Świat

Definicja rodziny w Irlandii bez zmian. Rząd przegrywa referendum

Protestujący przeciwko irlandzkiemu referendum ws. definicji rodziny, marzec 2024 r. Protestujący przeciwko irlandzkiemu referendum ws. definicji rodziny, marzec 2024 r. Clodagh Kilcoyne / Forum
Piątkowe podwójne głosowanie dotyczyło zmiany dwóch artykułów irlandzkiej ustawy zasadniczej – na temat prawnej opieki nad rodziną i symbolicznego docenienia przez państwo obowiązków domowych. Wyborcy zdecydowanie odrzucili nową treść przepisów.

„Jeśli w sobotę okaże się, że referendum zostało odrzucone, setki tysięcy dzieci w Irlandii obudzi się ze świadomością, że dla irlandzkiego społeczeństwa ich rodziny nie są pełnoprawnymi rodzinami” – mówił przed piątkowym plebiscytem Taoiseach (szef rządu w Dublinie) Leo Varadkar. Sam będący otwartym homoseksualistą od lat angażuje się w walkę o prawa mniejszości seksualnych. Przez cały tydzień poprzedzający referendum apelował też o udział i wysoką frekwencję, podkreślając, że „liczy się zdanie tych, którzy pojawiają się w lokalach wyborczych”. Oficjalnie irlandzkie prawo nie ustanawia minimalnej frekwencji dla uznania ważności plebiscytów, aczkolwiek niewiele oddanych głosów znacząco osłabiłoby legitymizację społeczną proponowanych zmian.

Czytaj także: Bo dziecko było nieślubne. Szokujący raport z Irlandii

Nie tylko małżeństwo

W piątek na Irlandczyków w lokalach wyborczych czekały dwie karty do głosowania. Pierwsze dotyczyło art. 41 ust. 1 tamtejszej konstytucji, który definiuje rodzinę jako „opartą na małżeństwie”. Rządowa propozycja zakładała poszerzenie tej definicji, tak aby uznawać również „inne trwałe związki” za podstawę życia rodzinnego. Byłby to kolejny krok w kierunku całkowitej równości małżeńskiej i rodzinnej w Irlandii, po tym jak kraj ten zalegalizował małżeństwa jednopłciowe w listopadzie 2015 r. Zmiana treści zapisów ustawy zasadniczej nie niosłaby za sobą dużych praktycznych konsekwencji, przynajmniej w krótszej perspektywie. Miałaby jednak ogromne znaczenie symboliczne. Jak tłumaczył cytowany przez „Irish Times” dr Eoin Daly, prawnik konstytucjonalista z Uniwersytetu w Galway, większość obywateli – a więc i rodzin – czerpie swoje prawa właśnie z konstytucji. A słownictwo zastosowane w irlandzkiej ustawie zasadniczej było bardzo archaiczne, co podkreślał zresztą sam premier Varadkar. Przy takiej rozbieżności pomiędzy terminologią zapisaną w konstytucji a innymi prawami, sankcjonowanymi przez niedawno wprowadzone ustawy, teoretycznie mogły zachodzić poważne spory prawne, mogące ograniczać prawa niektórych obywateli.

Rola kobiety w gospodarstwie domowym

Podobnie miała się sprawa z drugim głosowaniem, dotyczącym art. 41 ust. 2 – o roli kobiety w gospodarstwie domowym. Rządowa propozycja zakładała, że bieżąca treść tego artykułu, uznająca „pracę kobiet w domu” za „dobro wspólne”, zostanie zastąpiona obowiązkiem zapewnienia przez irlandzkie państwo takiej opieki, by żadne z partnerów „nie było zmuszone szukać pracy zarobkowej poza domem z przyczyn ekonomicznych”. Niewiele zmieniałoby to w praktyce, bo sposób, w jaki aparat państwowy miałby realizować te założenia, nie byłby w konstytucji precyzowany. Z symbolicznego punktu widzenia to jednak ogromna zmiana, bo w jasny sposób wskazuje, że Irlandia daje swoim obywatelom wybór. Jeśli nie chcą oni poświęcać się karierze zawodowej za cenę nieobecności w domu – państwo wesprze ich finansowo, by nie musieli tego robić.

Czytaj także: Nowe liderki Irlandii Północnej walczą z duchami przeszłości

„Yes-Yes” upada

Ostatecznie jednak popierana przez rząd i większość irlandzkiej opozycji opcja „Yes-Yes” upadła, głosowanie zakończyło się podwójną porażką. Za poszerzeniem konstytucyjnej definicji rodziny głosowało zaledwie 32,3 proc. wyborców, poszerzenie obowiązków państwa wobec matek poparło podobny odsetek wyborców (dane nie zostały jeszcze zliczone). Frekwencja wyniosła 44,4 proc., co do końca głosowania było największą niewiadomą. W ciągu dnia irlandzkie media informowały o pustkach w lokalach wyborczych, do godz. 17:00 w wielu miejscach odsetek oddanych głosów nie przekraczał 15–20 proc., zdarzały się całe obszary z jednocyfrową frekwencją. Ostateczne wyniki uznawane są za sporą sensację, bo w sondażu pracowni RED C z 26 lutego aż 67 proc. respondentów stwierdzało, że referendum ma dla nich duże znaczenie, przy zaledwie 11 proc. uznających je za nieistotne. Co więcej, poparcie dla zmian w konstytucji deklarowało z kolei odpowiednio 55 i 59 proc.

Porażkę propozycji Varadkara tłumaczy się głównie brakiem skutecznej komunikacji na temat powodów i konsekwencji referendum. Problemem był też fakt, że choć na pozór oczywista i progresywna, w praktyce nie zadowalała nikogo. Intensywna krytyka, zwłaszcza na finiszu kampanii poprzedzającej zorganizowany w Dzień Kobiet plebiscyt, płynęła zarówno z lewej, jak i prawej strony sceny politycznej. Lewicowi aktywiści uważali, że proponowana nowa legislacja nie szła wystarczająco daleko, jeśli chodzi o aktualizację słownictwa, a zmiany byłyby zaledwie kosmetyczne. Progresywne ruchy krytykowały Varadkara za zachowawczość, podkreślając, że „trwałe związki” nie implikują tak naprawdę uznania przez państwo wszystkich form relacji, w jakich żyją Irlandczycy. Niektórzy w ogóle domagają się wykreślenia art. 41 z konstytucji, argumentując, że państwo nie powinno definiować rodziny ani regulować jej formy i funkcjonowania w jakikolwiek sposób. Z kolei na prawicy pojawiały się głosy, że zmiana definicji rodziny w prosty sposób otworzy drogę do roztoczenia opieki państwowej chociażby nad związkami poliamorycznymi, co dla wielu byłoby nieakceptowalne, a nawet moralnie złe. W dodatku, w dużej mierze za pomocą dezinformacji, prawica opierała swoją kampanię na tezie, że nowe przepisy w praktyce „zmuszą kobiety do szukania pracy”. To dość pokrętna logika, oparta na założeniu, że państwo nie będzie w stanie zadbać o tych, którzy zdecydują się zostać w domach, a jeśli zrobi to mężczyzna, kobieta nie będzie miała wyboru.

Na kampanię przeciwko rządowej propozycji złożono sporo skarg do Irlandzkiej Komisji Wyborczej, która nakazała niektórym komitetom zdjęcie kłamliwych plakatów wyborczych. Wreszcie w dyskusji pojawił się też argument finansowy, bo nawet Rossa Fanning, irlandzki prokurator generalny, wskazał na ryzykowny dobór słów w pytaniu plebiscytowym. Jego zdaniem zapis o „dążeniu” państwa do zapewnienia wsparcia opiekunom domowym może mieć bardzo poważne konsekwencje dla budżetu państwa, głównie związane z koniecznością zwiększenia wydatków publicznych.

Cenne lekcje z Irlandii

Nawet pomimo archaicznego brzmienia konstytucji Irlandczycy wciąż pozostają nie tylko narodem bardzo szybko się sekularyzującym, ale także gotowym choćby do prób skodyfikowania własnej ewolucji normatywnej. W tamtejszej legislacji nie ma już śladu po „najlepszych katolikach na świecie”, jak swoich rodaków nazwał Derek Scally, irlandzki dziennikarz, autor wydanej niedawno w Polsce książki pod tym samym tytułem. Scally, na co dzień pracujący jako korespondent „Irish Times” w Berlinie (opisujący również polską politykę), rozkłada w swojej publikacji na czynniki pierwsze irlandzkie zmiany społeczne, pokazując, jak ważna była w nich oddolna presja wywierana przez społeczeństwo na całą klasę polityczną i na kościelnych hierarchów najwyższego szczebla. Chociażby dlatego z Irlandii płyną cenne lekcje także dla Polski – kraju z podobnymi problemami, ale znacznie mniejszą zdolnością ich naprawiania we własnym zakresie. Przynajmniej na razie.

Czytaj także: Irlandzkie kłamstwo. Kaczyński źle broni Kościoła

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną