Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Wielka kasa, polityka i podsłuchy. Kulisy wojny śmieciowej na Dolnym Śląsku

Nielegalne składowisko odpadów Nielegalne składowisko odpadów Bartosz Bańka / Agencja Wyborcza.pl
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że w dniu, w którym Onet i TVN24 ujawniły jej nowe oblicze, to samo zrobiła „Gazeta Polska”. Tyle że z nieco innej perspektywy.

Nie ma tej historii bez koalicji w sejmiku województwa dolnośląskiego, zbudowanej przez Bezpartyjnych Samorządowców i PiS, bez byłego szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michała Dworczyka i bez radnego Patryka Wilda, który składowiskom niebezpiecznych odpadów i śmieciowym interesom wypowiedział wojnę z jak najbardziej osobistych pobudek.

Ja się nie cofnę

W tej tzw. wojnie śmieciowej chodzi o bezpieczeństwo ludzi. Tylko i aż – podkreśla Wild, radny, były wójt Srebrnej Góry. Bo ta historia właściwie zaczęła się w miejscowości znanej w całej Europie z pruskich fortyfikacji. – Działała tu fabryka mebli. W jakimś momencie przestano jednak produkować meble, zaczęto je pakować. Do fabryki przywożono też odpady po produkcji mebli. Część rozdawano mieszkańcom, żeby mieli czym palić w piecach. Część utylizowano w fabrycznej kotłowni – opowiada, dodając, że twierdza została zbudowana na górze, ale miejscowość jest już w kotlinie. I kiedy zaczynał się sezon grzewczy, zalegał nad nią gęsty, czarny kożuch gryzącego dymu.

Wild zainteresował się fabryką i dymem. Precyzyjniej – zrobił awanturę. Dzisiaj jest przekonany, że srebrnogórski oddział fabryki służył utylizacji niebezpiecznych odpadów poprodukcyjnych. Skończył, kiedy Wild napisał w tej sprawie do Ikei, której była dostawcą.

Firma po interwencji w Ikei się wyniosła. Ale w ciągu paru lat w mojej miejscowości na 30 urodzonych dzieci dwoje urodziło się z bardzo ciężkimi wadami serca, które średnio występują raz na 8 tys. ciąż. Jedno z tych dzieci zmarło. I to było moje dziecko. Dlatego na spotkaniu z radnymi PiS i Michałem Dworczykiem, kiedy ważyła się sprawa utrzymania koalicji w sejmiku dolnośląskim i odstąpienia od kontroli składowisk odpadów w regionie, powiedziałem wprost, że nie odpuszczę – mówi Patryk Wild.

Interesy i podsłuchy

Pod koniec lutego 2024 r. dziennikarze Onetu i „Superwizjera” ujawnili, że prezydent Lubina Robert Raczyński, lider Bezpartyjnych Samorządowców, oraz jego bliski współpracownik Andrzej Pudełko byli nielegalnie inwigilowani przez agentów ABW w czasie rządów Zjednoczonej Prawicy.

W toku operacji specjalnej funkcjonariusze pozyskali setki rozmów polityka z komunikatora internetowego, podsłuchiwali jego rozmowy, rejestrowali spotkania. Mieli też zainstalować sprzęt do inwigilacji w jego aucie i domu.

Stenogramy z rozmów trafiły do dziennikarzy mailowo rok temu. Kilka miesięcy później otrzymali je radni, którzy domagali się kontroli wszystkich składowisk odpadów na Dolnym Śląsku. Był wśród nich Patryk Wild. Jak przyznaje, ze stenogramów wynika, że konkretni politycy czerpali korzyści ze śmieciowego biznesu, a są też tam szokujące wątki obyczajowe. Zawiadomienie w tej sprawie złożyła do prokuratury jedna z osób, która weszła w posiadanie stenogramów. Niezależnie od kwestii obyczajowych (objętych przepisami kodeksu karnego) wynika z nich, że dolnośląscy politycy mieli być chronieni przez Dworczyka. Dziennikarze Onetu i „Superwizjera” obszernie te rozmowy cytowali. W jednej z nich Robert Raczyński powiedział: „Jeśli PiS stworzy warunki, żeby zaje... trochę publicznych pieniędzy, a wiemy już teraz, że zarobi ich na potęgę, to musimy czerpać”.

Operacja wobec prominentnych polityków Bezpartyjnych Samorządowców miała być prowadzona bez wiedzy prokuratury i bez zgody sądu. Dziennikarze rozmawiali z agentem ABW, który był zaangażowany w tę sprawę i miał usłyszeć od przełożonego, że celem działań było powstanie i rozwinięcie spółki Orlen Recykling (a do tego były potrzebne „haki” na osoby z branży śmieciowej). Inwigilacja była prowadzona w latach 2021–23. Dziennikarze sugerowali, że wycofanie się Raczyńskiego z wyborów w 2023 r. było tak naprawdę związane właśnie z tym, a nie jego stanem zdrowia, jak wtedy informował.

Po ukazaniu się materiałów na temat biznesów śmieciowych i całej operacji specjalnej Robert Raczyński wydał krótkie oświadczenie, podkreślając, że celem publikacji jest zniszczenie jego i współpracowników przed wyborami samorządowymi. „Nie pierwszy raz naciskiem medialnym lub politycznym próbuje się wymusić na mnie szereg decyzji, których realizacja oznaczałaby szkodę dla miasta i jego mieszkańców. Uspokajam – dopóki ja zajmuję się sprawami Lubina, nie ma i nie będzie zgody na budowę spalarni odpadów! Nawet za cenę obrzydliwych prowokacji dziennikarskich” – napisał na Facebooku.

Stenogramy i łapówki

W tym samym czasie co materiały Onetu i „Superwizjera” śmieciami na Dolnym Śląsku zajęła się „Gazeta Polska”, która piórem Piotra Nisztora opisała biznesy męża kandydatki na prezydentkę Wrocławia z Trzeciej Drogi Izabeli Bodnar – w październikowych wyborach zdobyła mandat posłanki Polski 2050. Dziennik omawiał też sprawę finansowania jej kampanii m.in. przez męża Macieja B.

W kolejnych dniach m.in. „Gazeta Wyborcza” poinformowała, że prokuratura postawiła Maciejowi B. zarzuty płatnej protekcji w zamian za załatwienie zakończenia kontroli skarbowych w jego firmach z branży śmieciowej. B. z dwoma wspólnikami zostali zatrzymani przez ABW w połowie 2022 r. Łącznie na zlecenie katowickiego wydziału prokuratury krajowej zatrzymano dziesięć osób. Płatną protekcję miał obiecywać Tomasz J., przedsiębiorca ze Śląska, który przez sześć lat (od marca 2015 do listopada 2021) miał obiecywać różnym biznesmenom załatwienie spraw „o charakterze urzędowym i gospodarczym”. Maciej B. przekazał mu ponoć ok. 200 tys. zł za ocieplenie wizerunku jego firmy. Jak ujawniła „Wyborcza”, Tomasz J. zorganizował m.in. spotkanie z ministrem z kancelarii Mateusza Morawieckiego Michałem Cieślakiem, szefem Agencji Rozwoju Przemysłu, ale i różnymi parlamentarzystami PiS, w tym posłem Przemysławem Czarneckim, który ani spotkania, ani B. nie pamięta.

Raczyński i Maciej B. znają się od lat. Jedna z firm B. miała kontrakt na wywóz odpadów z Lubina. I to obrońca B. miał złożyć w prokuraturze stenogramy z podsłuchów Raczyńskiego i sekretarza Pudełki, przesłane anonimowo na mail męża posłanki Polski 2050. Ze stenogramów wynika rzekomo, że Raczyński i Pudełko dążyli do zniszczenia interesów B., uznając je za konkurencyjne wobec ich planów. Izabela Bodnar twierdzi, że zarzuty wobec jej męża są atakiem politycznym, a jej rodzina padła ofiarą działania służb.

Koalicja i kontrole

Dolnośląskie śmieciowe eldorado nie zostało zbudowane przez jedną konkretną formację polityczną. Ale przedstawiciele jednej formacji, czyli PiS, wprost zwerbalizowali, że nie życzą sobie jakichkolwiek kontroli składowisk odpadów w regionie. Konkretnie to Michał Dworczyk w czerwcu 2020 r., kiedy przyjechał do Wrocławia – mówi Patryk Wild. Dworczyk właśnie podał go do sądu, zarzucając mu podawanie publicznie nieprawdy. Wild twierdzi, że nie może się doczekać procesu, bo fakt spotkania, na którym miały paść konkretne słowa i deklaracje, oraz sprzeciw wobec kontroli potwierdził nawet Grzegorz Macko, były asystent Dworczyka, obecnie wicemarszałek województwa dolnośląskiego odpowiedzialny za gospodarkę, obszary wiejskie i środowisko.

Dolnośląskimi składowiskami odpadów media zajęły się już w 2022 r. Wtedy Patryk Wild i Dariusz Stasiak ujawnili, że ówczesny szef kancelarii premiera blokował zaplanowane w budżecie województwa kontrole składowisk, w tym w Rudnej Wielkiej, gdzie wcześniej wykryto nieprawidłowości. Po emisji reportażu „Superwizjera” na ten temat Dworczyk i Centrum Informacyjne Rządu zaprzeczyli tym rewelacjom.

W 2019 r. podczas kontroli na wysypisku wykryto śmieci z Niemiec, Litwy i Rumunii, w tym zakaźne odpady medyczne, które powinny były zostać spalone. Prokuratura postępowanie umorzyła, przyjmując wyjaśnienia firmy, że doszło do pomyłki. Ale okoliczni mieszkańcy zaczęli domagać się sprawdzenia, co jeszcze może się znajdować na terenie składowiska. Zdaniem Wilda ludzie nie mieli zaufania do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, ponieważ syn jego ówczesnego szefa pracował w spółce powiązanej z właścicielem składowiska (dzisiaj ma zarzuty prokuratorskie). To dlatego zwrócili się o pomoc do przewodniczącego komisji środowiska sejmiku województwa dolnośląskiego. A ta uznała, że kontrolę zrobić trzeba, i wystąpiła o zabezpieczenie stosownych środków w budżecie.

Działania kontrolne miały zostać podjęte przez organ ochrony środowiska, czyli marszałka województwa. W przyjętym planie przewidziano m.in. użycie specjalistycznych wiertnic zdolnych spenetrować składowisko głębiej niż koparki, których wcześniej użyto. A zadanie miała zrealizować Politechnika Wrocławska i jej eksperci. I wtedy miało dojść do spotkania, o które będą się procesować Dworczyk z Wildem. Ten drugi twierdzi bowiem, że w sali obok gabinetu marszałka województwa spotkało się ok. 12 osób. Mieli tam być twórca rządzącej Dolnym Śląskiem koalicji Michał Dworczyk, trzech posłów PiS, w tym Krzysztof Kubów w Lubina, wicewojewoda dolnośląski, marszałek województwa Cezary Przybylski i jego zastępcy.

– Spotkanie miało miejsce wewnątrz klubu koalicyjnego. Jak powiedział Dworczyk, koalicjant oczekuje, że odstąpimy od kontroli składowisk. I choć pieniądze na te działania dwukrotnie zostały zapisane w budżecie, dwukrotnie na wniosek komisji ochrony środowiska z tego budżetu wypadły – mówi Wild, który sprawę znikających kontroli podnosił na posiedzeniach sejmiku. I przypomina, że już kilka lat wcześniej na wałbrzyskim składowisku i w zakładzie przetwórstwa odpadów niebezpiecznych w ciągu dwóch lat wybuchło ok. 50 pożarów. – Regułą było to, że Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska przyjeżdżał, by sprawdzić jakość powietrza, ale dopiero kiedy pożar wygaszono, a wiatr wywiał dym. Dlatego obawiam się, a właściwie jestem przekonany, że problem śmieciowych biznesów może dotyczyć polityków wielu formacji – dodaje Wild.

W lutym na antenie Radia Wrocław Michał Dworczyk, aktualnie poseł PiS, powiedział: „Wielokrotnie dementowałem informacje, że działałem na rzecz którejkolwiek z firm śmieciowych albo przeciw którejkolwiek z firm śmieciowych działających na Dolnym Śląsku czy na terenie Polski. Również teraz pan Patryk Wild, w przeciwieństwie do mnie, razem z panem Stasiakiem był zaangażowany, czy jest zaangażowany, nie wiem, nie śledzę tego, w działania związane ze współpracą z firmami śmieciowymi. Traktuję to jako rodzaj walki i zemsty politycznej, ponieważ pan Patryk Wild próbował z panem Stasiakiem na pewnym etapie rozbić koalicję PiS i Bezpartyjnych Samorządowców w sejmiku dolnośląskim. To się nie udało”.

Poprawa relacji

Wild bez mrugnięcia okiem przekonuje, że przychody mogą tu sięgać nawet 1 mln zł dziennie. A sam biznes działający na rynku bardzo mocno regulowanym buduje relacje i wpływy polityczne, od których w 100 proc. zależy jego powodzenie i warunki jego prowadzenia.

Kiedy mieszkańcy Rudnej Wielkiej opowiedzieli mi i Darkowi Stasiakowi o nieprawidłowościach, czyli zgodzie na działanie jednej instalacji niespełniającej standardów, pomyślałem, że jeśli to jest prawda, to za chwilę wszystkie inne firmy, żeby się na rynku utrzymać, będą musiały zastosować dumping standardów. Bo jeśli będą za drogie, to wypadną. A rygorystyczne przestrzeganie norm w obszarze odpadów kosztuje – tłumaczy Wild. Jak dodaje, ignorowanie norm skończy się nieznanymi dzisiaj, a zapewne bardzo poważnymi konsekwencjami dla ludzi. – Będą się ujawniały przez dziesiątki lat w skażonej wodzie, ziemi, płodach rolnych, które na tej ziemi rosną, w powietrzu, które wdychają ludzie z płonących gdzieś tam składowisk – Wild kreśli ponury scenariusz przypominający amerykańskie firmy z „Erin Brokovic” na czele. Jako radny oczekiwał, że samorząd województwa zbuduje niezależną od instytucji państwowych strukturę do kontroli składowisk. Tym bardziej że zgodnie z prawem jest organem ochrony środowiska.

Byłem autorem umowy koalicyjnej pomiędzy Bezpartyjnymi Samorządowcami i PiS. Do tej umowy wpisałem kwestie związane z ochroną środowiska i dopiero ostatnio sobie przypomniałem, że nasz koalicjant je zmodyfikował. Czyli już wtedy był jakiś plan ograniczenia naszych oczekiwań w tym zakresie – opowiada Patryk Wild. Jak przyznaje, parcie na kontrole składowisk poważnie zagroziło koalicji. Doszło do awantury na klubie, z funkcji przewodniczącego odwołano Dariusza Stasiaka (koledzy z Bezpartyjnych Samorządowców ponoć tłumaczyli, że chodziło o poprawę relacji z koalicjantem). Wild z kolei miał usłyszeć, że upór w sprawie kontroli składowisk doprowadzi do tego, że ceny wywożenia odpadów w regonie drastycznie wzrosną, uderzając w zwykłych Kowalskich, firmy i samorządy.

Zmiana przepisów

Art. 16 unijnej dyrektywy o odpadach mówi, że obowiązuje zasada bliskości, a więc mają być one unieszkodliwione w pobliżu miejsca ich powstania. Tymczasem PiS zniósł regionalizację. W efekcie dzisiaj odpady np. z Warszawy wozi się na składowiska odległe nawet o kilkaset kilometrów. Wild podejrzewa, że takie decyzje wynikające z niższej ceny w gruncie rzeczy kryją w sobie obniżkę wymaganych standardów. Bo tylko tak da się obniżyć cenę przy jednoczesnych kosztach transportu rosnących wraz z kosztami paliwa.

Nasz klub się rozpadł, zarząd stracił większość. Oni chyba sądzili, że się cofnę, bo stracę pracę. I dopiero jak zobaczyłem te stenogramy z podsłuchów Raczyńskiego, to zrozumiałem, z czym walczyliśmy – mówi Patryk Wild i dodaje, że miał dwa procesy wytoczone przez spółkę z branży śmieciowej Chemeko, która domagała się wysokiego odszkodowania. Jej przedstawiciele twierdzili, że w związku z publicznymi wypowiedziami Wilda stracili głównego kontrahenta składowiska w Rudnej Wielkiej, czyli firmę EkoPartner. Sądy pierwszej instancji odrzuciły powództwa, stwierdzając, że mają charakter SLAPP, czyli pozwów mających na celu jedynie zastraszenie osób wypowiadających się na ważne społecznie tematy.

W maju 2023 r. prezes Chemeko Paweł Pogodziński został zatrzymany (zatrzymano też członka zarządu spółki Paweł Kulaszka). Obaj są podejrzani o składowanie odpadów w sposób zagrażający życiu i zdrowiu ludzi albo środowisku, a także nielegalne przywożenie odpadów z zagranicy – na składowisko w Rudnej Wielkiej. W śledztwie pierwsze zarzuty postawiono w grudniu 2022 r. Usłyszały je wtedy dwie osoby związane z Chemeko i były urzędnik GIOŚ. EkoPartner to z kolei lubińska spółka, której wiosną 2023 r. zarzucono odpowiedzialność za zanieczyszczenie niedozwolonymi odpadami dawnej żwirowni koło Chojnowa. Jej właścicielem jest Maciej B., odpowiadający karnie za płatną protekcję, prywatnie mąż posłanki Trzeciej Drogi i kandydatki na prezydenta Wrocławia.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Nauka

Cała Polska patrzy na zorzę. Co się wydarzyło na naszym niebie w miniony weekend?

„Ta noc przechodzi do historii astronomii!”, twierdzą znani obserwatorzy nieba. W plener ruszyły tysiące Polaków, uzbrojonych w aparaty na statywach i smartfony. Przegapiliście tę zorzę? Nie martwcie się, znów nadarzą się okazje.

Anna S. Kowalska
12.05.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną