Były prezydent Ignacio Lula da Silva przyjął propozycję Dilmy Rousseff i został ministrem rządu federalnego. Wielu ocenia ten ruch jako ucieczkę przed zarzutami o korupcję.
O wejściu Luli do rządu Dilmy mówiło się już od kilkunastu tygodni. Oficjalnie obejmie stanowisko ministra ds. prezydencji, czyli szefa gabinetu głowy państwa. W praktyce jednak będzie osobą numer dwa w rządzie, niektórzy komentatorzy mówią nawet, że to on przejmie stery i będzie podejmował najważniejsze decyzje, a Dilma usunie się w cień. Tylko czy powrót legendy rządzącej Brazylią od 2003 r. Partii Robotników (PT) wyprowadzi kraj z chaosu politycznego i recesji gospodarczej, a samą Dilmę uchroni od impeachmentu?
Wiele wskazuje na to, że tym razem magia Luli nie zadziała. Sytuacja w Brazylii, jeszcze kilka lat temu jednej z najszybciej rosnących gospodarek światowego Południa, jest bardzo niestabilna. Między innymi z powodu spadku cen ropy gospodarka kraju skurczyła się w 2015 r. o 3,8 proc. (najwięcej od 1981), a inflacja sięgnęła 10,7 proc. Rząd, pomimo zaangażowania regularnych oddziałów wojska, nie umie sobie też wciąż poradzić z epidemią wirusa Zika.
W dodatku od ponad roku społeczeństwo żyje skandalem korupcyjnym z udziałem ministrów rządu Dilmy i szefów państwowego koncernu naftowego Petrobras. Wszystkie te czynniki doprowadziły do rekordowych spadków poparcia obozu rządzącego – w lutowych sondażach dokonania Dilmy, przeciwko której przygotowywana jest procedura impeachmentu, pozytywnie oceniało jedynie 11 proc. ankietowanych.
Brazylijczycy mają dość swojej władzy i nie kryją frustracji – w poprzedni weekend na ulice największych miast kraju wyszło ponad 3 miliony demonstrantów, domagających się ustąpienia Dilmy ze stanowiska i skazania jej za korupcję.
Właśnie w tym celu ściąga na ratunek Lulę – były prezydent ma zaprowadzić porządek w opisywanym jako „chaotyczny” gabinecie, poprawić notowania rządu, utrzymać stabilność w koalicji z współrządzącym PMBD i uchronić Dilmę przed impeachmentem.
Najpierw musi jednak sam uporać się z zarzutami o korupcję – jest oskarżony m.in. o malwersacje przy handlu nieruchomościami oraz przyjmowanie łapówek na prowadzony przez siebie instytut. W zeszłym tygodniu policja podatkowa w Sao Paolo wystosowała nawet wniosek o areszt prewencyjny dla Luli.
W opinii wielu komentatorów były prezydent wszedł do rządu właśnie po to, żeby aresztu uniknąć – chroni go immunitet i mógłby być sądzony jedynie przez Sąd Najwyższy. Nawet jeśli jednak doszłoby do takiego procesu, Lula jest bezpieczny – większość członków Sądu została powołana za jego kadencji na wniosek Partii Robotników. W efekcie jego nominacja może przynieść skutek odwrotny do zamierzonego – zamiast podnieść popularność Dilmy sam zburzy swoją legendę i pogrąży obecny rząd.
Na wejście Luli do rządu szybko zareagowały rynki – indeks giełdy w Sao Paolo spadł o 3,6 proc., a brazylijski real stracił 1,7 proc. wobec dolara. Inwestorzy otwarcie grają na dymisję Dilmy i są zgodni – tylko nowy rząd może poprawić sytuację brazylijskiej gospodarki. Minister Lula niemal na pewno jej do tego celu nie przybliży.