Świat

Co się stało z waszą klasą?

Francuska klasa upadła

Wzorem prawdziwego socjalisty jest Bernard Kouchner, inicjator Lekarzy bez Granic, a przykładem negatywnym – Sarkozy, który zawsze obwieszał się drogimi błyskotkami. Wzorem prawdziwego socjalisty jest Bernard Kouchner, inicjator Lekarzy bez Granic, a przykładem negatywnym – Sarkozy, który zawsze obwieszał się drogimi błyskotkami. Morin Awaad / IP3 / Forum
Jak źle musi być z Francją, jeśli Nicolas Sarkozy powraca do polityki niemal jako zbawca.
Nicolas Sarkozy i Francois Hollande. Dziś wygrałaby z nimi ta trzecia: Marine Le Pen.ABACA/East News Nicolas Sarkozy i Francois Hollande. Dziś wygrałaby z nimi ta trzecia: Marine Le Pen.

Po porażce w 2012 r. Sarkozy ogłosił, że na zawsze wycofuje się z polityki, ale teraz Francja jest w stanie „takiego cierpienia i beznadziei”, że on, Sarkozy, „nie ma innego wyboru”. Coś niedobrego wisi w powietrzu słodkiej Francji. Prezydent François Hollande ma najniższe notowania w historii V Republiki – 13 proc. poparcia – i po raz pierwszy w historii sondaże pokazały, że przywódczyni skrajnej prawicy Marine Le Pen wygrałaby wybory prezydenckie. W republikańskiej Francji, ojczyźnie praw człowieka!

Prezydenta dobija książka jego partnerki Valérie Trierweiler. Nie można jej zestawić z wieloma innymi aferami polityczno-obyczajowymi, bo to pierwszy taki przypadek, by porzucona mściwa kobieta opisywała charakter urzędującego prezydenta. I nie chodzi tu o zdrady, bo podboje miłosne we Francji, inaczej niż na przykład w Ameryce, to istotny wyróżnik silnych mężczyzn i żaden polityk nie zaryzykuje niekompetencji w tej dziedzinie. Hollande poczuł się najbardziej ugodzony jej przekonaniem, że prywatnie pogardza ubogimi, że jest cyniczny i bezduszny. „To cios w całe moje życie – tłumaczył Hollande mediom. – Całe życie zbudowałem na zasadzie pomocy innym”. Przypomniał przy tym, że pochodzi z prostego środowiska i nigdy o tym nie zapomina. Boli go kłamstwo o zamiłowaniu do luksusu, przecież nosi zegarek Swatch za 60 euro.

Inaczej niż w Polsce, sprawa zegarka w ogóle nie byłaby problemem w deklaracji majątkowej. Chodzi o postawę w służbie publicznej, o styl życia. Działacz lewicowy może być bogaty, ale powinien swoje pasje lokować w działaniu, a nie jak burżuj – w zabiegach o dobra go pozycjonujące. Wzorem prawdziwego socjalisty jest Bernard Kouchner, inicjator Lekarzy bez Granic, a przykładem negatywnym – Sarkozy, który zawsze obwieszał się drogimi błyskotkami. Przecież jeszcze w ubiegłym roku z wielkimi honorami chowano we Francji Stéphane’a Hessela, duchowego ojca ruchów Occupy, którego esej okrzyk „Indignez-vous!” (polski tytuł: „Czas oburzenia”) rozszedł się w nakładzie ponad miliona egzemplarzy!

Tym bardziej waży każda afera rządowa w „Republice wzorowej”, którą Hollande obiecywał w kampanii wyborczej. W 2013 r. trzeba było odprawić ministra budżetu Jérôme’a Cahuzaka – za konto w banku szwajcarskim, które ukrył przed fiskusem, wkrótce potem pracę stracił prezydencki doradca Aquilino Morelle – za ukrycie tzw. konfliktu interesów z przeszłości, a niedawno odbyło się „ścięcie” ministra handlu zagranicznego Thomasa Thévenouda – za uchylanie się od płacenia czynszu. To więcej niż seria nieszczęśliwych wypadków. Hollande, który się szczycił, że normalność będzie cechą jego prezydentury, nie dotrzymał tej obietnicy.

Nowy rząd, stara kłótnia

Znany komentator polityczny Alain Duhamel wydał właśnie książkę, w której pisze, że Hollande ma rozdwojenie jaźni. Nietrudno je mieć w Partii Socjalistycznej, która stale się miota w konwulsjach pomiędzy kursem lewicowym a liberalnym. Sztandarowy podatek 75 proc. od dochodu dla najbogatszych spowodował awantury – i ucieczkę Gérarda Depardieu do Rosji – a co najgorsze, upadł jako niekonstytucyjny. Nigdy nie wprowadzono go w życie.

Pierwszy program gospodarczy Hollande’a się załamał. W marcu br. słabnący prezydent musiał zmienić rząd, powołując na premiera Manuela Vallsa, dotychczasowego ministra spraw wewnętrznych, który zdobył popularność twardszą postawą wobec nielegalnej imigracji i uchodzi za najbardziej prawicowego polityka wśród socjalistów. Tekę gospodarki miał Arnaud Montebourg, ale po niespełna pięciu miesiącach publicznie skrytykował politykę oszczędności i spowodował kolejne przetasowanie.

Mamy więc nowy rząd i starą kłótnię ideologiczną. Skrzydło liberalne mówi: Trzeba ułatwiać aktywność przedsiębiorstwom i tak pobudzać wzrost, działając na podaż. Skrzydło bardziej lewicowe pyta: Jak to, musimy oszczędzać i jednocześnie dajemy pieniądze firmom, nie ludziom? Trzeba sypnąć pieniędzmi na rynek i pobudzić popyt. I tak gospodarka idzie źle, i jeśli teraz będzie się zaciskać pasa, dojdzie do katastrofy. Według lewicy najpierw trzeba stanąć na nogi, a dopiero potem liberalizować.

Tę drugą szkołę określa się dziś mianem frondystów. Frondyści – którzy protestują przeciw „zbyt liberalnemu dryfowi” – rosną w siłę. W głosowaniu nad wotum zaufania dla nowego rządu w połowie września aż 32 posłów socjalistycznych go nie poparło.

Kiedy bonzowie partyjni tłumaczą frondystom, że przez takie oderwanie od rzeczywistości partia straci władzę, ci odpowiadają jak bohaterowie z barykad: Przecież i tak wszyscy umrzemy! A pytanie polega na tym, czy należymy do pokolenia, które będzie towarzyszyć historycznej klęsce lewicy, czy będziemy się bić! Partia Socjalistyczna od początku była dość luźnym sojuszem rozmaitych frakcji; jej zjazdy nierzadko kończyły się awanturami, zarzucano sobie „socjalizm kawiorowy” albo „postawę dinozaurów”.

Francja : Niemcy

Opór przeciw koniecznym reformom to kanon francuskiej polityki. W 2008 r. weteran socjalistów Jacques Attali stanął na czele komisji, która przedstawiła cały program modernizacji kraju – reformy administracji, uniwersytetów, badań naukowych, mobilności społecznej, kodeksu pracy i ograniczenia zadłużenia sięgającego 90 proc. PKB. Niewiele z tego udało się zrobić. Związki zawodowe, ciągle silne, organizują protesty, dialog społeczny kuleje. Z badań wynika, że mało które nowoczesne przecież społeczeństwo ma tak silną nieufność do gospodarki rynkowej i taką niechęć do przedsiębiorców.

W zeszłym tygodniu premier Valls udał się z wizytą do Niemiec na rozmowy z Angelą Merkel. Próbował przekonać panią kanclerz, że jego nowy rząd jak najbardziej serio myśli o zwiększeniu konkurencyjności francuskiej gospodarki. „Francja nie jest chorym dzieckiem Europy” – powiedział. Skąd takie podejrzenie? Bo tak czy inaczej cierpi na obsesyjne, wieczne porównywanie się z Niemcami, a dziś wypada ono bardzo kiepsko. W tym roku wzrost PKB: Francja – 0,4 proc., Niemcy – 1,5 proc. Rachunek bieżącego bilansu płatniczego: Francja – deficyt ok. 30 mld euro, Niemcy – nadwyżka ok. 200 mld euro. I wreszcie najgorsze – bezrobocie (bo Hollande przyrzekł jego redukcję): Niemcy – 4,9 proc., Francja – ciągle powyżej 10 proc.

Valls tłumaczył w Niemczech, dlaczego może zaoszczędzić tylko 50 mld euro zamiast zapowiadanych wcześniej 80 mld. Pani Merkel nie oszczędzała francuskiego kolegi: „Uważam, że Niemcy pokazały, że można równocześnie i konsolidować finanse (czytaj: ciąć wydatki), i mieć wzrost. Istnieją liczne sposoby tworzenia wzrostu bez dodatkowych wydatków”. Może i tak, ale we Francji to się nie udaje i podstawowa obietnica wyborcza Holande’a – zmniejszenie bezrobocia – jest mu dziś kamieniem u szyi.

Gorączka ideologiczna ogarnia też socjalistów w polityce zagranicznej. Znany historyk i ekonomista Nicolas Baverez przypomina, że Francja w dziwny sposób przywiązana była do porządku jałtańskiego w Europie i chciała utrzymać granice z 1945 r. Przejawiało się to zarówno w popieraniu Rosji Michaiła Gorbaczowa przeciw Rosji Borysa Jelcyna, oporze wobec zjednoczenia Niemiec, jak i w dwuznacznej postawie wobec rozpadu Jugosławii. Teraz Paryż nie wie, czy dotrzymać poważnego kontraktu z Rosją na sprzedaż dwóch okrętów klasy Mistral, i niby odracza ostateczną decyzję, ale na zbudowanym już w stoczni w Saint-Lazare pierwszym egzemplarzu nadal ćwiczy 600 rosyjskich marynarzy.

Wspomniany Jacques Attali mówi publicznie, że Krym zawsze był rosyjski, a konflikt ukraiński trzeba rozwiązać w rozmowach ograniczonych do trójki – Rosja, Ukraina, Francja, bo tylko Francja jest w swej polityce niezależna. Oczywiście przeprasza polskich przyjaciół i rozumie nieufność Polski do Rosji, ma to uzasadnienie historyczne. A przecież NATO – według Attalego – ma rację bytu tylko dla tych, niestety licznych, którzy od nowa chcą zimnej wojny.

We Francji istnieje silny nurt myślenia, sięgający jeszcze czasów, gdy Francuska Partia Komunistyczna zbierała głosy jednej czwartej elektoratu. Moda na antyamerykanizm i goszystów przetrwała, a moda we Francji to świętość. Na przykład konserwatysta pisarz Jean d’Ormesson przypomniał ostatnio, że tak wielbiony Jean-Paul Sartre mówił niejedno głupstwo, za to z wielką pewnością siebie i wielkim talentem. Że Charles de Gaulle był dużo gorszym dyktatorem od Józefa Stalina, a ZSRR lada chwila dogoni i przegoni USA.

Nic dziwnego, że pierwszy piarowiec Kremla Dmitrij Kisielow zapowiedział we Francji, że wielka propagandowa stacja telewizyjna Russia Today uruchomi serwis francuski, bo społeczeństwu francuskiemu należy się prawda. Jako przykład prawdy podał, że Rosja i Ukraina to jeden naród, nieszczęśliwie podzielony wskutek upadku ZSRR. I temu narodowi – tak jak Niemcom po 1989 r. – należy się zjednoczenie. Czy francuska Russia Today będzie miała we Francji wielu odbiorców?

Może śmiało ich mieć wśród nowej masy wyborców Frontu Narodowego. Marine Le Pen jest jak najdalsza od krytyki Władimira Putina. Rosyjskie wzmożenie narodowe wydaje się jej jak najbardziej zdrowe, to raczej Unia Europejska jest chora, a w każdym razie trzeba Francję wyprowadzić z euro.

W politycznym impasie

Czemu tzw. prości ludzie głosują na Front Narodowy? W ubiegłym tygodniu ukazała się książka Christophe’a Guilly pod znamiennym tytułem (w tłumaczeniu) „Francja peryferyjna. O tym, jak lud spisano na straty”. Guilly stawia tezę, że największy dziś we Francji podział przebiega między metropoliami i peryferiami. W pierwszych mieszkają ludzie lepiej wykształceni, z lepszą pracą, i obsługujący ich robotnicy mało wykwalifikowani, słabo opłacani, najczęściej imigranci. Na peryferia wynoszą się zakłady pracy i lud. Lud, a zwłaszcza młodzież, nie rozróżnia między lewicą a prawicą. Peryferia nie ufają elitom, nie znoszą ich. „Marine Le Pen – twierdzi Guilly – gra na załamywaniu się klasy średniej i poczuciu deklasacji dawnej klasy robotniczej”.

Tymczasem Francję ogarnia polityczny impas. Skrajnie niepopularny prezydent ma przed sobą jeszcze połowę kadencji – do maja 2017 r. – i przecież nie zamierza ustąpić. Prezydent we Francji ma ogromną pozycję: przewodniczy obradom rządu. Zresztą wybory parlamentarne też są dopiero w 2017 r. Ale nawet gdyby były wcześniej, prawicowa partia opozycyjna UMP też jest w kryzysie, zadłużona i skłócona. Sarkozy, który próbuje ją odzyskać, sam stoi przed zarzutami Głównego Biura Antykorupcyjnego. Front Narodowy jedyną zdrową siłą narodu? Ciarki chodzą po skórze.

W ubiegłym roku do Francji, po 10 latach spędzonych w Irlandii i Hiszpanii, wrócił znany pisarz Michel Houellebecq. Robiąc aluzję do dobrej opieki społecznej, powiedział ciekawskim, że Francja to nie jest zły kraj na starość. I że ma skłonność do depresji, uwielbia narzekać. Więc może nie jest tak źle.

Polityka 40.2014 (2978) z dnia 30.09.2014; Świat; s. 46
Oryginalny tytuł tekstu: "Co się stało z waszą klasą?"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną