Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Historia, jakiej nie znacie: Bezczelne bombardowanie Konstantynopola

Bitwa morska z Turkami, hiszpański obraz z XVII w. Bitwa morska z Turkami, hiszpański obraz z XVII w. Wikipedia
Historia wojny o Morze Śródziemne obfituje w niezwykłe wydarzenia. Ale zbombardować bezkarnie stolicę sułtana, nie tracąc ani jednego okrętu, potrafił tylko Octavio de Aragón, najbezczelniejszy z Hiszpanów.

Kończył się 1616 r. Uważny obserwator zapewne dostrzegłby, że jakiś czas temu zaczęła się nowa epoka – podział między protestantami a katolikami utrwalił się, kościoły zaczęto wznosić w nowym stylu nazwanym barokiem, no i centrum świata z Morza Śródziemnego przesunęło się gdzieś na chłodne i mniej przyjazne wody Atlantyku.

Imperium Osmanów, wiszące od kilku stuleci nad Europą niczym miecz Damoklesa, powoli wchodziło w czas schyłku swojej potęgi – co prawda sułtanom jeszcze przez ponad sto lat trzeba będzie wybijać z głowy myśl, że są panami całego świata, a taki władca jak Sulejman nigdy już nie zasiądzie na tronie w Stambule. Ale, jak napisano wyżej, nikt jeszcze tego nie wie, zatem wojna na Morzu Śródziemnym trwa, europejskie wybrzeża co roku najeżdżają berberyjscy piraci, a regularna flota wychodzi z portów w poszukiwaniu bitwy. Hiszpanie, rzecz jasna, odpowiadają w ten sam sposób.

Lepiej nie podskakiwać

Takie czasy tworzą niezwykłych ludzi. Pierwszy bohater tej opowieści to Pedro Téllez-Girón, którego dla uproszczenia nazywać będziemy księciem Osuną. Ten wielki hiszpański pan, polityk i generał pełnił kolejno zaszczytne funkcje wicekróla Sycylii i Neapolu. Karierę rozpoczął, walcząc we Flandrii, gdzie szybko awansował. Brał udział w kilku wielkich bitwach, dwa razy został ciężko ranny, uczestniczył w misjach dyplomatycznych, do Hiszpanii powrócił jako bohater.

W 1610 r. został mianowany wicekrólem Sycylii (czyli kimś w rodzaju gubernatora z władzą wojskową). Na miejscu zastał nieprawdopodobny wręcz bałagan – skarb publiczny ogłosił upadłość, monety powszechnie fałszowano, inflacja osiągnęła niebotyczne rozmiary. Na drogach, a nawet w miastach plenił się pospolity bandytyzm, w sądach i urzędach korupcja, więzienia pękały w szwach, za to w eskadrze marynarki, składającej się z jedynie dziewięciu galer, brakowało wioślarzy.

Osuna po kolei zaczął rozwiązywać te problemy; wbrew własnemu pochodzeniu w sporach między miejscową szlachtą a ludem stawał zwykle po stronie tego ostatniego. Z brakami w marynarce poradził sobie w niezwykle pomysłowy sposób. Otóż ulice sycylijskich miast opanowali żebracy, często symulujący rozmaite przypadłości. Książę Osuna wpadł na pomysł, by w publicznych miejscach organizować... zawody w skoku wzwyż. Kto przeskoczył nad tyczką, dostawał dublona, kto zwyciężał w zawodach, dostawał złotą tarczę. Haczyk polegał na tym, że każdy żebrak biorący udział w zawodach obok nagrody dostawał wyrok za oszustwo, skazujący delikwenta na dziesięć lat służby na galerach.

Czytaj też: Zapomniana bitwa o Castelnuovo

Marynarka wojenna, niezbędna do obrony Sycylii przed napadami muzułmańskich eskadr, stała się oczkiem w głowie księcia Osuny. Wicekról, jako wódz doświadczony, zorganizował ją, wprowadzając pewne nowoczesne rozwiązanie. Otóż nie rezygnując całkowicie z galer, tak doskonale sprawdzających się na Morzu Śródziemnym, wprowadził do swojej eskadry również galeony. Te pływające baterie nie nadawały się co prawda do działań przy brzegach, ale na pełnym morzu miały nad galerami miażdżącą przewagę, wynikającą z wysokości burt (więc w ich przypadku wrogi abordaż najczęściej kończył się zmasakrowaniem przeciwnika) i ogromnej siły salwy artyleryjskiej. Flotę książę Osuna sfinansował z własnych środków, a żeby zanadto ich nie nadwerężać, zorganizował też eskadrę korsarską, zezwalając kapitanom na ciągłe atakowanie wrogiej żeglugi. Jak się wkrótce okazało, oba komponenty zadziałały znakomicie – w kilku dużych bitwach flota sycylijska dowiodła, że radzi sobie doskonale z tureckimi i berberyjskimi eskadrami.

Morze we krwi

Była to również zasługa dowódców, a przyznać trzeba, że Osuna umiał ich dobierać. I tu pojawia się drugi bohater naszej opowieści: Octavio de Aragón, szlachcic sycylijski, z rodziny wywodzącej się od nieślubnego potomka króla Piotra III Wielkiego, XIII-wiecznego zdobywcy Sycylii. Octavio jako kolejny syn nie mógł odziedziczyć po ojcu włości i tytułów, wybrał zatem typową ścieżkę kariery wojskowej. Również walczył we Flandrii, gdzie odniósł kilka zaszczytnych ran i zdobył niezbędne doświadczenie.

A kiedy „marsze i kontrmarsze” mu się znudziły, wrócił na Sycylię, gdzie oddano mu dowodzenie nad niewielką, bo liczącą zaledwie sześć galer eskadrą. Szybko dał się poznać jako dowódca śmiały i niezwykle kompetentny, musiał mieć, jak to się mówi, morze we krwi, bo choć walczył często i chętnie, w całej karierze dowódczej nie stracił ani jednego okrętu. Wsławił się szczególnie w bitwie przy wyspie Syros (1613), gdzie, choć zamknięty ze swoją eskadrą w zatoce, przebił się przez linie tureckie, zatopił trzy wrogie galery (w tym admiralską, i to zaledwie jednym dobrze wymierzonym strzałem) i w pościgu zdobył siedem dalszych okrętów.

Czytaj też: Śmierć lekarza królowej Elżbiety

Trzy lata później inny z kapitanów Osuny, Francisco de Ribera, dokonał nieprawdopodobnego wyczynu. Wysłany na rajd korsarski w okolice Cypru, zatapiał kolejne tureckie statki i okręty, i tak dopiekł miejscowemu bejowi, że ten zażądał pomocy regularnej floty z Rodos. Ribera, dowiedziawszy się od jeńców, że płynie przeciw niemu eskadra złożona z 55 galer (mająca na pokładach 12 tys. ludzi, Ribera miał 5 galeonów i 1100 ludzi), zamiast uciekać, postanowił przyjąć bitwę. Turecki admirał zapewne miał Hiszpana za szaleńca, ale Ribera, umiejętnie manewrując i wykorzystując przewagę wysokiej burty, pokonał Turków w trwającej trzy dni bitwie. Efekt, szczególnie propagandowy, był piorunujący; Ribera został awansowany do stopnia admirała, co spotkało tureckiego dowódcę, możemy się tylko domyślać. Pewne, że wielu pochwał nie otrzymał.

Bezczelny Hiszpan

Po takich batach spodziewano się powszechnie, że reszta roku będzie już spokojna. Niejako na wszelki wypadek w październiku Osuna nakazał, by Octavio de Aragón wziął eskadrę dziewięciu galer i zasiał nieco niepokoju na tureckich wybrzeżach. Choć sezon żeglugowy już się kończył, dzielny Octavio, być może zazdrosny o sukces Ribery, postanowił wykonać rozkaz w stylu, jakiego nikt się nie spodziewał.

Nie zaczepiając nikogo, eskadra przepłynęła między Kretą a Peloponezem, skręciła na Morze Egejskie, całkowicie opanowane przez turecką flotę, i manewrując między licznymi wyspami, dotarła do Dardaneli. Ponieważ dowódca nakazał „przebranie” swoich okrętów na modłę turecką, hiszpańskie galery bez przeszkód minęły wąską i dobrze chronioną cieśninę, w szybkim marszu pokonały Morze Marmara i... zbombardowały Konstantynopol. Była to naprawdę bezczelność zapierająca dech w piersiach – ogień z dział nie uczynił co prawda w mieście wielkich szkód, ale chodziło o sam fakt – sułtan uważał się przecież za cesarza i pana całego świata, największego i najpotężniejszego z monarchów. Tymczasem jacyś Hiszpanie sforsowali najlepiej strzeżoną (jak się okazało, w teorii) drogę wodną świata i ostrzelali stolicę Imperium. Można sobie wyobrazić furię sułtana. Natychmiast wydano rozkazy, by flota zablokowała Dardanele i zatopiła okręty intruzów. Ale Octavio de Aragón miał plan.

Czytaj też: Komandosi Jego Świątobliwości

Fortuna sprzyja odważnym

Atak na stolicę przeprowadzono wieczorem, tak by ciemność uniemożliwiła bezpośredni pościg. Fortuna i tym razem sprzyjała odważnym, bo noc okazała się mglista. Zanim eskadra wpłynęła w cieśninę, dowódca zdradził swój plan kapitanom – osiem galer miało z wygaszonymi światłami płynąć za okrętem admiralskim, mającym na rufie zapalone latarnie. Idąc z wiatrem i umiejętnie manewrując, tuż za wyjściem z cieśniny eskadra miała porzucić prowadzącego i skręcić na południe.

Musieli dzielni Hiszpanie mieć trochę szczęścia, bo bez przeszkód wypłynęli na otwarte morze, galera admiralska ściągnęła na siebie pościg, po czym już na otwartych wodach zgasiła latarnie i rozpłynęła się w mroku. Turecki dowódca doszedł do wniosku, że Hiszpanie płyną w stronę kreteńskiej Kandii, i tam postanowił na nich zaczekać. Oni jednak, połączywszy się z dowódcą w ustalonym z góry miejscu, popłynęli w kierunku Aleksandrii. Po kilku dniach swobodnego piratowania natknęli się na turecką eskadrę złożoną z dziesięciu galer. Octavio de Aragón oczywiście przyjął bitwę i... zdobył wszystkie wrogie okręty. Wartość pryzu obliczono na 2 mln dukatów, co oznaczało, że każdy pojedynczy żołnierz lub marynarz otrzymał udział w wysokości 1,5 tys. skudów. Wtedy dopiero, syty chwały, łupów i ciągnąc za sobą dziesięć zdobytych galer, Octavio de Aragón nakazał wziąć kurs powrotny na Sycylię.

Kilka lat później kapitan generalny galer Octavio de Aragón poróżnił się z księciem Osuną tak bardzo, że o mało nie doszło między nimi do pojedynku, choć to już inna historia. Twardzi byli ci wielcy panowie, często okrutni, przewrażliwieni na punkcie własnego honoru, ale przyznać im trzeba, że odwagą i znajomością wojskowego rzemiosła nie ustępowali nikomu na świecie.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną