Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Szariat dla wybranych

Malezja pozuje na nowoczesną, ale to wciąż kraj religijnego apartheidu

Malajowie, niemal bez wyjątku muzułmanie, stanowią ok. dwóch trzecich populacji Malezji. Malajowie, niemal bez wyjątku muzułmanie, stanowią ok. dwóch trzecich populacji Malezji. Callous Gee / Unsplash
W Kuala Lumpur, na Penangu czy w dużych miastach mieszają się wpływy kultur, ale w polityce wpływ ma już tylko jedna – malajska, muzułmańska.

Ayu ma 11 lat, jest migrantką zarobkową z południowej Tajlandii w malezyjskim stanie Kelantan i – od niedawna – mężatką. Jej mąż, Che Abdul Karim Che Abdul Hamid, jest o 30 lat starszy, wielokrotnie bogatszy, handluje kauczukiem i, jak mówi lokalny imam, jest bardzo dobrym muzułmaninem.

Ów imam nie miał więc większych problemów z tym, żeby na gruncie prawa szariatu udzielić Che Abdul Karimowi zgody na małżeństwo z dziewczynką. Wlepił mu jedynie równowartość 1,5 tys. zł kary za wzięcie ślubu w Tajlandii bez uprzedniej zgody sądu.

Dwie poprzednie żony Che Abdul Karima, dorosłe kobiety, mają z tą sytuacją większy problem. Z pierwszą żoną handlarz miał dwoje dzieci, z drugą – czwórkę. Żony mają nieskrywany żal, że ojciec zdecydowanie woli zadawać się z Ayu, niewiele starszą od najstarszych dzieci Che Abdula Karima, niż z poprzednimi małżonkami i dziećmi.

Dzięki mediom społecznościowym, problem ma też wyjątkowo cała Malezja. Poligamia i małżeństwa z dziećmi nie są w tym kraju niczym nadzwyczajnym. A o tym, że ustrój Malezji opiera się na systemowej dyskryminacji niemuzułmanów połączonej ze stosowaniem szariatu dla wyznawców islamu, wygodniej jest na co dzień milczeć.

Pozorna nowoczesność

Turystom Malezja jawi się jako nowoczesne, zamożne państwo. Przylatujących wita gigantyczne lotnisko. Kolej do centrum Kuala Lumpur przejeżdża przez Putrajayę, zaprojektowaną od zera stolicę administracyjną pełną nowoczesnych budynków. Kraj jest czysty, uporządkowany, bardziej przypomina momentami Stany czy Europę niż sąsiednie Tajlandię czy Indonezję (do Singapuru nie ma co porównywać, bo to miasto z innej planety).

W samej Kuala Lumpur nad miastem piętrzą się liczne wieżowce sfinansowane głównie z petrodolarów, na czele z Petronas Tower, które do 2004 r. były najwyższym budynkiem świata. Centrum miasta przecina automatyczne metro i monorail. Koło siebie stoją meczety, świątynie hinduistyczne, buddyjskie, kościoły, tak samo mieszają się stoiska ze street foodem – od arabskiego przez hinduski po chiński, indonezyjski czy malajski.

Ale ten multikulturalizm to tylko pozory. W Kuala Lumpur, na Penangu czy w dużych miastach mieszają się wpływy kultur, ale w polityce wpływ ma już tylko jedna – malajska, muzułmańska. Poza dużymi miastami radykalnie konserwatywna, oparta na instytucjonalnym rasizmie i pozbawionych jakichkolwiek realnych podstaw obawach o nadchodzącą chińską dominację.

Malajowie, niemal bez wyjątku muzułmanie, stanowią ok. dwóch trzecich populacji Malezji. Chińczycy, największa z mniejszości, to niecała jedna czwarta. Duży udział mają jeszcze Hindusi, których jest ok. 8 proc. Państwo jest więc w rzeczywistości multinarodowe, nawet nie wnikając w to, że między Malajami z półwyspu a tymi z wyspy Borneo też są duże różnice.

Czytaj także: Kim jest najstarszy premier świata, który ma rządzić Malezją

Instytucjonalny rasizm stworzyli Brytyjczycy, którzy w swoich azjatyckich koloniach zawsze obawiali się wpływów chińskich. W tych częściach Malezji, które kontrolowali, współpracowali wyłącznie z Malajami. Luźno powiązane z Brytyjczykami sułtanaty były i tak islamskie, bo Chińczycy osadzali się przede wszystkim w dużych, skolonizowanych miastach (bo tam były ośrodki handlu, z którego żyli). Już wtedy zaczął się więc tworzyć realny, ale wyolbrzymiony przez propagandę podział między zamożnymi, przedsiębiorczymi Chińczykami a rolniczymi Malajami.

Gdy po drugiej wojnie światowej Malezja stopniowo dochodziła do niepodległości, ruch narodowy był bardziej antychiński niż antybrytyjski. Z Londynem rodzące się państwo rozstało się ostatecznie w zgodzie. Niemal wszyscy liderzy ruchu niepodległościowego byli Malajami, oni powołali Zjednoczoną Narodową Organizację Malajów (UMNO), która od niepodległości w 1957 r. do 2018 r. nieprzerwanie rządziła krajem.

Muzułmańskim mężczyznom wolno w Malezji wiele

Historyczna niechęć do etnicznych Chińczyków pogłębiła się przez komunistycznych partyzantów, którzy od lat 40. do wczesnych 60. prowadzili w Malezji wojnę domową. Jej skala była minimalna, rewolucjoniści – zresztą przysłani z Chin, a nie wywodzący się z mieszkających w Malezji Chińczyków i niemających wśród nich poparcia – nawet na chwilę nie zagrozili stabilności państwa, ale byli doskonałym pretekstem, by jeszcze bardziej ograniczyć prawa niemuzułmanów czy raczej dać więcej przywilejów większości.

W efekcie w niepodległej Malezji powstał podwójny system – prawo cywilne, dość spójne z europejskimi normami pozostawionymi przez Brytyjczyków, dla jednej trzeciej niemuzułmanów, oraz prawo szariatu dla muzułmanów. Prawo cywilne niby stosować muszą wszyscy, ale w wielu kwestiach – jak choćby w kwestii zakazanej cywilnie poligamii czy małżeństw z dziećmi – imam może uchylić państwowe przepisy.

Dlatego muzułmańskim mężczyznom wolno w Malezji wiele. Mogą brać sobie do czterech żon, o ile zgodzi się na to imam i nowo poślubiana żona (mimo że Koran zezwala na poligamię jedynie wtedy, gdy zgodzi się na nią pierwsza żona). Mogą brać ślub z dziewczynkami w dowolnym wieku, choć prawo cywilne zakazuje ślubów poniżej 18. roku życia.

Różnice dotyczą też innych sfer życia. Malajom łatwiej o pracę czy miejsce na uniwersytecie, bo w kraju obowiązuje odwrotna „akcja afirmacyjna” – prawo gwarantuje nadreprezentację miejsc dla etnicznej większości. Wobec mniejszości panuje niepisana zasada zabraniająca im zbytniego wtrącania się do polityki – Chińczykom nikt nie będzie szczególnie przeszkadzał w prowadzeniu biznesu, ale jeśli zabiorą głos przeciwko rządowi, to od razu znajdzie się jakiś podatkowy albo biurokratyczny hak. To właśnie dlatego rozpadła się federacja Malezji i Singapuru, które krótko były jednym krajem – Malajowie obawiali się, że w Singapurze historycznie do zbyt dużej władzy doszły osoby pochodzenia chińskiego.

Malajowie żyją więc w poczuciu, że wolno im wszystko, dopóki są dobrymi muzułmanami. Wbudowany w prawo system opresji wobec mniejszości i kobiet wzmacnia jeszcze sytuacja gospodarcza – do zamożnej i ropośnej Malezji emigruje wielu biednych muzułmanów z południa Tajlandii i Indonezji, najczęściej konserwatywnych. To właśnie jednym z nich była Ayu – dla biednych rodziców 11-latki z Tajlandii i nawet jej samej ślub z zamożnym biznesmenem z kolekcją sportowych aut mógł się wydawać spełnieniem marzeń.

Według aktywistów cytowanych przez „New York Timesa” w 2010 r. w Malezji za mąż wydano 15 tys. dziewczynek mających mniej niż 15 lat. Sądy islamskie prawie nigdy nie odmawiają zgody – z 2100 aplikacji zbadanych przez UNICEF w latach 2012–16 imamowie nie zgodzili się jedynie na 10.

Dziewięciolatki za mąż?

Konserwatywna prowincja to polityczna ostoja systemu politycznego Malezji. Formalnie królem kraju jest sułtan jednego z dziewięciu (głównie tych najbardziej konserwatywnych) stanów, które same są monarchiami. Na pięcioletnią kadencję wybierają go sułtani spośród samych siebie. Władca niby niewiele może, ale nikt w Malezji nawet nie zaproponuje zmiany tego archaicznego systemu. UMNO niby straciło w 2018 r. władzę, ale nowy rząd – choć zapowiada walkę z korupcją i ograniczeniem praw człowieka wprowadzanym przez poprzedników – tak naprawdę wywodzi się z UMNO i absolutnie nie zamierza tykać szariatowo-apartheidowych struktur państwa.

Jeden z polityków UMNO przekonywał w parlamencie, że nie ma przeszkód, by za mąż wychodziły nawet dziewięciolatki.

Po nagłośnieniu sprawy Ayu w mediach społecznościowych po raz pierwszy od dawna w Malezji wybuchła dyskusja na temat moralności utrzymywania cywilnego prawa dla mniejszości i skrajnie antykobiecego prawa dla muzułmańskiej większości. Politycy w Malezji zaczynają zdawać sobie sprawę, że nie tak powinno działać nowoczesne, aspirujące do roli demokratycznego lidera regionu państwa. Ale ciężko będzie osłabić przywileje malajskich mężczyzn, nie narażając się na politycznie samobójcze zarzuty o prochińskość.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama