Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Tajemnica hotelowej śmierci. To było jednak samobójstwo?

Jacek B. został znaleziony 23 listopada 2018 r. pod ścianą jednego ze słupskich hoteli. Jacek B. został znaleziony 23 listopada 2018 r. pod ścianą jednego ze słupskich hoteli. Patryk Sroczyński
Dopiero sześć lat po rzekomym zabójstwie przeprowadzono eksperyment, który miał dać odpowiedź na kluczowe pytania: czy Jacek B., z uwiązanym u szyi ciężkim telewizorem, został wypchnięty przez okno, czy też sam sobie ten telewizor przywiązał i wyskoczył, popełniając samobójstwo.

Prokurator chciał dla niego 25 lat więzienia za zabójstwo. Sąd Okręgowy w Słupsku skazał go na 10 lat. Piotr Ogrodniczuk w areszcie śledczym siedział cztery lata. I dopiero po wyroku Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, który skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia, przeprowadzono w tej sprawie eksperyment procesowy. Sześć lat po rzekomym zabójstwie. Z eksperymentu wynika, że mężczyzna, którego Ogrodniczuk miał wyrzucić przez okno z przywiązanym do szyi telewizorem kineskopowym, wyskoczył sam, popełniając samobójstwo.

Eksperyment sześć lat po tragedii

Jacek B. został znaleziony 23 listopada 2018 r. pod ścianą jednego ze słupskich hoteli. Leżał z ciężkim telewizorem przywiązanym do szyi, z wielonarządowymi obrażeniami charakterystycznymi dla upadku z wysokości. Mężczyzna zmarł po dobie w szpitalu, nie odzyskawszy świadomości. Policjanci i prokuratura przyjęli, że Jacek B. został pobity, a następnie wypchnięty z hotelowego pokoju przez Piotra Ogrodniczuka w trakcie nocnej imprezy. Miała im towarzyszyć Anna T., która została głównym świadkiem oskarżenia.

Piotr Ogrodniczuk w sumie w areszcie tymczasowym przebywał cztery lata. W tym czasie najpierw jeden, a później drugi ławnik złożyli zdania odrębne, uznając, że z uwagi na liczne wątpliwości powinien on odpowiadać z wolnej stopy. W czerwcu 2021 r. Ogrodniczuk został skazany na 10 lat więzienia – prokuratura chciała 25 lat, obrona uniewinnienia. Dwóch ławników wniosło zdania odrębne od wyroku. I prokuratura, i obrona złożyły apelację. W kwietniu 2022 r. Sąd Apelacyjny w Gdańsku skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia, nie zostawiając suchej nitki zarówno na akcie oskarżenia, jak i na samym procesie.

Dopiero w styczniu 2024 r. w Słupsku przeprowadzono eksperyment, który miał dać odpowiedź na kluczowe dla tej sprawy pytania: czy Jacek B., z uwiązanym u szyi ciężkim telewizorem, został przez Ogrodniczuka wypchnięty przez okno, czy też sam sobie ten telewizor przywiązał i wyskoczył, popełniając samobójstwo.

A jednak samobójstwo?

Eksperyment polegał na tym, że manekina o wadze i wzroście Jacka B., z przywiązanym do szyi telewizorem ważącym ok. 20 kg, miano wyrzucić przez okno – tak jak twierdziła z pełnym przekonaniem prokuratura w akcie oskarżenia przeciwko Piotrowi Ogrodniczukowi.

Już w trakcie pierwszego procesu w słupskim sądzie adw. Bartosz Fieducik usiłował przekonać sąd do zgody na przeprowadzenie tego eksperymentu. Sam kupił podobny telewizor, poszedł do pokoju, w którym miało dojść do tragicznego zdarzenia. I na sobie sprawdzał, czy można człowieka wypchnąć przez okno w tym pokoju.

Wiedziałem, że nie można, bo tam jest wyjątkowo szeroki parapet, do którego jest utrudnione dojście. Blisko trzy lata po wydaniu pierwszego wyroku skazującego w czasie eksperymentu procesowego okazało się, że pięciu policjantów miało problem z wypchnięciem manekina z przywiązanym telewizorem przez okno, bo blokował ich ten nieszczęsny parapet – tłumaczy dr Fieducik, dodając, że eksperyment został wykonany trzykrotnie. Dwukrotnie z poziomu łóżka, raz z poziomu podłogi. Dwa razy manekin zatrzymywał się na parapecie. Za oknem znalazł się tylko telewizor.

Ostatecznie w trakcie jednej z prób doszło do tzw. przekolebkowania. Pięciu policjantów przerzuciło manekina przez parapet. Dokładniej zaś: po dwóch stało po bokach kukły, a piąty pchał telewizor. Kiedy manekin nie wypadał, przerzucili mu nogi przez parapet. I upadł zgodnie z regułą opisaną w podręcznikach medycyny sądowej – pod samym oknem, twarzą do ściany budynku, nogami w przestrzeń. Natomiast Jacek B. został znaleziony ponad 3 m od ściany budynku, twarzą do otwartej przestrzeni, co oznacza, że musiał wyskoczyć – mówi mecenas Fieducik, dodając, że sąd apelacyjny zalecił również przeprowadzenie dodatkowej opinii biegłych medycyny sądowej. Obrońca Ogrodniczuka w swojej apelacji od wyroku sądu pierwszej instancji przedstawił bowiem opinię prof. Berenta z Łodzi podważającą ustalenia biegłej, która podpisała się pod sekcją zwłok w Słupsku.

Trzecią opinię do tej sprawy zlecono na wniosek słupskiej prokuratury biegłym z Poznania. A ci stwierdzili, że ułożenie ciała Jacka B., jak i charakter obrażeń, jakie odniósł, wskazują na samobójczy skok z okna.

Szokujące, że w Słupsku biegła nie zauważyła poważnego złamania kończyny dolnej z przemieszczeniami, charakterystycznego dla samobójców, którzy skaczą „na nurka”, czyli na nogi – opowiada mecenas Fieducik, który podkreśla, że wieloodłamowe złamanie z przemieszczeniem potwierdzili biegli medycy z Poznania. Ci sami specjaliści wykazali też, że Jacek B. doznał pęknięcia podstawy czaszki, którego biegła ze Słupska nie zauważyła, uznając charakterystyczne wybroczyny na twarzy za dowód pobicia.

Walka obrońcy z urzędu

W listopadzie 2022 r. Sąd Okręgowy w Słupsku ponownie rozpatrujący sprawę Piotra Ogrodniczuka odebrał oskarżonemu obrońcę z urzędu. Jak w tym samym czasie pisała „Polityka”, stało się to dlatego, że podczas procesu w pierwszej instancji Bartosz Fieducik, stojąc na korytarzu sądowym, podał chusteczkę płaczącej Annie T. Na tym sądowym korytarzu kobieta, która zeznała, że widziała, jak Ogrodniczuk wypchnął Jacka B. przez okno, zapytała Fieducika, co grozi za mówienie nieprawdy. Adwokat odpowiedział jej pytaniem: – Jakiej nieprawdy? Co pani mówi? To proszę powiedzieć prawdę!

Bartosz Fieducik nie krył w rozmowie z „Polityką”, że dla własnego bezpieczeństwa nagrał tę rozmowę.

Sąd w Gdańsku, nie odnosząc się do kwestii tajemnicy obrończej, uznał, że można by mnie przesłuchać w sprawie rzeczonej rozmowy z Anną T. Prokurator więc wniósł o przesłuchanie, a sąd odebrał mi obronę Piotra Ogrodniczuka. Nie podając żadnej podstawy prawnej – mówił wtedy Fieducik, przypominając, że obrońcę z urzędu sąd może odwołać tylko w dwóch przypadkach: kiedy ustaje kwestia braku funduszy na opłacenie adwokata, albo kiedy dochodzi do konfliktu interesów wobec kilku oskarżonych.

Tylko że w tym wypadku jest jeden oskarżony. Piotr powołał mnie na swojego obrońcę z wyboru, więc przyjdę na pierwszą rozprawę w rozpoczynającym się nowym procesie – zapowiadał adwokat po złożeniu oświadczenia do sądu, że odmawia zeznawania w sprawie Ogrodniczuka z uwagi na tajemnicę obrończą. Krótko potem dowiedział się, że prokurator złożył wniosek o jego zatrzymanie i doprowadzenie na przesłuchanie. Dlatego Fieducik mówił wprost, że działanie sądu bez podstawy prawnej jest aktem „orzeczniczego bezprawia” i dowodzi braku szacunku dla art. 7 konstytucji, który nakazuje, by każda decyzja była oparta na konkretnym przepisie.

Na prośbę oskarżonego zgłosiłem się ponownie do sprawy jako jego obrońca. Już z wyboru. Przy okazji wyszło, że policja nie ma odcisków palców mojego klienta, bo najwyraźniej je zgubiono – mówi mecenas Fieducik i wyjaśnia, że zgodnie z najnowszym orzeczeniem Sądu Apelacyjnego w Warszawie można łączyć rolę świadka i pełnomocnika w sytuacji, gdy doszło już do przesłuchania pełnomocnika.

Będzie zadośćuczynienie?

6 marca w sądzie w Słupsku odbędzie się rozprawa, podczas której dojdzie do konfrontacji pomiędzy autorką pierwszej opinii przesądzającej, że Jacek B. zginął z ręki Piotra Ogrodniczuka, a biegłymi z Poznania, którzy tę opinię podważyli.

Mecenas Fieducik pytany, czy nowe ustalenia otwierają jego klientowi drogę do wystąpienia w przyszłości o zadośćuczynienie za czteroletni areszt tymczasowy, przyznaje, że jest jeszcze za wcześnie na takie decyzje. Ale, co ważne, przekonanie o niewinności Piotra Ogrodniczuka zyskuje poparcie w opiniach biegłych i przeprowadzonym eksperymencie procesowym.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną