Świat

Spowiedź rosyjskich trolli w „New York Timesie”: Pracowaliśmy jak roboty

Pracę trolli wyceniano na 1400 dolarów tygodniowo. Pracę trolli wyceniano na 1400 dolarów tygodniowo. TheDigitalArtist / Pixabay
Dzienna norma: 80 komentarzy i 20 wpisów na blogach. Tak trolle manipulują informacjami. O kulisach tej pracy opowiedzieli właśnie amerykańskiemu dziennikowi.

Amerykański Departament Sprawiedliwości oskarżył 13 osób i trzy rosyjskie firmy o ingerowanie w przebieg amerykańskich wyborów prezydenckich. To rezultat rozpoczętego w maju 2017 roku dochodzenia specjalnego prokuratora Roberta Muellera.

Dziennikarz „New York Timesa” Neil MacFarquhar dotarł do dwóch byłych pracowników Internet Research Agency, powiązanej z Kremlem fabryki trolli. „Płacili mi po prostu za pisanie” – mówi jeden z nich.

Czytaj także: Rosyjscy hackerzy działają

Pracę trolli wyceniano na 1400 dolarów tygodniowo

Siergiej i Aleksiej opisują, na czym polegała ich praca w Internet Research Agency. Aleksiej z Sankt Petersburga był jednym z pierwszych zatrudnionych (z 25 osób fabryka rozrosła się do tysiąca). Myślał o pracy w marketingu lub dziennikarstwie, trafił tu. W fabryce trolli zarabiał 1400 dolarów tygodniowo. W ramach rekrutacji pisał esej o tzw. doktrynie Dullesa, zakładającej, że w szeregach CIA narodził się plan destrukcji Związku Radzieckiego.

Nowi pracownicy fabryki trolli mieli za zadanie stworzyć po trzy wirtualne tożsamości w popularnej platformie blogowej Live Journal. Pracowali po 12 godzin, wyrabiając normę 80 komentarzy i 20 wpisów blogowych. Tematy były rozmaite: Putin, Obama, ich wzajemne relacje, Ukraina, bohaterstwo rosyjskich żołnierzy, wojna w Syrii, rosyjscy opozycjoniści, rola USA w rozprzestrzenianiu wirusa Ebola.

Wytyczne wysyłano mailowo. Aleksiej musiał na przykład informować o postępach w pozbywaniu się broni chemicznej z Syrii i manipulować danymi, choć nie wiedział, czy broń rzeczywiście stamtąd usuwano. Pisał po rosyjsku, ale z rozmów w palarni wywnioskował, że zespół anglojęzyczny miał podobne zadania. Chełpił się wynikami w mediach społecznościowych.

Komputery były zresztą tak zaprogramowane, by wysyłać nowe wpisy na liczne sztuczne konta, a potem automatycznie je otwierać, generując odsłony.

Obaj rozmówcy „New York Timesa” odeszli z fabryki z własnej woli. Siergiej nie mógł znieść tempa pracy, Aleksieja dopadły rutyna i rozterki moralne. „Pisałem, bo kochałem pisać, nie chciałem zmieniać świata” – mówi. O zarządzie firmy nie wiedział nic. Nigdy nie poznał Jewgienija Pirożkina, jej szefa, nazywanego „kucharzem Putina”.

Trolle jak roboty

Praca w fabryce trolli jest mechaniczna – opowiada Aleksiej. Jak zombie powtarza się w kółko, że „wszystko jest w porządku, wszystko jest w porządku. Putin jest dobry, Putin jest dobry”. Żadnej kreatywności. „Byliśmy jak roboty”.

Z kolei Siergiej, dziś 30-letni sprzedawca mebli, teraz czuje się większym patriotą. Sądzi, że więcej wie o świecie. Jest przekonany, że takie rodziny jak Rockefellerowie, Morganowie i Rotschildowie kontrolują większość majątku w USA, a należące do nich banki stosują drapieżne stopy procentowe. „Wierzę, że do zła przyczynia się sam wierzchołek elity kontrolującej system rezerw federalnych w USA”.

Czytaj także: Rosyjskie fabryki trolli zalewają internet prokremlowskim przekazem, ale popełniają również błędy

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Barwicha pod Moskwą. Jak się żyje na osiedlu byłych dyktatorów? „Polityka” dotarła do osoby z otoczenia Janukowycza

Zbiegły z Syrii Baszar Asad prawdopodobnie zamieszka teraz w podmoskiewskiej Barwisze, czyli na politycznym cmentarzysku rosyjskiej polityki imperialnej.

Paweł Reszka, Evgenia Tamarchenko
08.01.2025
Reklama