„Nie trzeba być pogodynką, żeby wiedzieć, skąd wieje wiatr” – śpiewał Bob Dylan. I nie trzeba być politologiem, żeby wiedzieć, czy Ameryka odbiera właśnie prezydenckie ślubowanie demokraty, czy może republikanina. Wystarczy posłuchać ścieżki dźwiękowej. Wczorajsze zaprzysiężenie Joego Bidena przypomniało, że demokraci z inauguracji potrafią zrobić show w innym wymiarze niż republikanie, a przede wszystkim – że popkultura ich lubi.
Wszechobecna Lady Gaga
Nie znaczy to, że Biden był pod tym względem zaskakujący czy awangardowy. W roli wykonawczyni amerykańskiego hymnu wystąpiła wszechobecna Lady Gaga – i był to fakt pewnie mało zaskakujący, a wykonanie pewnie mniej przekonujące niż to z początku drugiej kadencji Baracka Obamy (kiedy hymn śpiewała Beyoncé). Przypomnieliśmy sobie jednak, jak wielką wagę przywiązuje się w Stanach Zjednoczonych do popkulturowych symboli.
W gigantycznej broszce Gagi zaczęto się doszukiwać nawiązań do „Igrzysk śmierci” i znanego z tego cyklu, utożsamianego z buntem znaku kosogłosa. Choć był to przecież zwyczajny gołąbek pokoju z gałązką oliwną, a symbolika zupełnie inna, raczej zbieżna z pojednawczym tonem przemówienia nowego prezydenta. I z występem country′owca Gartha Brooksa w roli wykonawcy pieśni „Amazing Grace”, oryginalnie religijnego hymnu, a dziś w znacznej mierze utworu symbolicznego dla Ameryki dźwigającej się po