Recenzja książki: Joanna Mueller, „Intima Thule”
Jest to poezja traktująca macierzyństwo i cielesność zupełnie niesentymentalnie.
Jest to poezja traktująca macierzyństwo i cielesność zupełnie niesentymentalnie.
Opowieść, bliska poetyce absurdalnych komiksów Macieja Sieńczyka, okazuje się bardzo pojemna i mocna.
Pitzer nie może się zdecydować, czy pisze biografię, biografię porównawczą, monografię czy studium sytuujące dzieło Nabokova na tle epoki.
Świetnie napisana, doskonale oddająca ducha miejskich molochów, jest także ciekawym przyczynkiem do psychologii terroryzmu i opisem rodzenia się pewnego rodzaju fundamentalizmu.
Upoetyzowana autobiografia mentalna, feeria zmysłów i osobliwe ćwiczenia z pamięci.
Powieść błyszczy wspaniałymi metaforami i subtelnym dowcipem.
Czytana bez kontekstu serialowego jest zgrabnie napisaną historią zemsty.
Autor daje nam dość dokładny opis trwającej 31 dni podróży, w którym nie zabraknie zachwytów nad pięknem przyrody, najważniejsi są jednak towarzysze tej wyprawy.
Chwilami błyskotliwa i dowcipna, przejmująca, a chwilami ociera się o tony misyjne albo ckliwe. Ale to książka ważna, bo problem „picia na obcasach” jest coraz poważniejszy.
Była nazywana angielskim sekretem, bo niewiele o niej było wiadomo.
Z początkiem czerwca 1943 r. wieś Sochy na Zamojszczyźnie przestała istnieć. Niemcy spacyfikowali – jak to się eufemistycznie określa – całą okolicę.
Javier Cercas dał się u nas już poznać – dzięki świetnym „Żołnierzom spod Salaminy” i dobrej „Prędkości światła” – jako jeden z najlepszych hiszpańskich powieściopisarzy średniego pokolenia.
Zbiór esejów noblisty nie będzie zapewne odkryciem dla tych, którzy są na bieżąco z problemami współczesnej humanistyki, ale też nie o to chodzi.
Dzięki tej książce wraca do nas Demarczyk z najlepszych czasów, kiedy potrafiłaby zaśpiewać nawet Faulknera, gdyby tylko Konieczny napisał do niego muzykę.
Zgodnie z konwencją kolorowej prasy, wszystkie jej zmysłowe odczucia są niesłychane, a przeżycia nadzwyczajne.
Z tą książką jest jak z opisywanym w niej objawieniem. Przykuwa, ale denerwuje.
Biografię Szelburg-Zarembiny czyta się w pewnej konsternacji.
Zawarta w książce intryga kryminalna jest zdecydowanie najlepszą z tych, które do tej pory wymyślił Wroński.
Autor wybija nam z głowy złudzenia o neutralnych czy niewinnych narracjach historycznych.