„The Guardian”: Polska wykopała prawicowych populistów, to nadzieja dla Brytanii!
Pośród ponurych wiadomości napływających ze świata te z Polski akurat napawają optymizmem. Okazuje się, że jest możliwe powstrzymanie fali autorytarnego populizmu. Skrajni prawicowcy, narzucający totalny zakaz aborcji, kneblujący wolne media, atakujący niezależność sądów i wprowadzający „strefy wolne od LGBT”, mogą zostać pokonani. Możliwa jest niesamowita mobilizacja liberalnych wyborców, w tym młodych ludzi, na co dzień niezainteresowanych polityką.
Wyborcy w Wielkiej Brytanii, gdzie od dawna wybory wygrywa partia prawicy, system wyborczy wypaczony jest tak, że preferuje konserwatystów, a media w większości opanowane są przez zwolenników starego porządku, powinni popatrzeć na polski przykład. Udało się pokonać i odsunąć od władzy PiS, a nowy rząd w Warszawie utworzy koalicja Platformy Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Lewicy. To bardzo ważna lekcja dla brytyjskiej Partii Pracy.
OK, torysi to nie PiS i laburzyści nie mogą twierdzić, że rządy Rishiego Sunaka to egzystencjalne zagrożenie dla brytyjskiej demokracji. Ale Polska cierpi z powodu wielu takich samych głębokich rozłamów kulturowych, społecznych i klasowych jak Wielka Brytania. Mieszkańcy miast mają zupełnie inne poglądy niż wyborcy z miasteczek i wsi; podobne głębokie sprzeczności interesów zachodzą między klasą robotniczą a średnią, starymi i młodymi, absolwentami uczelni a mniej wykształconymi, między tymi, którzy silnie identyfikują się z lokalnością i narodem, a tymi, którzy wybierają kosmopolityzm i europejską tożsamość. Te polskie różnice są podobne do tych, które brutalnie podzieliły Brytyjczyków w wyniku naszego wielkiego rozłamu po brexicie.
Na Wyspach PiS by wygrał
Prof. politologii Robert Ford oraz jego polska żona prof. Maria Sobolewska z uwagą przyglądają się polskim wyborom. Najnowszy raport Forda pokazuje, że edukacja staje się kluczowym wyznacznikiem głosowania w Wielkiej Brytanii, podobnie jak w Polsce i innych krajach.
Zacznijmy jednak od porównania systemu wyborczego. Jak zauważa Ford, w brytyjskim systemie okręgów jednomandatowych PiS ze swoimi ok. 36 proc. zapewne utrzymałby władzę. Tymczasem obowiązujący w Polsce system proporcjonalny pozwolił trzem partiom opozycyjnym zdobyć mandaty zgodnie z siłą ich głosów. PO Tuska uzyskała ok. 31 proc., centroprawicowa Trzecia Droga 14,4 proc., przyciągając część byłych wyborców PiS, którzy nie zagłosowaliby na Tuska; Lewica z 8,6 proc. przyciągnęła lewicowych i młodszych wyborców. Tymczasem w systemie jednomandatowym mniejsze partie by przepadły, a PiS wygrałby, podobnie jak David Cameron w 2015 r., kiedy torysi otrzymali 37 proc. głosów.
Można spekulować, że lista zjednoczonej opozycji osiągnęłaby jeszcze lepszy rezultat. Otóż niekoniecznie. Stworzone w Turcji czy na Węgrzech opozycyjne, prodemokratyczne bloki wyborcze przegrały ze stronnictwami Orbána i Erdoğana. Wielu wyborców niechętnych władzy nie chciało głosować na blok, w którym uczestniczyły nielubiane przez nich stronnictwa, reprezentujące odległe poglądy polityczne. W Wielkiej Brytanii powinniśmy jeszcze raz rozważyć zalety systemu proporcjonalnego. W parlamencie pojawiliby się wariaci od Nigela Farage’a i jego UKiP, podobnie jak w całej kontynentalnej Europie w parlamentach pojawiają się nawiedzeni reprezentanci skrajnej prawicy, ale ogólny wynik dla demokracji zapewne byłby lepszy.
Dobre wieści dla lewicy
Jak pisze Ford w swoim opracowaniu, kolejna cenna lekcja płynąca z Polski mówi nam, że patriotyzm niekoniecznie musi być nudny, narodowe flagi zużyte, a lider powinien być charyzmatycznym młodzieńcem. Tusk to facet w średnim wieku, już po sześćdziesiątce, na wiecach występował wśród biało-czerwonych, narodowych flag, a jednak przyciągnął tłumy młodzieży. Inna ważna lekcja: jeśli chcesz uratować swój kraj przed skrajną prawicą, nie pozwól jej zawłaszczyć patriotycznej narracji. Lewica nie musi się wstydzić narodowych symboli – i to też ważna lekcja dla Partii Pracy.
Kolejna ważna rzecz to edukacja. Z badań wynika – mówi Ford – i łączy to Polskę i Wielką Brytanię, że im bardziej jesteś wykształcony, tym bardziej lewicowe masz poglądy. Co więcej, w obu krajach odsetek dobrze wykształconych osób wciąż rośnie. To znakomita wiadomość dla lewicy w Polsce i Partii Pracy na Wyspach, bo wykształconych będzie dalej przybywać, a zatem rosnąć będzie grupa naturalnych wyborców lewicy.
Następne podobieństwo między naszymi krajami polega na tym, że zarówno w Polsce, jak i Zjednoczonym Królestwie najsłabiej wykształceni, a co za tym idzie, najbardziej prawicowi są najstarsi wyborcy. To oni są za radykalnym zaostrzaniem prawa karnego i imigracyjnego, najbardziej też przywiązani są do wartości nacjonalistycznych i narodowych symboli. PO dobrze odrobiła lekcję wynikającą z porażki Hillary Clinton w starciu z Donaldem Trumpem w wyborach prezydenckich. Trump w kampanii skutecznie przedstawiał swoją rywalkę jako przedstawicielkę „wykształciuchów” za nic mających prawdziwie amerykańskie wartości – i głównie na tym wygrał. Tusk nie obawiał się odwołań do symboli narodowych.
Edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja
System jednomandatowych okręgów wyborczych nie sprzyja lewicy w UK także dlatego, że ludzie wykształceni są skupieni głównie w ośrodkach akademickich, podczas gdy ci gorzej wykształceni rozrzuceni są po całym kraju. Dlatego Partia Pracy, która już dawno oderwała się od elektoratu robotniczego, regularnie przegrywa wybory parlamentarne. Co więcej, nawet w okręgach, w których potencjalnie ma szansę na sukces, często przez nieatrakcyjną ofertę przegrywa z Zielonymi lub progresywnie nastawionymi kandydatami Liberalnych Demokratów.
Nadzieja dla brytyjskiej lewicy to edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja. System państwowego szkolnictwa jest w opłakanym stanie, a torysi nie chcą weń inwestować. To luka, w którą można i warto wejść.
Jednocześnie widać, że prawica boi się zmian i tego, co mogą przynieść. Jak zadeklarował ostatnio premier: każda próba zmiany systemu głosowania lub obniżenia wieku wyborczego musi zostać zatwierdzona przez Brytyjczyków w ogólnonarodowym referendum.
Torysi zawsze bezwstydnie naginali prawo i manipulowali opinią publiczną, Partia Pracy nie ma więc czego się wstydzić. Mówmy głośno o konieczności obniżenia wieku wyborczego, zwłaszcza że Szkocja i Walia już to zrobiły, nie oglądając się na referenda. Przyciągajmy młodych ludzi do urn, a oni zmienią naszą rzeczywistość, tak jak zrobili to, stojąc w długich kolejkach do lokali wyborczych w Polsce.
Tłum. Paweł Moskalewicz
© Guardian News&Media