Recenzja płyty: Blur, „The Magic Whip”
Blur, choćby i nie odkrywali na nowo prochu, w swojej eleganckiej mieszance tropów z lat 60. i muzyki nowofalowej czy wręcz punka brzmią znów pewnie i przekonująco.
Blur, choćby i nie odkrywali na nowo prochu, w swojej eleganckiej mieszance tropów z lat 60. i muzyki nowofalowej czy wręcz punka brzmią znów pewnie i przekonująco.
Autor jest mistrzem syntezy dźwięku i perfekcjonistą w tej dziedzinie.
Nie ma powodu, by definiować to wszystko nazwami nurtów i stylów, bo rzecz jest całkowicie samoswoja, autorska.
Teksty bardzo emocjonalne, mówiące o żegnaniu się ze światem, o strachu i pogodzeniu. Równie emocjonalne jest ich opracowanie muzyczne.
Jedna epoka przegląda się w drugiej.
Oldskulowe riffy gitary i matowy, zmęczony głos Tomka.
Wokalistka wydaje się bardziej wyciszona, pogodniejsza, ale też niezmiennie fascynuje swoją sztuką.
Ukłon w stronę klasycznego rock and rolla.
Czasy były ciężkie, co odbija się w tej muzyce, ale jest w niej też ujmująca naiwna pobożność.
W tym powrocie po latach, jakkolwiek dostojnym, przypadku już brak.
Autor pod każdym względem stworzył własny, błyskawicznie rozpoznawalny styl.
Młoda warszawska wytwórnia Penguin w krótkim odstępie zaproponowała dwie krzepiące, szczególnie pod względem warsztatowym, nowości.
Southern rock z elementami country, R&B i klasycznego, prostego rock and rolla.
Nastrój zadumy, refleksji i melancholii tylko wzmacnia tęsknotę za Knopflerem rockowym, niepozbawionym typowej dla niego melodyjności, ale z „wykopem”.
Zaskakująco długo czekaliśmy na polską wersję sukcesu Lany Del Rey.
W ostatniej dekadzie PRL Tie Break samodzielnie wykreował nurt jazzowy w ramach szeroko pojętej muzycznej alternatywy.
Muzycznie to album nieco bardziej powściągliwy, stonowany i akustyczny, bliższy wczesnym nagraniom artysty.
Marcin Świątkiewicz to nie tylko jeden z najwybitniejszych klawesynistów młodego pokolenia, ale też prawdziwa osobowość.
Grupa nie odkrywa co prawda żadnych nowych lądów, ale też nie przynosi wstydu wielkim poprzednikom.
Garażowy „brudny” blues w najlepszym wydaniu, przywodzący na myśl klimat muzyki takich mistrzów, jak Junior Kimbrough czy R.L. Burnside.