Recenzja filmu: „Vortex”, reż. Gaspar Noé
Kamera cierpliwie towarzyszy bohaterom w upokarzających czynnościach, dając złudzenie bezpośredniego uczestnictwa w niemym cierpieniu.
Kamera cierpliwie towarzyszy bohaterom w upokarzających czynnościach, dając złudzenie bezpośredniego uczestnictwa w niemym cierpieniu.
„Broad Peak” to bezprecedensowa jak na polskie warunki superprodukcja ukazująca kulisy i konsekwencje trwającej aż siedem miesięcy słynnej wyprawy zimowej na K2.
Obrona Grodna we wrześniu 1939 r., choć trwała krótko, bo zaledwie kilka dni, intensywnością zbrodni wojennych przypominała późniejszą pacyfikację Warszawy.
Problem zaginionych dzieci, które z niejasnych powodów uciekły z domu lub zostały porwane przez nieznanego sprawcę i nigdy nie udało się ich odnaleźć, to dla rodziców niewyobrażalna trauma.
Wypuszczony z butelki dżinn obiecuje spełnić trzy życzenia, ale pragnienie bogactwa, sławy, podziwu zawsze ma tragiczne skutki.
Wesołość budowana jest tu na poczuciu zażenowania zmieszanego z elementami rom-comu.
Debiut fabularny dyplomowanej antropolożki i absolwentki reżyserii Agnieszki Woszczyńskiej to formalny popis minimalizmu narracyjnego i analitycznej obserwacji letniej sielanki podszytej kłamstwem, wypaleniem seksualnym, rasizmem.
Film trafia na ekrany z sześcioletnim poślizgiem, dowodząc, że kłopoty produkcyjne można jednak skutecznie pokonać, a poświęcenie ekipy nie idzie na marne.
Największym atutem filmu są unikalne, niezwykłej urody obrazy podstępnej, groźnej natury, kręcone z narażeniem życia na archaicznym z dzisiejszego punktu widzenia sprzęcie.
Od premiery pierwszego „Predatora” minęło niedawno 35 lat. W tym czasie kosmiczny drapieżca pojawił się w licznych komiksach, powieściach i grach wideo oraz kilku niespecjalnie udanych filmowych sequelach.
Olbrzymie luki w psychologicznym rysunku postaci. W tej sferze filmowcy ponoszą klęskę największą.
Peele pokazuje, jak zbiorowe i prywatne doświadczenia horroru skutkują realizacją cyklicznych groteskowych widowisk.
Film ogląda się z zapartym tchem niczym najlepszy dreszczowiec.
„Niewiniątka” są drugą w pełni autorską pracą reżyserską Norwega Eskila Vogta, specjalizującego się w zgłębianiu mrocznych tajemnic, odkrywającego dynamikę emocjonalną także dojrzałych ludzi.
Desperacja twórców, by uczynić z tego filmu jeszcze bardziej ognistą serię eksplozji niż wszystkie „Bondy” razem wzięte, całkowicie przesłoniła to, co uczłowiecza bohaterów.
Dokument Netflixa, opierający się na 650 rozmowach dziennikarza z jej bliskimi i znajomymi, skupia się na ostatnim okresie jej życia.
Christian Clavier zawsze nieźle wypada w rolach bigotów, którzy nie chcą i nie potrafią nadążyć za zmieniającą się rzeczywistością i to dzięki niemu pan Verneuil jest najbardziej żywotną postacią filmu.
Oszałamiająca kolorami i wizualnymi fajerwerkami rozrywka, nakręcona z niemal operowym rozmachem.
Emma Thompson wznosi się na wyżyny, do miejsca, w którym bezbronność granej przez nią postaci i jej pewność siebie jako aktorki łączą się w coś niezwykłego.
Ten film można potraktować jako metaforę krwawej historii Meksyku i krzywd wyrządzonych przez białych Europejczyków.