Pisałem nie tak znowu dawno o tym, że zmarli i koncerty hologramów są przyszłością świata muzyki. Ale nie przypuszczałem, że pandemia – i różnego formatu cyfrowe koncerty organizowane w jej trakcie z konieczności – tak bardzo przyspieszy ten scenariusz. Można dziś założyć, że aktualnie żyjące gwiazdy pierwszej wielkości nie tylko będą wiecznie koncertować, ale też – dzięki wygenerowanym cyfrowo awatarom – pozostaną wiecznie młode.
Czytaj też: Odmrażanie kultury? Witamy w erze hybrydowej
ABBA w studiu George′a Lucasa
I to ostatnie postanowiła przetestować szwedzka ABBA, wracając do studia i na scenę po czterech dekadach. Proszę się nie niepokoić, Benny Andersson, Agnetha Fältskog, Anni-Frid Lyngstad i Björn Ulvaeus żyją i – z tego, co mi wiadomo – mają się dobrze. Zapowiedź ich nowego albumu (płyta „Voyage” ma się ukazać 5 listopada) nie jest jednak taką sensacją jak oczekiwana seria koncertów.
W maju 2022 r. w Londynie wystąpią na scenie nie muzycy ABBY, tylko ich cyfrowe wersje stworzone z pomocą fachowców z Industrial Light & Magic, firmy założonej przez George′a Lucasa. W tym wydaniu są młodzi, gotowi precyzyjnie zrealizować założenia choreografii mistrza Wayne′a McGregora, nie męczą się zupełnie i na pewno nie zastrajkują, gdy dowiedzą się o godzinach nadliczbowych lub występach w kilku miejscach naraz. Mogą się co najwyżej zawiesić. Choć – trzeba przyznać – zespół ABBA poczekał na odpowiednią, dość stabilną i pewną technologię.
Pomysł na powrót w postaci „abbatarów” nie jest bowiem nowy – mówiono o nim od kilku lat. Odkąd w obozie ABBY – i wydawców zespołu – wiedziano już o niesłabnącej popularności tej grupy wśród młodej publiczności, która odkrywała ich przeboje poprzez musical i film „Mamma Mia!”. To kładzie grunt pod bezpieczną inwestycję, jaką są w tej sytuacji gigantyczne sceniczne przedsięwzięcia spod znaku CGI, prezentujące odmłodzone wersje członków ABBY.
A przy tym wersje upiększone, pozbawione defektów, co zresztą zmierza trochę pod prąd rozwojowi technologicznemu CGI w filmach i grach wideo – ten wolałby raczej dojść do poziomu realistycznego odwzorowania ludzi. Być może Benny Andersson chciał w ten sposób wziąć sprawy we własne ręce i mieć kontrolę nad wizerunkiem zespołu, dopóki może?
Czytaj też: Śmierć artysty zawodowego
ABBA cyfrowa, a staroświecka
Ta cyfrowa wersja ABBY przypomina niepokojąco Kraftwerk (Niemcy już dawno wymyślili ideę pokazywania własnych awatarów – robotów – na koncertach, zresztą mających imponującą oprawę) czy film „Tron”. Czy spodoba się publiczności wychowanej na wysokobudżetowych grach wideo? Z jednej strony już widać olbrzymie zainteresowanie – wczorajszą transmisję z ogłoszenia powrotu ABBY na YouTubie śledziło na żywo kilkaset tysięcy osób.
Z drugiej jednak – ta sama publiczność może oczekiwać interakcji. Pełniejsze zanurzenie w cyfrowy świat dają jej choćby koncerty w zamkniętych światach gier – jak ostatnio Ariany Grande w ramach Rift Tour „Fortinite′a”. Tego typu wydarzenia online zbierają zresztą rekordowe, liczone w milionach tłumy. ABBA w nowej wersji będzie koncertem bardziej ekskluzywnym, ale – zapewne, bo szczegółów nie znamy – bardziej staroświeckim w charakterze.
Czytaj też: Muzyczne trendy w pandemii
Algorytmy i hologramy
Cała ta wizja olbrzymiego show, dla którego to wszystko, odsuwa na drugi plan same piosenki, zaprezentowane już „I Still Have Faith in You” oraz „Don′t Shut Me Down”. Stylistyka jest identyczna z oryginalną, znaną sprzed lat, choć nie ulega wątpliwości, że niesłychanie utalentowanego Anderssona – kompozytorski mózg zespołu – stać na więcej. Bardziej przekonuje ta druga z piosenek, choć jej aranżacja i linia melodyczna są już tak perfekcyjnym przedłużeniem dawnej linii, że aż przypomina o drugiej stronie rozwoju technologii: dziś możliwe jest nie tylko wygenerowanie sławnych artystów – żyjących lub nie – w wersjach cyfrowych. Równie precyzyjnie można naśladować ich styl w pisanych przez sztuczną inteligencję utworach.
Andersson jest więc niewątpliwie przydatny, ale tylko do czasu: już teraz dał się zeskanować (narzekał, że musiał zgolić brodę) i zamienić w cyfrową wersję, ale w przyszłości – jak najdalszej, tego mu przynajmniej życzę – z pisaniem przebojów ABBY też może sobie poradzić algorytm.
Czytaj też: Kto i jak kreuje dziś nasze muzyczne gusty