Największe powody do radości powinien mieć Mark Zuckerberg, pomysłodawca i ciągle główny udziałowiec portalu. Sprzedał wszystko co chciał, na otwarciu akcje spółki zdrożały o blisko 13 proc. Nie dość, że sam ma teraz na koncie dodatkowe 1,5 mld dolarów to jednocześnie widzi, że w jego przedsięwzięcie, i ogromny potencjał Facebooka, wierzy nie tylko on sam. W Stanach Zjednoczonych, i poza nimi, znalazło się aż nadto inwestorów, którzy mimo absurdalnie wysokiej wyceny akcji spółki (w stosunku do osiąganych aktualnie zysków) postanowili jednak zaryzykować. Kupili drogo bo wierzą, że Facebook, już dziś mający ponad 900 milionów użytkowników, ale niewiele ponad 3,7 mld dolarów przychodów (2011 rok) nadal będzie parł do przodu jak taran, rozwijał się i coraz więcej zarabiał. To możliwe, ale kto da gwarancję, że tak się rzeczywiście stanie?
Do tej pory tempo rozwoju Facebooka rzeczywiście było niezwykłe. Portal powstał 8 lat temu, jako narzędzie wygodnej i szybkiej komunikacji w uczelnianym akademiku. Szybko przekroczył jego granice, a potem granice Ameryki. Tylko w ubiegłym roku Facebook przyciągnął kolejne 150 milionów osób na całym świecie. Służy do wymiany informacji, opinii, wiadomości ludzi sobie bliskich, a zarabia głównie na reklamie (85 proc. dochodów). Sceptycy przypominają jednak, że choć to w tej chwili największy sukces internetowy dekady, to Facebook wcale nie jest w tej branży pierwszy i nie musi na długo jej zdominować. Już teraz są i ciągle będą powstawać jego nowi konkurenci. A internetowe mody się zmieniają. Kto jeszcze pamięta o niedawnym liderze w tej branży, portalu MySpace?
Mniej entuzjastycznie nastawieni inwestorzy giełdowi czekają więc z zakupami akcji FB na kolejne kwartalne raporty spółki (teraz już objętej ostrymi rygorami giełdy) i rozwój sytuacji w Europie, wstrząsanej greckim kryzysem. Eksperci przypominają, że ostatni kwartał nie był dla portalu najlepszy, tempo ekspansji zmalało, wyliczają też, że inne internetowe spółki (m.in. Zynga, Groupon) w kolejnych miesiącach po ubiegłorocznym debiucie sporo straciły na wartości. Ci, których jednak to nie odstrasza okazji do inwestycji w Facebooka na pewno będą mieli jeszcze sporo. W piątek na NASDAQ trafiło raptem około 20 proc. akcji spółki, a reszta pozostaje ciągle w rękach pierwotnych udziałowców. Kto zechce finansowo wesprzeć swoimi pieniędzmi dzieło Marka Zuckerberga (rozpromieniony zdalnie otwierał sesję giełdową w Nowym Jorku z kwatery głównej Facebooka w Menlo Park w Kalifornii) już dzisiaj może zacząć przygotowania. Sceptycy wolą wspominać skutki internetowej bańki z 2000 r. Kto ma rację przekonamy się już pod koniec obecnej dekady.