Amerykański portal Five Thirty Eight pokazał, jak wyglądałaby mapa głosów w najbliższych wyborach prezydenckich w USA, gdyby prawo głosu należało tylko do jednej z płci. Na podstawie przeprowadzonych w pierwszej dekadzie października badań opinii ustalił, że gdyby głos wyborczy miały tylko kobiety, Trump przegrałby wybory, nie osiągając nawet 20 proc. Gdyby jednak głosowali tylko mężczyźni, Trump wygrałby je z wynikiem nieco ponad 60 proc. poparcia.
Poparcie kobiet dla Clinton w początku października było średnio o 10 proc. wyższe niż średnia dla całego społeczeństwa. Redaktorzy portalu uznali więc, że dodanie lub odjęcie od wyników sondaży w każdym ze stanów właśnie 10 proc. da pewne pojęcie o tym, co by było gdyby głosować mogła tylko jedna płeć, a konkretniej – jak przełożyłoby się to na głosy elektorskie w konkretnych stanach. (Elektorów jest w sumie 538 i to właśnie od tej liczby pochodzi nazwa portalu).
Portal Five Thirty Eight jest znany głównie, choć nie tylko, z przenikliwej „statystyki politycznej”. Jego twórca, Nate Silver, zaczął od opracowywania modeli statystycznych przy analizowaniu rozgrywek baseballowych. Korelowanie wyników graczy z danymi innego typu okazało się ciekawym podejściem również na zupełnie innych polach – w szczególności w polityce. Dane demograficzne czy ekonomiczne w połączeniu z sondażami opinii czy poparcia politycznego rzucają zupełnie nowe światło na wiedzę o społeczeństwie.
Oczywiście z góry nie można wiedzieć wszystkiego. Wyniki z pewnością zmienią się pod wpływem gigantycznego oburzenia, jakie wywołało ujawnienie filmu z przyjęcia, na którym Donald Trump przechwalał się swoim przedmiotowym traktowaniem kobiet i brakiem szacunku dla ich osobistych granic (de facto seksizmem). Oburzenie to przełożyło się nie tylko na wycofywanie poparcia dla Trumpa przez tuzów Partii Republikańskiej.
Odzew okazał się ogromny. Do chóru głosów przeciwko seksizmowi i pogardzie dla kobiet wyrażanego przez Trumpa dołączyła obecna pierwsza dama, Michelle Obama. Polityczna organizacja EMILY zainicjowała kampanię Women Can Stop Trump (Kobiety mogą zatrzymać Trumpa), której przewodnim motywem jest króciutki film z podsumowaniem wypowiedzi kandydata z kobiecej perspektywy:
„Czy ja dobrze rozumiem, Donaldzie Trumpie? Jeśli mam małe piersi, nigdy nie będę »laską«. Jeśli zajdę w ciążę, będę »obciążeniem« dla mojego pracodawcy. Kiedy karmię piersią, jestem »obrzydliwa«. Jeśli dokonam aborcji, »zasługuję na karę«. Jako żona nie powinnam pracować, bo to »zagrożenie«. I ty chcesz, żebym na ciebie głosowała?”.
Trudno nie robić porównań z polską polityką, w której niemal identyczne „wycieczki” posłów, senatorów czy nawet autorytetów medialnych, są niestety chlebem powszednim.
Natomiast szokująca różnica w poparciu dla Clinton i Trumpa przez kobiety i mężczyzn nawet przed skandalem z ujawnionym nagraniem uczy nas bardzo wiele na temat tego, po co w polityce równowaga płci. Mężczyźni i kobiety oceniają kandydatów, partie i ich programy w odniesieniu do różnych doświadczeń i przeżyć. Akceptują lub odrzucają różne zachowania. Na wielu deklaracjach, które nie „rezonują” z ich osobistymi doświadczeniami, po prostu inaczej skupiają uwagę. Na przykład słynne „pussy grab”, czyli wkładanie kobiecie ręki między nogi może oburzać wielu mężczyzn, ale dla niemal każdej kobiety będzie się łączyć z natychmiastową dyskwalifikacją.
Podobnie jest z innymi sferami życia. Nie trzeba być przekonanym o jakiejś przyrodzonej różnicy charakterów kobiet i mężczyzn, żeby przyznać, że doświadczenia zmieniają perspektywę i oceny polityczne. Przerzucenie na kobiety lwiej części pracy domowej i opiekuńczej oznacza, że będą one bardziej uwrażliwione na te obszary politycznych programów, które będą miały szansę jakoś ułatwić im życie.
I odwrotnie, mężczyźni zatroskani o tzw. kwestie statusowe, będą się raczej skupiać na tym, jak dany polityk pozwoli im się wykazać – przez wyniki gospodarcze, możliwości zarabiania lepiej niż inni czy nawet przez narodowy program kosmiczny.