji Józefa R. Tam znaleziono martwą nastolatkę w Nowy Rok, pobitą, z poważnymi obrażeniami, nagą. Zgwałciło ją kilku sprawców, najpewniej również z użyciem narzędzi. Zostawili ją na mrozie na pewną śmierć.
Przez kilka lat śledztwo nie przynosiło efektów. Sprawę kilkakrotnie umarzano, prowadzono ją zresztą w kierunku gwałtu ze szczególnym okrucieństwem. Dopiero pełnomocniczka rodziców Małgosi mec. Ewa Szymecka doprowadziła do zmiany kwalifikacji czynu na zabójstwo. Kiedy ministrem sprawiedliwości był Lech Kaczyński, zatrzymano Tomasza Komendę. Dowody, które miały przesądzić o skazaniu, to przede wszystkim odcisk szczęki – Gosia została pogryziona przez sprawców. Ale był też dowód osmologiczny, czyli zapach z czapki znalezionej na miejscu, gdzie leżało ciało nastolatki.
Badania z 1997 r. nie wykazały obecności żadnych substancji odurzających w jej organizmie. Próbki pobrane po ekshumacji w 2017 r. wykazały obecność karbadiazepiny, leku przeciwpadaczkowego, w próbkach gleby i ciała. Jak to możliwe, jeśli karbadiazepina, wykorzystywana jako pigułka gwałtu, jest w organizmie nie do wykrycia już po upływie 24 godzin? Na to pytanie w kolejnym procesie miłoszyckim nie odpowiedziano.
W 2017 r. zatrzymano Ireneusza M., we wrześniu 2018 Norberta Basiurę. Obaj byli tamtego wieczoru w Alcatraz. Pierwszy przyszedł, bo pokłócił się z żoną. Po drodze kupił alkohol, który schował za płotem ogradzającym dom państwa R. Był widziany, jak wyciągał tę schowaną wódkę. Basiura był na dyskotece ochroniarzem, a precyzyjniej – przyjmował i wydawał ubrania w szatni. Już po rozpoczęciu śledztwa został pobity i był zastraszany. Jak wynika z akt z pierwszego śledztwa miłoszyckiego, złożył w tej sprawie zawiadomienie w prokuraturze. Ale umorzyła postępowanie, twierdząc, że Basiurę usiłowali zastraszyć… policjanci z komendy wojewódzkiej we Wrocławiu, którzy wykonywali czynności operacyjne. Prokuratura nie ustaliła wtedy nazwisk tych funkcjonariuszy ani charakteru i celu tych czynności. W każdym razie nie ma ich w decyzji o umorzeniu.
Sprawa miłoszycka jak soczewka
Sprawa brutalnej zbrodni na 15-letniej Małgosi Kwiatkowskiej, jak mówi obrońca Ireneusza M. mec. Krzysztof Majka, skupia w sobie jak w soczewce problemy, z jakimi na przestrzeni lat mierzył się polski wymiar sprawiedliwości. Próby reformy w pewnych płaszczyznach odniosły skutek odwrotny do zamierzonego i wprowadziły rozwiązania sprzeczne z podstawowymi zasadami ustroju.
– Jedną z palących kwestii jest ujawniający się coraz częściej w praktyce problem niezgodnego z prawem powołania sędziów wydających wyrok w tej sprawie – mówi mec. Majka, wyjaśniając, że chodzi o sędziów orzekających w ponownym procesie miłoszyckim. Niektórzy z nich zostali bowiem nominowani przez neo-KRS, czyli Krajową Radę Sądownictwa od 2017 r. uznawaną za ciało skrajnie upolitycznione.
Mec. Renata Kopczyk, obrończyni Basiury: – Przede wszystkim tym, co czyni wadliwym wyrok Sądu Apelacyjnego, a wcześniej Okręgowego, jest oparcie rozstrzygnięcia na dowodzie, który jest niepełny, nierzetelny i niejasny. O sprawstwie przesądzają rzekomo dowody DNA, na których sąd oparł piramidę poszlak. – Warunkiem koniecznym skazania na podstawie poszlak jest przedstawienie logicznego łańcucha, który potwierdziłby wersję oskarżenia i miał oparcie w dowodach. Tu takich nie ma. Nie wykluczono innych możliwości – mówi obrończyni Basiury. Jak dodaje, biegły powołany przez prokuraturę, pracujący na stałe w Laboratorium Kryminalistycznym Komendy Wojewódzkiej we Wrocławiu, w trakcie badań zmieniał odczynniki, co może wpływać na wynik. – A po drugie, zniszczył wszystkie 140 próbek i nie da się w żaden sposób zweryfikować jego badań – dodaje mec. Kopczyk. Jak podkreśla, sąd nie przesłuchał wielu kluczowych świadków.
Co wiedziała Iwona K.
Jednym z nich jest Iwona K., przyjaciółka Małgosi. Razem pojechały na sylwestra do Alcatraz. To Iwona zabrała z dyskoteki kurtkę Małgosi, kiedy z grupą koleżanek nad ranem wracały pierwszym pociągiem do domu w Jelczu-Laskowicach. Do dzisiaj nie wyjaśniono, dlaczego nie zaniepokoiło jej wtedy, że kurtka jest, a dziewczyny nigdzie nie ma. – Doświadczenie i logika w takiej sytuacji podpowiadają, że mogła po prostu wiedzieć, gdzie jest Małgosia, i nie wzbudziło to w niej żadnego niepokoju – tłumaczy mec. Kopczyk.
W pierwszych aktach sprawy jest zeznanie, które mama Małgosi złożyła 30 stycznia 1997 r. w prokuraturze w Oławie. Jadwiga Kwiatkowska powiedziała prokurator Renacie Procyk, że 1 stycznia ok. 6 rano zadzwoniła do Iwony do domu, bo Małgosia nie wróciła z sylwestra. Obudziła nastolatkę, od której usłyszała, że Gosi nie było na dyskotece już od 3, że jej szukała, ale ostatecznie przywiozła tylko jej kurtkę. „Dowiedziałam się przez telefon, że Gosia znajduje się w drugim domu za dyskoteką. Kazałam jej się ubrać i pokazać sobie, który to ma być dom. Samochodem pojechałam z mężem, Iwoną, jej ojcem oraz Anetą Z. do Miłoszyc. Iwona bezbłędnie wskazała dom R. Było przed 8. Było jasno”.
Na posesji państwa R., których dom miała wskazać Iwona, rzeczywiście znaleziono ciało Małgosi Kwiatkowskiej. Nie o 8 rano, ale kilka godzin później. Iwona K. w zeznaniach zapewniała jednak, że nie wskazywała żadnego domu, w którym Gosia mogłaby przebywać.
Presja szkodzi sprawie od lat
Po uniewinnieniu Tomasza Komendy w 2018 r. kolejny akt oskarżenia w sprawie miłoszyckiej zbrodni postawiono w lutym 2019 przeciwko Norbertowi B. oraz Ireneuszowi M. Prokuratorzy zarzucili im dokonanie brutalnego gwałtu i zabójstwa. 25 września 2020 r. Sąd Okręgowy we Wrocławiu uznał ich za winnych i skazał na 25 lat pozbawienia wolności. W drugiej instancji utrzymano 25 lat dla Ireneusza M., Basiurze wyrok obniżono do 15.
Ireneusza zatrzymano na polecenie prokuratora z Dolnośląskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej we Wrocławiu w czerwcu 2017 r. Ponad rok później, we wrześniu, zatrzymano Basiurę. „Ustalenie i zatrzymanie sprawców tej okrutnej zbrodni było możliwe dzięki ciężkiej pracy wykonanej przez prokuratorów, którzy zdecydowali się wytypować mężczyzn, którzy wtedy mieszkali w Miłoszycach i okolicach. Te osoby były przesłuchiwane na okoliczność ich wiedzy w związku z tym zdarzeniem. Pobrano od nich próbki porównawcze do badań genetycznych. Identyfikacja Ireneusza M. oraz Norberta B. została przeprowadzona na podstawie badań biologicznych ich DNA z próbkami śladów zabezpieczonych na miejscu ujawnienia zwłok, w tym na odzieży pokrzywdzonej. Materiał biologiczny oskarżonych znajdował się w śladach krwi, jak i w nasieniu ujawnionym na miejscu zdarzenia” – informowała trzy lata temu Prokuratura Krajowa.
Sąd Apelacyjny we Wrocławiu wyniki badań DNA przedstawione w opinii Laboratorium Kryminalistycznego KWP we Wrocławiu uznał za kategoryczne i dowodzące jednoznacznego sprawstwa. I to one są podstawą wyroków. Tymczasem biegły z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Sehna w Krakowie dr Tomasz Kupiec, powołany na świadka i do oceny ekspertyzy, stwierdził, że forma omówienia wyników i ich interpretacji jest nieczytelna i nieprzejrzysta, a „wątpliwości budzi sposób omawiania przez biegłego Krzysztofa Kolocha poszczególnych partii wyników, sprawiający trudności w zebraniu i połączeniu całości informacji dotyczących poszczególnych śladów i dowodów”.
Zbrodnia w Miłoszycach: to nie koniec
Mec. Kopczyk: – Sąd nie wziął pod uwagę innych wariantów tej sprawy. Wciąż nie wiemy, kiedy Małgosia została zgwałcona. Nikt mojego klienta nie widział na podwórku państwa R. Nikt nie widział, żeby w ogóle szedł w kierunku ich domu. Zignorowano zeznania, z których wiadomo, że Norbert Basiura nosił w tę noc i zawsze wtedy, kiedy stał na bramce w tej dyskotece, kurtkę z napisem „Alcatraz” na plecach. Ten napis rzucał się w oczy. Jeśli szedłby w nocy z Gosią lub za Gosią, ktoś by na pewno zobaczył. Nie wyjaśniono także, czy aby na pewno do gwałtu doszło na posesji R.
Mec. Majka: – Dla sądu wiarygodne są zeznania świadka, o którym wiadomo, że jest uzależniony od alkoholu, ale nie widzi żadnej rozbieżności między biegłą, która w 1997 r. po badaniach śladów biologicznych wykluczyła Ireneusza M. z grona sprawców i podtrzymała po 20 latach swoją opinię, a ekspertyzami biegłego z policji, który ujawnia nowe ślady po ponad 20 latach na sukience ofiary, na której nie ma jej DNA. Pytania można mnożyć, a przypomnę, że wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonego, a nie odwrotnie.
Obrońcy skazanych nie kryją, że presja miała znaczenie nie tylko wtedy, kiedy w sprawie interweniował Lech Kaczyński. Ta presja była też po wyroku Sądu Najwyższego, uznającym, że Tomasz Komenda jest niewinny. – Nie chcę teraz przesądzać o tym, co będzie dalej. Mój klient ma jeszcze dalszą ścieżkę: Europejski Trybunał Praw Człowieka – podkreśla mec. Kopczyk.