Miłośnicy narodowej dumy przyklaskują ministrowi. Albowiem na tzw. zdrowy rozum jego wypowiedź wydaje się całkiem sensowna. Skoro my mamy skarb, którego oni pożądają, a oni mają skarb, który chętnie gościlibyśmy u siebie, to czemu się nie wymienić? Wyjaśniam.
„Mona Lisa” Luwru prędko nie opuści
Wypożyczanie dzieł sztuki przez jedne muzea drugim jest praktyką częstą i regularnie stosowaną w międzynarodowym obiegu. Zazwyczaj taką prośbę wystosowuje się przy okazji dużych monograficznych, retrospektywnych wystaw, by w jednym miejscu zgromadzić cały (lub znaczący) dorobek konkretnego artysty czy grupy artystycznej. I z takim też przypadkiem mieliśmy tu do czynienia. Luwr pragnął pozyskać „Damę z łasiczką” na wielką retrospektywną wystawę z okazji 500. rocznicy urodzin włoskiego Mistrza.
Okazja więc była znacząca. A warto dodać, że z rzadka (a jeżeli już, to w żmudnych i poufnych negocjacjach) żąda się czegoś w zamian. Tu nie tylko zażądaliśmy, ale otwarcie, z butą i złośliwą satysfakcją, oznajmiając o tym światu na gminnej imprezie w Plichtowie pod Łodzią. Przy okazji ignorując fakt, że „Mona Lisa” od 45 lat nie opuściła Luwru i zapewne nie opuści go już nigdy.
Nic więc dziwnego, że właśnie na formę przekazu zwróciła uwagę była minister kultury i dziedzictwa narodowego Małgorzata Omilanowska, dosadnie odpowiadając na Facebooku na zarzut, że przecież mamy prawo odmówić Luwrowi: „prawdziwy dyplomata mówi komuś »spierdalaj« w taki sposób, by ten poczuł podniecenie na myśl o zbliżającej się podróży”.